Skandalista Kevin Grosskreutz


Walczak na boisku, który jest zagubiony w życiu

31 stycznia 2019 Skandalista Kevin Grosskreutz

Kiedy Juergen Klopp prowadził Borussię Dortmund, jej kluczową postacią był Kevin Grosskreutz. Waleczny, nieustępliwy zawodnik, który wetknąłby głowę tam, gdzie inny nie śmiałby włożyć choćby nogi. Dziś 29-letni zawodnik daje jednoznaczny sygnał. Jego wyczyny poza boiskiem, jak i na nim głośno wołają: nie chcę mieć już nic wspólnego z piłką nożną. Jeden z największych żołnierzy ówczesnej BVB, synonim zwycięstwa nad wielkim Bayernem, przegrywa z samym sobą. Niech jego historia będzie przestrogą dla wszystkich młodych fanów futbolu marzących o wielkiej karierze piłkarza. Linia między zwycięstwem a porażką, między sukcesem a zapomnieniem jest bardzo cienka.


Udostępnij na Udostępnij na

Dortmundczyk od urodzenia, mógł być zatem fanem tylko jednej drużyny. W jego życiu liczyła się tylko BVB. Należał do najzagorzalszych fanów tej drużyny. W 2009 roku ziściło się jego największe marzenie. Podpisał profesjonalny kontrakt z miłością swego życia. Tę zaszczepił w jego życiu wujek, który zabrał go na finał Champions League w 1997 roku, kiedy to w Monachium „Die Schwarzgelben” pokonali Juventus Turyn 3:1. Westfalenstadion stał się jego drugim domem. Do 2009 roku, mimo gry w różnych zespołach z niższych lig, regularnie meldował się na domowych meczach swoich ulubieńców, dopingując wśród najzagorzalszych fanatyków. Ówczesny trener BVB zwrócił uwagę na 21-letniego perspektywicznego skrzydłowego Rot Weiss Ahlen i postanowił dać mu szansę. Lokalna publiczność z miejsca go pokochała, wiedziała, skąd pochodzi, jaki jest. Fani wreszcie mieli swojego człowieka w kadrze pierwszego zespołu.

W sercu BVB

Powszechnie panująca nienawiść do Schalke, którą pałają fani „Die Borussen”, łączyła ich z osobą nowo zakupionego zawodnika. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że z niego nigdy nie będzie maestro, technika, który wiąże sznurówki przeciwnikom, a kibiców wprawia w ekstazę. Natomiast miał cechę, którą powinno się łączyć z każdym profesjonalnym sportowcem, mianowicie nieustępliwość. Uchodził za uosobienie tego, czego w piłce nie może brakować, czyli zaangażowania. Klopp, wystawiając Grosskreutza, wiedział, że ten, choćby padał ze zmęczenia, to i tak nie poprosi o zmianę, tylko w sobie znany sposób włączy kolejny bieg i da się pokroić za zwycięstwo swojej drużyny. Ambitny Niemiec zaskarbiał sobie sympatię w środowisku BVB nie tyle samą grą, ile stopniem emocjonalnego związania z klubem. Był synonimem piłkarza, który całując herb na koszulce, robi to całkowicie szczerze, jest oddanym żołnierzem, który jest gotowy poświęcić wszystko. Każdą możliwą okazję wykorzystywał do wbicia szpilki w odwiecznego i znienawidzonego rywala zza miedzy – FC Schalke 04. – Nie chcę wygrywać z „Niebieskimi”, ja chcę ich upokorzyć, bo tego chcą nasi kibice – zwykł mówić Kevin.

W Gelsenkirchen jest rzecz jasna znienawidzony. Podczas każdych Revierderby fani Schalke 04 za punkt honoru postawili sobie jak największe obrażenie, sfrustrowanie piłkarza odwiecznego rywala. Nienawiść czystej postaci, której nie sposób jasno określić. Każdy kontakt z piłką Kevina równał się niebywałej ilości bluzgów i gwizdów, którym mało kto byłby w stanie się oprzeć. Grosskreutz robił to bez najdrobniejszego mrugnięcia okiem. Czy z perspektywy sympatyka BVB jest możliwy brak miłości do takiego piłkarza? Jednak z perspektywy czasu okazuję się, że nawet tak piękne uczucie jak miłość staje się na wskroś toksyczne.

Gdyby mój syn kibicował Schalke, oddałbym go do domu dziecka – wypalił Kevin w jednym z wywiadów. Ta wypowiedź potwierdza, że nazwać Grosskreutza zawodnikiem kontrowersyjnym to tak, jakby nic nie powiedzieć. Mimo ogromnego zaangażowania emocjonalnego w klub takie przykłady jego wypowiedzi jak powyższe odbiły się szerokim echem nie tylko za naszą zachodnią granicą, lecz także w całej Europie. Dziennikarze zza Odry zgodnie stwierdzili wówczas, że Grosskreutz do końca poczytalny nie jest. Jednak w Dortmundzie na „złote myśli” skrzydłowego postanowiono ten ostatni raz przymknąć oko. Juergen Klopp nie usunął z zespołu krnąbrnego gracza, mało tego, tak jak wspomniałem, uczynił z niego ważne ogniwo swojej ekipy, która sięgnęła po mistrzowską paterę.

Kevin trafił na Westfalenstadion w najlepszym dla klubu okresie. Można śmiało powiedzieć, że gdyby nie Klopp, nikt w Europie nie zainteresowałby się pomocnikiem tułającym się po zapleczu Bundesligi. Charyzmatyczny menedżer widział jednak w nim charakter, który jego zdaniem znakomicie pasował do tworzonej w Dortmundzie drużyny przyszłego dwukrotnego mistrza Niemiec. Były członek „Nationalelf” należał do kluczowych elementów układanki szkoleniowca BVB, a ten miał pewność, że Kevin nigdy go nie zawiedzie. Nawet nie będąc podstawowym zawodnikiem Borussii, był przydatny. Wszechstronność, jaką imponował, stawała się nawet przedmiotem kpin i żartów niemieckiej opinii publicznej, ale Grosskreutz nic sobie z tego nie robił.

Groteskowy mistrz świata

Historia typowego chłopaka z sąsiedztwa realizującego swoje najskrytsze marzenia jest bliska każdemu z nas. W życiu Kevina nastąpił kolejny przełom, sukces, którego mało kto się spodziewał. W 2014 roku Joachim Loew powołał go na mundial do Brazylii. Jednakowoż na samym turnieju niespodzianki nie było, obok Matthiasa Gintera i dwóch rezerwowych bramkarzy Grosskreutz był jedynym zawodnikiem „Die Mannschaft”, który nie rozegrał choćby minuty. Jednak zdobył coś, o czym mogą pomarzyć zawodnicy pokroju Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo czy legend sprzed lat na czele z maestro Johannem Cruyffem, czyli złoty medal MŚ, i nikt nigdy nie będzie w stanie mu tego odebrać. To nieco groteskowe zestawiać futbolowego rzemieślnika z legendami futbolu, jednak cała postać piłkarza rodem z Westfalii taka właśnie jest.

Wszystko, co udało mu się osiągnąć w karierze, zawdzięcza dwóm czynnikom. Pierwszym niewątpliwie jest ambicja, o której już zdążyłem napisać, a drugim jest Juergen Klopp. Obecny szkoleniowiec Liverpoolu z wielu futbolowych karier wycisnął w Dortmundzie maksimum. Jedynym człowiekiem, któremu zafundował karierę ponad stan, jest właśnie Kevin. Coach dał mu drugie życie, miejsce na piedestale największych niemieckich gwiazd. Doprawdy niewielu trenerów na świecie widziałoby miejsce w podstawowym składzie mistrzowskiego zespołu dla piłkarza o takiej charakterystyce. Większość zapewne stwierdziłaby, że niemiecki skrzydłowy jest zbyt toporny i pozbawiony odpowiedniej techniki użytkowej. Większość, ale nie Klopp. On jako jeden z nielicznych uwierzył w sprowadzonego w 2009 roku z drugoligowego Ahlen gracza. Teraz z perspektywy czasu powinien się czuć zawiedziony.

W 2015 roku, kiedy Juergen Klopp po siedmiu latach sukcesów opuszczał Westfalenstadion, stery BVB przejął Thomas Tuchel. W Dortmundzie zaufano człowiekowi ze świeżą wizją i zupełnie innym spojrzeniem na futbol. W jego koncepcji nie było miejsca dla piłkarskich wyrobników, zatem bez żalu zdecydował się oddać wszechstronnego zawodnika do Galatasaray SK. W żółto-czarnych barwach Grosskreutz rozegrał 236 meczów, w których zdobył 27 goli, czym zapracował sobie na szacunek nie tylko kibiców, lecz także partnerów z boiska.

Powolny zjazd

Odejście do tureckiej ligi zmieniło Grosskreutza nie do poznania. Turcy nie zdążyli zarejestrować zawodnika, przez co ten nie mógł występować w oficjalnych spotkaniach i przeżywał trudne chwile. Wielokrotnie wracał zresztą do swojego rodzimego miasta i żalił się mediom, jak źle jest mu w Turcji. Rozpaczliwie zaczął szukać nowego domu, najlepiej w ojczyźnie, choć w ukochanym Dortmundzie nie miał czego szukać.

Latem 2016 roku nad dortmundczykiem ulitowało się VFB Stuttgart i postanowiło zatrudnić w swoich szeregach. Pierwszy okres pobytu w nowej drużynie to 11 meczów i spadek z Bundesligi. Drugi okres to 16 meczów w 2. Bundeslidze i koniec. Dłużej już nie wytrzymał, a dokładniej to klub stracił cierpliwość do swojego piłkarza i rozwiązał z nim kontrakt. Na zwołanej przez klub z Badenii-Wirtembergii konferencji Kevin siedział w czapce zakrywającej liczne obrażenia, których doznał w ulicznej bójce. Drżącym głosem przepraszał kibiców, rodzinę, przyjaciół, ale i samego siebie. Obiecywał poprawę.

Geneza tego zdarzenia jest zresztą kuriozalna i potwierdza tezę, o której wiele osób mówiło już przed trzema laty, gdy Grosskreutz wypalił słynne zdanie o „domu dziecka”. Dziennikarze, którzy uważali, że Kevin jest niezrównoważony, wówczas dostali potwierdzenie. Ze względu na uraz skrzydłowy nie znalazł się w kadrze meczowej na ligowe starcie z Kaiserslautern i postanowił zaznać uroków nocnego życia. Najpierw udał się więc do domu publicznego, a następnie postanowił zabawić się w ulicznego zabijakę i zaaranżować przedsionek klubu do bitwy z lokalnymi wandalami.

A okazuje się, że może być jeszcze gorzej. Pół roku temu transfer Kevina Grosskreutza został dopięty i trafił do trzecioligowego KFC Uerdingen 05. Żeby oddać absurdalność sytuacji – to beniaminek, który świeżo awansował z czwartej ligi, a naszemu bohaterowi nadal nie udaje się być gwiazdą. Wystarczy powiedzieć, że jest wystawiany na prawej obronie, a nie w pomocy, gdzie prawdopodobnie mógłby zrobić większą różnicę, pokazać swoje walory ofensywne. Kevin cały czas dostaje słabe noty. „Kicker” wystawił mu średnią not na poziomie 3,5. Tylko w jednym spotkaniu zszedł poniżej „trójki”, co raczej nie pokazuje, by miał podbijać trzeci poziom ligowy w Niemczech. I nic w tej kwestii się nie zmienia, zjazd trwa w najlepsze, a zakończyć go może tylko jedna decyzja. Najtrudniejsza nie tylko dla Kevina, lecz także dla każdego profesjonalnego zawodnika. Jednak jest nieunikniona, w tej historii trudno doszukiwać się happy endu.

Komentarze
ayufan (gość) - 5 lat temu

w jego przypadku faktycznie można powiedzieć, że on najwięcej zawdzięcza Jurgenowi Kloppowi i że dzięki niemu zrobił karierę ponad swój poziom sportowy, miał też sporo szczęścia że wstrzelił się w najlepszy okres klubu ostatnich lat, normalnie to zawodnik który nigdy w swojej karierze nie przekroczył wartości 10mln euro na tm nie miałby prawa grać w takim klubie jak BVB...

Odpowiedz
Andrew (gość) - 5 lat temu

to legenda BVB. Kapitalny piłkarz. Więcej artykułow o BVB prosimy.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze