Każdy inny wynik niż zwycięstwo byłby pierwszym krokiem ku szybszemu powrotowi do domu i zaniechaniu marzeń przynajmniej na cztery lata zarówno dla Maroka jak i Iranu. Remis w tym spotkaniu nie satysfakcjonował nikogo. Futbol bywa jednak brutalny i czasem gdy wygrać muszą wszyscy - nie wygrywa nikt. Dzisiaj było jednak inaczej. Mimo zdecydowanej przewagi w całym spotkaniu, Maroko przegrało w ostatnich sekundach po samobójczym trafieniu.
Za reprezentacjami Maroka oraz Iranu bardzo udane okresy. „Lwy Atlasu” nie przegrały od roku, natomiast podopieczni Carlosa Queiroza przez eliminacje do Mundialu przedarli się niczym burza, nie zaznając porażki. Optymizm związany z ostatnimi rezultatami znacznie zmalał jednak po losowaniu grup mistrzostw świata. Wyrównana rywalizacja z Hiszpanią oraz Portugalią teoretycznie dla kadrowiczów Maroka i Iranu wydaje się bardzo trudna, o ile w ogóle jest możliwa. Po losowaniu sytuacji nie koloryzował Carlos Queiroz.
– Trafiliśmy do najtrudniejszej grupy – krótko ocenił selekcjoner Iranu. Jednak, aby myśleć o jakichkolwiek szansach na niespodziewany sukces, jakim byłoby przeskoczenie w tabeli reprezentacji z Półwyspu Iberyjskiego, podstawą było zwycięstwo w pierwszej konfrontacji. Tak więc zarówno dla Maroka jak i Iranu pierwsze starcie na rosyjskim Mundialu było meczem o być albo nie być.
Początek spotkania pokazał, że bardziej świadome tego faktu były „Lwy Atlasu”. Podopieczni Hervé’a Renarda tuż po pierwszym gwizdku rzucili się do ataku, szturmując irańska bramkę. Już 120 sekund po rozpoczęciu meczu, bliski szczęścia był Amine Harit, który strzałem z woleja próbował zaskoczyć Alireza Beiranvand. Strzał Marokańczyka okazał się jednak niecelny, mimo to dodał sporo animuszu atakom zespołu Hervé’a Renarda. Raz za razem reprezentanci Maroka oddawali kolejne strzały spychając tym samym drużynę Iranu do głębokiej defensywy. Praktycznie pierwszy raz pod bramką przeciwnika Persowie pojawili się dopiero po dwudziestu minutach gry, gdy szybka kontra o mało nie zakończyła się wyjściem na prowadzenie.
To jeszcze bardziej pobudziło reprezentantów Maroka do ofensywniejszej gry. Raz za razem obronę rywali rozrywał bardzo aktywny Amine Harit. „Lwy Atlasu” często próbowały ponadto strzałów z dystansu.
Oblężenie irańskiej bramki trwało w najlepsze, a gol dla Maroka wydawał się kwestią czasu. Jednak trzy minuty przed gwizdkiem oznaczającym przerwę, Persowie wyprowadzili szybki kontratak, a oko w oku z Munirem znalazł się Sardar Azmoun. Irańczyk powinien zakończyć tę akcję umieszczeniem piłki w siatce, jednak przegrał pojedynek z golkiperem rywali.
W drugiej odsłonie spotkania przebieg meczu nie uległ zmianie. To zawodnicy Hervé’a Renarda dążyli do zdobycia bramki, inwestując coraz więcej sił w zadania ofensywne. Napór rósł, jednak nie przynosił efektów. Stawka spotkania spowodowała, że przybyło ostrych starć, a kolejni gracze pokładali się na murawie po zderzeniach z rywalami.
Dziesięć minut przed końcem Maroko wrzuciło wyższy bieg, co miało pozwolić na zadanie ostatecznego ciosu. Bardzo groźnie z dystansu uderzał Hakim Ziyech, a strzał zawodnika Ajaxu z najwyższym trudem na rzut rożny sparował Alireza Beiranvand. Kolejne nieskuteczne próby szturmu bramki przeciwnika widocznie wprowadziły dezaprobatę piłkarzy Maroka. Gdy jednak wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, minutę przed końcem doliczonego czasu, po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry, do własnej bramki trafił Aziz Bouhaddouz.
Tu reviendras plus fort 💪#Bouhaddouz #Mar #DimaMaghreb #CM2018 pic.twitter.com/XqRFQPnSLN
— Said El Abadi (@SaidElabadi) June 15, 2018
Samobójcze trafienie Marokańczyka pozwoliło zainkasować reprezentacji Iranu niezwykle ważne trzy punkty. Zespół Hervé’a Renarda przegrana z Perdami postawiła natomiast w bardzo trudnym położeniu. By wierzyć w awans do fazy zasadniczej, muszą pokonać w środę Portugalię.