Kalendarz podpowiada, że dziś obchodzimy wyjątkową rocznicę. Ale nie dlatego, że Adam Małysz zdobył srebrny medal olimpijski w Vancouver, tylko dlatego, że na Wyspach Brytyjskich w 1992 roku dokonano rewolucji. Ot, zasłużona Football League momentalnie zeszła na drugi plan, gdy na horyzoncie pojawiła się ona. Piłkarska królowa Anglii, która jawiła się wtedy jako twór bardziej atrakcyjny.
Co wywiera niebagatelny wpływ na gruntowny postęp? Niestety, ale zazwyczaj za punkty przełomowe uznajemy tragedie, których w futbolowym świecie nigdy nie brakowało. I jak można się domyślić, przykre incydenty dotyczyły również Brytyjczyków. Choćby w 1985 roku, kiedy kibice „The Reds” zaatakowali fanów Juventusu podczas finału Pucharu Europy w Belgii, w wyniku czego runął stadionowy mur i zginęło kilkadziesiąt osób. Skutkiem tej katastrofy było wykluczenie angielskich zespołów z rozgrywek europejskich na pięć lat!
Ale to nie wszystko. Chwilę wcześniej w Anglii na jednej z trybun stadionu Bradford City powstał pożar, który objął płomieniami aż 50 ludzkich istnień. Echa tych wydarzeń rozniosły się po całym świecie i postawiły futbol angielski w bardzo niewygodnej pozycji. Wszystko bowiem, co było z nim związane, pod koniec lat 80. budziło odrazę i doczekało się negatywnych, acz prawdziwych określeń. „Zdziadziałe stadiony, zdziadziali kibice, zdziadziały sport”. Piłka nożna na Wyspach Brytyjskich potrzebowała nowego otwarcia.
Mroczna era, nudny futbol
Zapewne żaden z założycieli legendarnej First Division nie zakładał, że najstarsze rozgrywki na świecie przetrwają ponad 100 lat. Od 1888 roku zmieniał się świat i nadeszły wojny, ale futbol na Wyspach wciąż rozwijał się w obrębie jednej formuły. Niestety, jak w każdym aspekcie życia, reformy są w pewnym momencie nieuniknione, a do takich w Anglii doprowadziło kilka czynników. Pierwszym, być może kluczowym, były wyżej wspomniane wydarzenia, które są jedynie kroplą w morzu niechlubnych historii.
Kolejnym bodźcem do zmian były już sprawy stricte boiskowe. Wszyscy doskonale kojarzymy pewien słynny okrzyk: „Gramy na lagę!”. Pochodzi on oczywiście z żargonu wyspiarskiego, bo właśnie tam opisywany styl gry się narodził i… nie ewoluował. Rozwój futbolu w Anglii zatrzymał się na topornym schemacie: na długim podaniu do napastnika w polu karnym. Poza tym obrońcy bronili, skrzydłowi trzymali się wyłącznie bocznych stref, a wspomniani napastnicy głową zgrywali futbolówkę do pomocników. Nuda.
Należy również wspomnieć o bramkarzach, którzy przez dekady korzystali z niezwykle przyjemnego dla siebie przywileju. Otóż po jakimkolwiek zagraniu swojego partnera z zespołu golkiper miał możliwość łapania piłki. Dziś takie zjawisko jest nie do pomyślenia, bo automatycznie kończy się przyznaniem rzutu wolnego pośredniego dla rywala. W latach 80. taki obrazek był nieodzowny i spotykał się z ogromną falą krytyki. Drużyny wstrzymywały grę, a wszystkie mecze wyglądały praktycznie tak samo.
Prawa telewizyjne, nowe opakowanie
Ostatni sezon First Division kosztował telewizyjnego nadawcę około 15 milionów funtów. Gdy porównamy tę kwotę do sum z teraźniejszości, nie będzie żadnych wątpliwości, że rozwój futbolu generuje horrendalne zyski. Dzisiaj za prawa do pokazywania tylko jednego spotkania telewizja Sky płaci ponad 11 mln. Za 90 minut! Ale cofnijmy się do samego początku. W obliczu zmian przepisów, otwarcia granic dla piłkarzy zza granicy i ewolucji taktyki – piłka nożna w Anglii potrzebowała lepszego i skutecznego opakowania.
I to opakowanie oferowała Premier League pod banderą nowego nadawcy. „Zdziadziałą” ligę wraz z jej „zdziadziałymi” zarządcami udało się oddzielić grubą linią, mimo że nowe rozgrywki pod względem sportowym nie zmieniły się praktycznie w ogóle. Najważniejsza była jednak nowa marka i wizja nowoczesnego futbolu w formie rozrywki. Stacje telewizyjne biły się o możliwość pokazywania swoim widzom tego projektu, aż w końcu wygrało Sky, które zaoferowało ponad 300 mln funtów w ramach pięcioletniej umowy.
Angielski futbol podawany w formie rozrywki przyniósł ogromne przychody. Już na starcie jawił się jako produkt najwyższej jakości, co było zastanawiające, przed chwilą bowiem aura wokół tego sportu budziła głównie niechęć. Całe przedsięwzięcie miało oczywiście swoich przeciwników, takich jak Alex Ferguson, który mówił wprost: „Premier League to absurd”. Szkotowi nie podobało się, że stara pierwsza liga została zastąpiona nową, za której oglądanie trzeba było dodatkowo płacić. Brzmi znajomo?
Boiskowa rewolucja, futbol na „tak”
W parze z chęcią oddzielenia się od ciemnej przeszłości zafunkcjonowała chęć zmian w stronę atrakcyjności. Miała temu posłużyć modyfikacja przepisów przez FIFA, która w 1990 roku kompletnie straciła cierpliwość i zareagowała. Dlaczego? Na mistrzostwach świata reprezentacje nagminnie korzystały z prawa do łapania piłek przez bramkarza. Ta reguła prowadziła do takich patologii, że napastnik przejmujący futbolówkę pod polem karnym rywala oddawał ją 70-metrowym podaniem w ręce swojego „goalie” (np. przy wyniku 2:1).
Nowy przepis o tym, że bramkarze zostają pozbawieni takiej możliwości, wszedł w życie akurat w roku powstania Premier League. Wielce prawdopodobne jest, że gdyby nie doszło do tej rewolucji, nowa liga nie przyciągnęłaby aż tylu widzów. Oczywiście za sprawą piłkarzy, którzy popełniali komiczne błędy, ponieważ byli przyzwyczajeni do starego systemu. Nie przesadzę, jeśli powiem, że pierwszy sezon Premier League pod względem pomyłek i absurdów równał się z dzisiejszą ekstraklasą. Razy dwa.
Mecze stały się bardziej widowiskowe, bo drużyny nie mogły już dłużej przetrzymywać piłki i padało więcej goli. Widzowie mieli rozrywkę, ale cierpieli niestety boiskowi aktorzy. Bramkarze łamali sobie nogi, tracili niedorzeczne bramki, a nawet nie chcieli otrzymywać podań od obrońców. Drugą stroną medalu był fakt, że kluby wcześniej korzystające z tego przepisu po reformie kompletnie sobie nie radziły (np. Liverpool). Wszystko przez jedną zmianę, której Premier League zawdzięcza swój kapitalny debiut.