Drużyna Seattle Sounders po raz drugi w dziesięcioletniej historii swoich występów w Major League Soccer zdobyła mistrzostwo Stanów Zjednoczonych. "The Sounders" w porównaniu z pozostałymi drużynami nie nastawiają się na przyciąganie do siebie gwiazd światowego futbolu, wierząc przede wszystkim w umiejętności swojego szkoleniowca, będącego jednocześnie legendą soccera w Seattle.
Skazani na Toronto
Zespół z Seattle zagrał w trzecim finale MLS Cup w ciągu ostatnich czterech lat, a w każdym z nich jego rywalem było Toronto FC. Przed trzema laty po bezbramkowym remisie lepsi w rzutach karnych okazali się Amerykanie, którzy wygrali w nich z Kanadyjczykami 5:4. Już rok później Toronto zrewanżowało się rywalowi z Seattle i pewnie wygrało 2:0. Przed rokiem „The Reds” nie zakwalifikowali się nawet do fazy play-off swojej Konferencji Wschodniej, natomiast „The Sounders” zakończyli przygodę już na pierwszej rundzie play-offów w Konferencji Zachodniej.
W tym roku oba kluby nie miały może większych problemów z awansem do fazy play-off, lecz zmagały się z koniecznością ustabilizowania formy. Toronto po nieudanym poprzednim sezonie poszukiwało swojej tożsamości, a na przełomie marca i czerwca nie wygrało w ośmiu spotkaniach z rzędu. Seattle co prawda w pierwszych trzynastu meczach przegrało tylko raz, ale w drugiej części sezonu złapało wyraźną zadyszkę. W efekcie Sounders zajęli drugie miejsce w Konferencji Wschodniej, tracąc aż szesnaście punktów do Los Angeles FC.
Oba zespoły były już jednak dużo bardziej przekonujące w fazie play-off, dlatego całkowicie zasłużenie znalazły się w wielkim finale amerykańskiej ligi. W nim szczęście sprzyjało „The Sounders”, którzy wygrali 3:1. „The Reds” co prawda zakończyli niedzielne spotkanie z posiadaniem piłki na poziomie 65 proc., ale nie stwarzali sobie dogodnych sytuacji do zdobycia bramek. Te zdobywali ich przeciwnicy, stąd w doliczonym czasie gry Toronto było stać już tylko na honorowe trafienie. Zawodnicy mistrza Stanów Zjednoczonych sprzed dwóch lat przeżyli przy tym swoiste deja vu, bo w finale przed trzema laty także przegrali mimo całkowitego zdominowania tegorocznych triumfatorów.
Bez wielkich gwiazd
Zlatan Ibrahimović, Nani, Wayne Rooney, Bastian Schweinsteiger, Carlos Vela, Chris Wondolowski, DaMarcus Beasley, Josef Martinez – żadna z największych gwiazd MLS nie występowała w tym roku w barwach klubu w Seattle. „The Sounders” nigdy nie aspirowali zresztą do przyciągania nazwisk znanych na całym świecie, zadowalając się najwyżej piłkarzami znanymi przede wszystkim ze swoich występów w Stanach Zjednoczonych. Stąd w ostatnich latach podporą ich ofensywy był Clint Dempsey, czyli 141-krotny reprezentant USA. To właściwie jedyny przypadek, gdy mistrzowie Ameryki zdecydowali się zaszaleć pod względem finansowym i sprowadzić do siebie prawdziwą gwiazdę, płacąc za transfer napastnika 9 milionów dolarów Tottenhamowi i oferując zawodnikowi roczną gażę w tej samej wysokości. Dużo mniej kosztował z kolei drugi najgłośniejszy transfer w historii klubu, a więc Obafemi Martins, który występował w Stanach Zjednoczonych w latach 2013-2016.
https://www.youtube.com/watch?v=MM3f0tldVoA
Zakończenie kariery przez Dempseya oznaczało konieczność znalezienia nowego napastnika. „The Sounders” w połowie ubiegłego roku przeprowadzili więc swój drugi najdroższy transfer w historii. Za blisko 6,3 miliona dolarów sprowadzili peruwiańskiego napastnika Raula Ruidiaza z meksykańskiego Monarcas Morelia. W maju z powodu kolejnej kontuzji swoją karierę postanowił zakończyć 34-letni stoper Chad Marshall, który przez sześć lat stanowił o sile defensywy zespołu z Seattle. Pionowi sportowemu klubu dosyć szybko udało się jednak ugasić ten pożar, stąd drużynę zasilił ekwadorski obrońca Xavier Arreaga z Barcelona S.C.
Największą siłą nowego mistrza Stanów Zjednoczonych jest jednak kolektyw. Motyw zgranej drużyny przewijał się w wypowiedziach niemal wszystkich zawodników Seattle podkreślających, że właśnie dzięki temu udało im się pokonać w tym sezonie wiele przeciwności. Szwajcarski bramkarz Stefan Frei zwracał z kolei uwagę na głód sukcesów wśród swoich kolegów, którzy są cały czas nastawieni na zdobywanie kolejnych trofeów. Pomocnik Harry Shipp wyrażał przede wszystkim zadowolenie ze świetnej organizacji swojego klubu, a ponadto komplementował kolegów z boiska osiągających sukcesy, mimo że w drużynie brakuje zawodników o rozpoznawalnych nazwiskach.
Krezus nie szasta pieniędzmi
We współczesnym futbolu nie da się przecenić siły pieniądza, w szczególności jeśli mowa o amerykańskiej MLS. Już za samą możliwość gry w tej lidze trzeba słono zapłacić (obecnie „wpisowe” wynosi niebagatelną kwotę 150 milionów dolarów), natomiast pieniądze na pensje zawodników wypłacane są z budżetu centralnego grupy Major League Soccer L.L.C. Jednocześnie obowiązujące reguły mają ograniczać możliwość zdominowania rozgrywek przez jedną drużynę (każda działa zresztą w systemie franczyzowym), dlatego na ewentualny wzrost wydatków na transfery i wynagrodzenia muszą zgodzić się inwestorzy wszystkich amerykańskich klubów.
https://twitter.com/Forbes/status/1193976940459364354
Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy uczestnicy MLS dysponują takimi samymi budżetami, ponieważ nie wszystkie pieniądze trafiają do wspólnej puli. Najpopularniejsze zespoły mogą generować dodatkowy zysk z biletów czy sprzedaży zawodników, Seattle zaś według ubiegłorocznego zestawienia magazynu „Forbes” jest trzecią najbardziej wartościową franczyzą w całej lidze. Prestiżowa gazeta oceniła, że „The Sounders” warci są blisko 310 milionów dolarów, a decydują o tym przede wszystkim wyniki sportowe oraz duże zaplecze kibicowskie.
Jednocześnie mistrz Stanów Zjednoczonych nawet jak na narzucone z góry reguły nie wydaje astronomicznych kwot na wynagrodzenia zawodników. Pod tym względem nie należy nawet do ścisłej ligowej czołówki. Toronto na podstawowe pensje dla swoich piłkarzy wydaje najwięcej w całej MLS, czyli blisko 19,9 miliona dolarów, podczas gdy Seattle plasuje się pod tym względem na szóstym miejscu w lidze z nieco ponad 11,1 miliona dolarów. Urugwajski reprezentant Nicolas Lodeiro, z podstawowym wynagrodzeniem na poziomie 2,5 miliona dolarów, znalazł się więc dopiero na jedenastym miejscu wśród najlepiej opłacanych piłkarzy występujących na amerykańskich boiskach.
Trener stąd
Nie byłoby oczywiście sukcesów „The Sounders”, gdyby nie praca ich szkoleniowca, Briana Schmetzera. Chociaż zespół z Seattle występuje w MLS dopiero od 2009 roku (przy czym warto pamiętać, że cała liga funkcjonuje od roku 1996), to soccer w tym mieście ma dużo dłuższą historię. Oficjalnie klub w swoim obecnym kształcie powstał w 2007 roku, ale kontynuuje on tradycje dwóch drużyn o tej samej nazwie występujących już wcześniej w profesjonalnych amerykańskich rozgrywkach, Schmetzer zaś miał okazję reprezentować ich barwy.
I want to Thank everyone who has helped make Seattle a Great city, a Great sports town, and most importantly a place where people care. This is the relationship between the fans/players that I always talk about. This is our Club………………I am very proud to be a Sounder!!! pic.twitter.com/lvaQGG8lSX
— brian schmetzer (@brianschmetzer) November 11, 2019
Jako szkoleniowiec debiutował on w 2002 roku, aby przez następne sześć lat prowadzić Seattle Sounders występujące jeszcze w United Soccer League, uważanej nieoficjalnie (w USA nie ma przecież systemu spadków i awansów) za drugi amerykański poziom rozgrywkowy. Po dołączeniu klubu do MLS był on jedynie asystentem kolejnych trenerów, natomiast przed trzema laty ponownie objął funkcję pierwszego szkoleniowca aktualnego mistrza Stanów Zjednoczonych. Jego były podopieczny, Steve Zakuani, przed finałem ligi opowiadał, że Schmetzer, komplementując swojego byłego szkoleniowca, zwracał uwagę na jego przywiązanie do piłkarskich tradycji Seattle. Miał on powtarzać swoim podopiecznym, że bez względu na to, skąd pochodzą, muszą zdawać sobie sprawę, iż reprezentują barwy klubu funkcjonującego od 1974 roku.
Powszechnie Schmetzera uważa się za doskonałego taktyka, co podkreślano zwłaszcza po triumfie w niedzielnym finale MLS. Jego zawodnicy nie tylko wygrali pewnie mimo przewagi przeciwnika w posiadaniu piłki, ale dodatkowo po przerwie poprawili największe mankamenty w swojej grze. Na taktyczne podejście trenera mistrzów USA zwracał uwagę także wspomniany Zakuani, według którego Schmetzer zawsze wpajał swoim zawodnikom, aby przede wszystkim starali się obserwować i następnie wykorzystywać słabe strony swoich rywali. Jednocześnie nie trzyma się kurczowo określonej taktyki, starając się dobierać ją elastycznie pod kątem przeciwnika i aktualnej sytuacji na boisku.
Najlepsi kibice
Niedzielnym finałem MLS kibice Seattle Sounders potwierdzili, że są jednym z najważniejszych aktywów swojego klubu. Bilety na mecz rozeszły się w niecałe dwa dni, stąd na trybunach CenturyLink Field zasiadła rekordowa liczba 69 274 fanów. Ogółem „The Sounders” mogą pochwalić się drugą najwyższą frekwencją lidze, która wyniosła w tym sezonie średnio ponad 40 tysięcy osób na mecz.
⚽️ in Seattle. #SoundersMatchday | #MLSCup pic.twitter.com/A7BN7cvTvZ
— Seattle Sounders FC (@SoundersFC) November 10, 2019
Z pewnością większość klubów MLS może pozazdrościć kibiców nowemu mistrzowi kraju. Nie chodzi w tym kontekście o samą frekwencję, ale wręcz przede wszystkim o atmosferę tworzoną przez fanów gromadzących się na CenturyLink Field. W niedzielę przygotowali oni kolejną choreografię obejmującą wszystkie trybuny na stadionie, ich reakcje po strzeleniu wszystkich trzech goli odnotowali zaś zajmujący się sejsmologią naukowcy z Pacific Northwest Seismic Network. Takie warunki z pewnością sprzyjają myśleniu o triumfie w kolejnym sezonie amerykańskiej ligi.