Robert Warzycha zdążył poprowadzić Górnika Zabrze w trzech spotkaniach ligowych. Pod jego wodzą zabrzanie wywalczyli dwa punkty w T-Mobile Ekstraklasie i nadal liczą się w walce o półfinał Pucharu Polski. Warzycha podkreśla, że nie jest w pełni zadowolony z dotychczasowych rezultatów, ale wierzy, że jego zespół po pierwsze zwycięstwo (dające pucharowy awans) sięgnie w środę w starciu z bydgoskim Zawiszą.
Za Panem już dwa tygodnie pracy w roli pierwszego trenera Górnika. Ciężko mówić o aklimatyzacji, bo jest Pan związany od dawna z Zabrzem, ale wydaje się, że zdążył Pan już poznać zespół.
Na pewno tak. Jeszcze nie wszystkich zawodników poznałem z tego względu, że wielu jest kontuzjowanych. Nie pokazali jeszcze tego, co potrafią. Oczywiście, znam ich ze spotkań, które rozegrali wcześniej. Na pewno jest to zdrowa, naoczna ocena. Bardziej odzwierciedla to, co prezentują zawodnicy. Nie mogę się doczekać dnia, kiedy będę mógł wszystkich zobaczyć w akcji.
Poprowadził Pan dotąd zabrzańską ekipę w trzech spotkaniach: dwóch ligowych i jednym Pucharu Polski. W T-Mobile Ekstraklasie pod Pańską wodzą Górnik wywalczył dwa oczka. Jest Pan zadowolony z pierwszych efektów pracy?
Z efektu może i jestem zadowolony, ale wyniki pozostawiają jeszcze wiele do życzenia. W meczach u siebie zawsze liczy się na trzy punkty. Tak samo było w spotkaniu z Pogonią. Mieliśmy sytuacje w końcówce, by zdobyć drugą bramkę. Z drugiej strony, rozegraliśmy dopiero pierwszą połowę meczu pucharowego z Zawiszą. Druga czeka nas w środę. W meczu ze Śląskiem wywalczyliśmy jeden punkt na ciężkim terenie. Nie ukrywam, że jechaliśmy tam z założeniem, by zdobyć chociaż jedno oczko. Niestety, zdobycze punktowe nie są takie, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale w kolejnych meczach, których trochę przed nami, i w lidze, i mam nadzieję, w Pucharze Polski, postaramy się grać coraz lepiej i zdobywać więcej punktów.
Wracając jeszcze do niedzielnego spotkania we Wrocławiu: nie wiem, czy się Pan ze mną zgodzi, ale Górnik rozegrał tam diametralnie różne połowy. W pierwszej zespół spisał się słabo, ale po przerwie było już znacznie lepiej.
Oglądając mecze ligowe innych drużyn, to takie rzeczy się zdarzają i to nagminnie. Śląsk również zagrał dwie różne połowy: pierwszą lepszą i drugą już słabszą. Zaczęliśmy mecz bardzo bojaźliwie i cofnęliśmy się według mnie za bardzo do tyłu. Zostawiliśmy bardzo dużo miejsca obrońcom Śląska, a jeśli tak się czyni, to przeciętny zawodnik od razu staje się dużo lepszy. W drugiej części spotkania przesunęliśmy się wyżej i automatycznie tego miejsca było znacznie mniej. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Mieliśmy częściej piłkę w swoim posiadaniu i potrafiliśmy wymienić kilka podań między sobą. Strzeliliśmy bramkę, a mówiąc kolokwialnie, rywale miotali się. Nie wychodziło im już to, co w pierwszej połowie, czyli jednym podaniem z własnej połowy potrafili znaleźć się pod naszym polem karnym. To było pozytywnie. A ponadto uważam, że zaczęliśmy grać bardziej agresywnie, ale było to pokłosiem tego, że podeszliśmy wyżej do rywala.
Rozdział pod tytułem „Wrocław” został zamknięty. Teraz przed Wami w środę rewanżowy ćwierćfinał Pucharu Polski z Zawiszą Bydgoszcz. Pierwsze spotkanie w Bydgoszczy Górnik przegrał 1:2, a Pan miał spore pretensje przede wszystkim za głupio straconą pierwszą bramkę. Gol strzelony na wyjeździe daje jednak powody do optymizmu.
Myślę, że w takich dwumeczach bramka strzelona na wyjeździe jest bardzo ważna. Jakby nie było, to musimy ten mecz wygrać 1:0. W przypadku remisu w Bydgoszczy byłoby podobnie. Uważam, że jesteśmy w stanie to zrobić i strzelić jedna bramkę, a nawet więcej. Musimy zacząć strzelać więcej bramek. Myślę, że taki mecz, kiedy rozerwiemy worek z bramkami wkrótce nadejdzie. Wiele pracy poświęciliśmy w ostatnim czasie temu, by nie tracić dużej ilości goli tak, jak było to wcześniej. Nie tracimy już tyle bramek. Opanowaliśmy ten problem i postaramy się strzelać więcej.
Górnik na razie nie liczy się w walce o mistrzowski tytuł i w tabeli znajduje się na dalszej pozycji. Wobec tego większą wagę przykładacie obecnie do rozgrywek Pucharu Polski?
Mistrzostwo jest bardzo odległe i to dla wielu klubów. Nie tylko dla nas. Lech Poznań jest najbliżej, bo ma 47 punktów, ale Legia Warszawa ma jeszcze mecz zaległy. Mamy cztery punkty straty do Wisły Kraków, a do innych drużyn trzy punkty. Przy dobrych układach możemy być jeszcze wyżej w tabeli. Mamy teraz mecze z Jagiellonią Białystok i Cracovią i możemy się w nich pokusić o punkty. Rywale też będą robili wszystko, bo zwyciężyć, bo punkty również są im bardzo potrzebne. Teoretycznie może jeszcze nastąpić większy ścisk w tabeli. Do finału Pucharu Polski pozostały nam trzy mecze: ten środowy i następny dwumecz. Byłoby naprawdę bardzo fajnie pojechać na Stadion Narodowy i zagrać tam w finale.
Możemy spodziewać się zmian kadrowych na środowe spotkanie w porównaniu z meczem ze Śląskiem? Kilku zawodników wraca po kontuzjach, trenują już z większym obciążeniem, ale nadal nie ma Pan jednak wielkiego pola manewru…
Nie mamy dużego pola manewru, ale musimy odpowiednio przygotować zawodników przy tej ilości spotkań. Niektórzy grają więcej, a niektórzy mniej. W meczu z Zawiszą postaramy się wystawić optymalny skład, ale różnica polega na tym, że optymalny skład na to spotkanie może się różnić od tego we Wrocławiu.
Ostatnio na łamach mediów pojawia się wiele informacji na temat Pańskiej sytuacji związanej z brakiem licencji na prowadzenie drużyny w T-Mobile Ekstraklasie. Żywo stara się Pan to śledzić, czy raczej odcina się Pan od medialnych doniesień?
Dotyczą one mojej osoby, więc staram się je czytać. Są mi bliskie. Oczywiście, mają one bardziej lub mniej pozytywny wydźwięk.