Po ostatnim niepowodzeniu reprezentacji Włoch wielu się zastanawiało, który trener będzie odpowiedni, by zastąpić Cesare Prandellego oraz posprzątać bałagan, który po sobie zostawił. Postawiono na Antonio Conte, który w dwóch spotkaniach zapoczątkował inne funkcjonowanie zespołu niż dotychczasowe.
W czerwcu nikt na Półwyspie Apenińskim nie spodziewał się, że Italia w haniebny sposób drugi raz z rzędu polegnie na mundialu. Po klęsce w Brazylii wielu fanów „Squadra Azzurra” straciło zaufanie do drużyny, w której pokładali duże nadzieje podczas jubileuszowych dwudziestych finałów piłkarskich mistrzostw świata. Reprezentację Włoch powierzono w ręce Antonio Conte, który doprowadził do całkowitej hegemonii Juventusu na boiskach Serie A. Były sternik „Starej Damy” nie mógł dojść do konsensusu z włodarzami klubu, więc postanowił rozwiązać umowę. Na brak ofert nie mógł narzekać, a propozycja prowadzenia kadry narodowej należy do tych, którym odmówić nie można, dlatego długo się nie wahał. Wiele osób zastanawiało się, czy kunsztowny szkoleniowiec będzie umiał swoją inwencję przełożyć na kadrę tak, jak to czynił w zespołach klubowych, w których pracował. Początek jego przygody wygląda obiecująco.
Odzyskany spokój
Debiut Antonio Conte był szczególny, bo zespół pod jego wodzą musiał w meczu towarzyskim stawić czoła Holandii, która zajęła trzecie miejsce podczas mundialu. Tym bardziej że na ławce trenerskiej trzeci swój powrót do ekipy „Oranje” zanotował Guss Hiddink chcący za wszelką cenę popsuć początek przygody w „Squadra Azzurra” nowego trenera. Na boisku nie było absolutnie żadnego śladu po wcześniejszej klęsce, bo Włosi grali koncertowo. Co prawda mieli dużo szczęścia, bo początek w wykonaniu Holendrów był wręcz katastrofalny. Jednakże styl gry był zdecydowanie lepszy, ponieważ nie było w nim chaosu. Obrona grała bardzo stabilnie, a co najważniejsze, piłkarze z Półwyspu Apenińskiego szli za ciosem w ataku, nie czekając na cud podczas spotkania czy pomyłkę ze strony rywala.
Nie inaczej było inaczej w inauguracyjnym spotkaniu towarzyskim przeciwko Norwegii, gdzie na stadionie w Oslo wyraźnie górowała reprezentacja Włoch – pod każdym względem. Gospodarze ze Skandynawii mieli olbrzymie kłopoty, żeby zatrzymać cały czas napierającą ekipę przeciwnika. Nowy trener „Squadra Azurra” zwycięstwem nad Norwegami wpisał się do historii, bo jeszcze nigdy wcześniej Włosi nie wygrali z Norwegami na ich terenie. Warty odnotowania jest fakt, że w obu spotkaniach pod wodzą Conte drużyna nie straciła żadnego gola, gdyż defensywa tworzyła zgrany monolit, który był trudny do przebrnięcia przez przeciwników.
Autorski pomysł
Największa zmiana, jaka została doprowadzona przez Antonio Conte, to przemiana formacji obronnej. Wcześniej pod batutą Cesare Prandellego Włosi w większości spotkań grali z czwórką zawodników w tylnej formacji. Nowy selekcjoner postanowił postawić na trójkę defensorów, jak wcześniej robił to w Juventusie Turyn. Prasa we Włoszech zastanawiała się, czy rzeczywiście jest to dobra metoda na odbudowanie reprezentacji. Patrząc na pierwsze dwa spotkania, stwierdzimy, że widać natychmiastowe efekty, bo przez ten ruch tworzą oni zgrany szyk, który jest trudny do rozszyfrowania. Środkowi pomocnicy mają za zadanie również asekurować obrońców, żeby w trudnych momentach nie byli osamotnieni. Dla takiego Claudio Marchisio jest to dosłownie taka sama rola, jaką wykonywał za czasów Conte w Juventusie Turyn.
Nowy szkoleniowiec reprezentacji Włoch od początku starał się wykorzystać swoje stare znajomości i powołał do kadry większą grupę ze „Starej Damy”, co pokazało, że będzie stawiał na zaufanych ludzi, opierając zespół na piłkarzach stanowiących wcześniej trzon w reprezentacji. Miał on utrudnione zadanie w kwestii powołania zawodników, bo ostateczną listę musiał podać w trakcie rozgrywania pierwszej kolejki Serie A, co spowodowało, że niektórych graczy musiał brać w ciemno. Natomiast nie popełnił żadnego rażącego błędu.
Pewne było, że da on szansę nowym graczom, o których jeszcze nie było głośno. Swoją prawdziwą okazję otrzymał Simone Zaza, który podczas poprzedniego sezonu włoskiej ekstraklasy dziewięciokrotnie wpakował piłkę do siatki w barwach Sassuolo. W swoim debiucie przeciwko Holandii zmarnował on kilka dobrych sytuacji do strzelenia gola. Jednakże z Norwegią strzelił swojego premierowego gola, będąc na placu gry jednym z najlepszych w „Squadra Azzurra”. Niewątpliwie spłacił kredyt zaufania od Conte, który zaowocował kolejnym powołaniem na październikowe mecze z Maltą oraz Azerbejdżanem. Również z dobrej strony zaprezentował się Ciro Immobile, który podczas wcześniejszych występów w reprezentacji nie potrafił udowodnić swojej wartości. U boku nowego szkoleniowca kadry, podobnie jak jego partner w ataku, Simone Zaza, spisuje się zgodnie z oczekiwaniami.
Najbardziej kontrowersyjną decyzją było niepowołanie przez Antonio Conte Mario Balotellego. Media donosiły, że popularny „Super Mario” był skonfliktowany z kolegami z reprezentacji. Trener reprezentacji Włoch zaprzeczył tym doniesieniom i podał prawdziwą przyczynę nieobecności dotychczasowego czołowego napastnika „Squadra Azzurra”. – Balotelli rozpoczął nową drogę, która nie jest łatwa. Dostał czas, żeby zaadaptować się do nowych rozgrywek. Oczywiście go obserwuję, tak jak obserwuję wszystkich zawodników grających za granicą – powiedział Conte.
Powrót maestro
Od dłuższego czasu wiadomo, że Antonio Conte jest dla swoich piłkarzy nie tylko jest trenerem, ale również przyjacielem, któremu mogą zaufać i powiedzieć o wszystkim. Nie jest tajemnicą, że specjalnie dla niego Andrea Pirlo powrócił do reprezentacji. To świadczy o tym, jak bardzo sobie ceni jego osobowość. Wcześniej pomocnik Juventusu Turyn zakończył przygodę z reprezentacją, gdyż klęski na dwóch poprzednich mundialach były dla niego upokarzające, więc chciał sobie oszczędzić nerwów w przyszłości, ustępując także miejsca młodszemu pokoleniu. Przez ostatni miesiąc borykał się z kontuzją biodra, lecz teraz powraca do kadry, bardziej natchniony i zmobilizowany, by poprowadzić Italię do wielkiego sukcesu.