Ruch Chorzów znowu przegrał – zdążyliśmy się już do tego w tym sezonie przyzwyczaić. I choć trener Niedźwiedź mówi o matematyce oraz zapewnia, że jego zespół będzie walczył do końca, to w utrzymanie wierzą już chyba tylko naiwni. Po trzech awansach z rzędu przy Cichej będą musieli przełknąć gorzką pigułkę.
„Niebiescy” po bezbramkowym remisie z Puszczą kompletnie się posypali. W dwóch kolejnych spotkaniach stracili łącznie aż osiem goli. To tyle samo, co we wszystkich wcześniejszych meczach w PKO Ekstraklasie pod wodzą Janusza Niedźwiedzia. Dziś Ruch Chorzów do bezpiecznego miejsca traci dziesięć punktów, z tym że kolejka się jeszcze nie skończyła, czyli Puszcza, Warta i Cracovia wciąż mogą zwiększyć ten dystans.
🔚 Historyczny i rekordowy Wielki Mecz Przyjaźni za nami. Na trybunach wygrali wszyscy – na boisku mimo dubletu Miłosza Kozaka lepszy Widzew 🤝
🔗 https://t.co/wMQRv4PrW7 pic.twitter.com/U4JwEryavu
— Ruch Chorzów (@RuchChorzow1920) April 20, 2024
Ruch Chorzów – co stało się z tą defensywą?
„Niebiescy” z drużyny, która potrafiła solidnie bronić się przeciwko czołówce (Legia, Jagiellonia, Raków), stali się swoistą kopalnią błędów. Przed tygodniem pięć bramek w Szczecinie, dziś trzy na Śląskim.
– Z Pogonią pierwsza bramka była zupełnie kuriozalna. Padła w momencie, gdy mieliśmy przewagę w polu karnym, byliśmy dobrze ustawieni, odczytaliśmy podanie wsteczne. Drugi gol, jak dobrze wiecie, zawodnik sam się przyznał, że to nie było trenowane, miał dużo szczęścia. W drugiej połowie jeszcze trzy bramki na nasze konto. Przegrywaliśmy pozycje, sami sobie nie pomogliśmy.
Popracowaliśmy nad tym w tygodniu. Wiadomo, to są akcenty treningowe, ale sporo pracy włożyliśmy w poprawę gry w polu karnym, bo to nam szwankowało z Pogonią. Dzisiaj możemy do kupy złożyć trzy, cztery mecze i mówić o grze w obronie. My rozpatrujemy każdą bramkę, patrzymy, co możemy więcej zrobić, dlatego to poprawiliśmy. I dziś zdecydowanie lepiej funkcjonowało zabezpieczenie, krycie w polu karnym. Przy pierwszym golu popełniliśmy błędy, ale potem nie mogłem mieć do zawodników pretensji.
Rzeczywiście przy trafieniu Silvy mogliśmy i powinniśmy zrobić zdecydowanie więcej, mając przewagę liczebną w polu karnym. Drugą bramkę sami sprezentowaliśmy Widzewowi. Wiemy, co tam nie zadziałało. Będzie to element do dopracowania. Jeśli chodzi o trzecią bramkę, to widziałem powtórkę i nie chcę komentować pracy sędziego, ale nie chciałbym oglądać takich karnych w ekstraklasie – tak Janusz Niedźwiedź na konferencji prasowej skomentował wszystkie stracone bramki przez jego zespół w dwóch ostatnich meczach.
O ile pozytywem jest, że trener zdaje się dostrzegać błędy w obronie przy niektórych golach, to zbyt wiele zostawia on kwestii przypadku. Pierwszy z Pogonią? Kuriozalny samobój. Drugi? Szczęście zawodnika. Trzecia bramka z Widzewem? Naciągany karny.
Wszystko sprzysięgło się przeciwko Ruchowi? No nie. „Niebiescy” zbyt często sami sobie rzeczywistość utrudniali.
Nieszczęścia chodzą… seriami. A sytuacja jest dramatyczna
Abstrahując już od błędów własnych, faktycznie okoliczności tej walki o utrzymanie nie były dotychczas dla Ruchu łaskawe. Wykluczenia, kontuzje, a gdy chorzowianie zdawali się w końcu rozpędzać, kompletnie rozbił ich wirus. Punkty uciekały w błyskawicznym tempie.
I to się nie zmienia. W meczu z Widzewem boisko przedwcześnie opuścić musiał kapitan Patryk Sikora. Nie wyglądało to dobrze. Po ostatnim gwizdku zawodnik z opatrzoną nogą schodził do szatni kulejąc. Na konferencji trener Niedźwiedź również nie był optymistą w temacie kontuzji pomocnika. Kolejny cios dla zespołu.
Nie jest łatwo i widać to po samych piłkarzach, którzy zdołowani schodzili dziś z placu gry. – Ten mecz wyglądał jak cały sezon Ruchu Chorzów. Zostało pięć kolejek. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że sytuacja jest dramatyczna. Będziemy robić wszystko, by zdobyć tych punktów jak najwięcej, ale nie jesteśmy już zależni tylko od siebie. Nie dość, że musielibyśmy zaliczyć teraz jakąś niesamowitą serię, to inne zespoły musiałyby punkty gubić. A patrząc na nasze ostatnie spotkania, będzie o to trudno – mówił w mixed-zone Patryk Stępiński.
Jak w ogóle znaleźć motywację na te ostatnie mecze, gdy sytuacja w tabeli rysuje się fatalnie? – To nie jest kwestia tylko mojej motywacji. Myślę, że to jest coś, co siedzi w głowie każdego z piłkarzy, sztabu i osób w klubie, żeby przyjść w poniedziałek z wiarą, pozytywnym nastawieniem, pomimo sytuacji, która jest być może beznadziejna.
Przyjść i wrócić do tego swojego stanu, jak po Pogoni. Mimo wyniku, który wstrząsnąłby niejednym zespołem, potrafiliśmy grać dziś odważnie. Bez względu na to, co powiem teraz o szczegółach taktycznych, jeśli spojrzymy na wyniki, to było źle. Jeśli rozłożymy mecz na czynniki pierwsze, znajdziemy dużo dobrych rzeczy. Z zespołem trzeba porozmawiać, pokazać co robimy dobrze, a gdzie mamy deficyty. Budować tę naszą mentalność – tłumaczył po meczu trener Niedźwiedź.
Pytanie, czy to w ogóle możliwe…