Dzisiaj reprezentacja Polski po raz pierwszy od 15 lat mierzy się z Belgami w ramach rozgrywek Ligi Narodów. Z tego też powodu wdarła się gdzieś spora nuta nostalgii. Trudno sobie teraz wyobrazić, że przystajemy do tego starcia w roli faworytów. A przecież kiedyś potrafiliśmy wygrywać z Belgią, i to w bardzo przekonujący sposób. Wróćmy choć na chwilkę do tych pięknych czasów…
Ostatni raz naprzeciw reprezentacji Belgii stanęliśmy podczas kampanii eliminacyjnej do mistrzostw Europy w 2008 roku. Po nieudanym mundialu w Niemczech w kraju panowały nietęgie nastroje i nadziei można było szukać na próżno. A tu proszę… Nieoczekiwanie przeżyliśmy jedne z najlepszych kwalifikacji w historii i co najważniejsze – pierwszy awans na europejski czempionat.
Reprezentacja Polski: co to była za kadra…
Teraz mamy ogromną przyjemność zachwycania się Polakami, którzy grają w najlepszych ligach świata. Robert Lewandowski jest już chodzącą legendą, Piotr Zieliński należy do czołówki najlepszych pomocników w Serie A, Jan Bednarek regularnie gra w Premier League – można by tak wymieniać bez końca. Jeszcze nie tak dawno nawet nie ośmielilibyśmy się pomarzyć o takim bogactwie.
W końcu nadzieją reprezentacji za czasów Leo Beenhakkera był Radosław Matusiak. Wyróżniająca się postać GKS-u Bełchatów przechodziła do Palermo. Cała Polska była zachwycona umiejętnościami piłkarza i z wypiekami na ustach czekała na jego występy w narodowych barwach. Kiedyś właśnie tacy zawodnicy byli cały czas głównym tematem tych mitycznych rozmów w tramwajach. Dzisiaj jest to nie do pomyślenia. Możemy narzekać na grę obecnej reprezentacji, ale klubowe kariery kadrowiczów świadczą o tym, że doczekaliśmy się o wiele bardziej utalentowanego pokolenia.
W tym momencie również warto pochylić się nad postacią Euzebiusza Smolarka. W końcu każdy z nas w latach 2006–2008 traktował go niemalże jako bóstwo, a przecież na co dzień reprezentował barwy hiszpańskiego średniaka (wcześniej też grał w Borussii Dortmund). Racing Santander nie należał i nie należy do klubów, które budzą nasz podziw. Oczywiście nie możemy zaprzeczyć, że „Ebi” dostarczył nam wielkich emocji i jego bramki już na zawsze wryły nam się w pamięć. Jednak to przede wszystkim obrazuje ówczesny potencjał polskiej piłki.
Waleczny Radosław Matusiak – Polska wygrywa z Belgią 1:0
Do pierwszego starcia z reprezentacją Belgii przystępowaliśmy w fantastycznych humorach. Co prawda początek eliminacji przyniósł sporo rozczarowań. Bolesna porażka z Finlandią 1:3 i wymęczony remis z Serbami 1:1 stawiały nas w fatalnej sytuacji już na samym starcie. Gdzieś już nawet zdążyły pojawić się głosy, że zatrudnienie Leo Beenhakkera było ogromną pomyłką. Jego metody ponoć miały być przestarzałe i nieskuteczne w tamtejszych realiach futbolu. Wszystko się jednak zmieniło po 11 października 2006 roku. Wtedy „Biało-czerwoni” wygrali z Portugalią 2:1 i zagrali być może najlepszy mecz w XXI wieku. Bohaterem został oczywiście Ebi Smolarek – strzelec dwóch bramek. Ale nie można też zapominać o Grzegorzu Bronowickim, który w fenomenalny sposób wyłączył z gry Cristiano Ronaldo.
Właśnie z tego powodu wśród kadrowiczów przed tym meczem panowała świetna atmosfera. Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę, że to trudny wyjazd, aczkolwiek byliśmy na fali i trzeba było dalej płynąć. Trzeba też nadmienić, że Belgowie wtedy stawiali głównie na twardą defensywę, co dzisiaj jest trochę nie do pomyślenia. Filar tamtej kadry stanowił przede wszystkim Daniel Van Buyten, który był dopiero kilka miesięcy po podpisaniu umowy z Bayernem Monachium. Ta niemalże dwumetrowa skała wydawała się nie do przejścia.
Aż do 19. minuty, gdy całe Stade Roi Baudouin zamarło. Będący znacznie słabszy fizycznie i gorzej ustawiony Radosław Matusiak w dziecinnie łatwy sposób przepchnął Van Buytena i w stuprocentowej sytuacji pewnym strzałem w prawy dolny róg bramki umieścił futbolówkę w sieci. Było to drugie trafienie łodzianina w kadrze i jedyne tamtego dnia. Polska świętowała swoje trzecie zwycięstwo w grupie i prężnie pięła się w tabeli.
Euzebiusz Smolarek znowu jest wielki – Polska pokonuje Belgię 2:0 i jedzie na mistrzostwa Europy
To był zdecydowanie jeden z najważniejszych meczów naszej reprezentacji w pierwszej dekadzie XXI wieku. Zwycięstwo z Belgią w Chorzowie na Stadionie Śląskim dawało nam pierwszy historyczny awans na mistrzostwa Europy. Prócz tego Belgowie przez ostatnie 40 lat pozostawali niepokonani na naszych ziemiach. Powątpiewam, że trzeba było dodatkowo motywować zawodników, jednak taki smaczek z pewnością mógł dodać impulsu. Leo Beenhakker i spółka stali przed szansą na zapisanie się w kartach historii najgrubszą z możliwych czcionek. Oczy całej Polski były zwrócone właśnie na Chorzów. Wystarczyło tylko i aż wygrać.
To był naprawdę wycieńczający mecz dla naszych kadrowiczów. Belgowie postawili nam trudne warunki i stwarzali sobie lepsze sytuacje, ale tuż przed przerwą podarowali nam cudowny prezent. Niedoświadczony jeszcze wtedy Jan Vertonghen za lekko zagrał w kierunku swojego bramkarza, a sytuacje, jak na rasowego snajpera przystało, wykorzystał Smolarek. Nasz napastnik nie zawahał się, zaatakował piłkę i kopnął ją do pustej bramki. Już jedną nogą byliśmy w finałach mistrzostw Europy, lecz na tym nie poprzestaliśmy. Na początku drugiej połówki bajeczne podanie w kierunku Smolarka posłał Jakub Błaszczykowski, a piłka padła łupem Jacka Krzynówka, który potężnie uderzył na bramkę Stijnena. Belgijski golkiper „wypluł” futbolówkę przed siebie, a „Ebi” spokojnym lobem skompletował dublet.
Bohater opuścił boisko na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry i utonął w objęciach holenderskiego szkoleniowca. Pierwszy historyczny awans na Euro stał się faktem. Sam turniej nie poszedł po naszej myśli, jednakże kampania eliminacyjna dostarczyła nam jednych z najpiękniejszych wspomnień w ostatnich 20 latach. Do dzisiaj ze łzami w oczach oglądamy bramki „Ebiego” z Portugalią i ten legendarny gest wykonanego zadania po pierwszym trafieniu z Belgami. Co to były za cudowne czasy!
Reprezentacja Polski: być na poziomie Belgii to nieosiągalne marzenie
Jak się później okazało, to były ostatnie chwile, w których mogliśmy czuć się lepsi od Belgów. Później pomiędzy obiema reprezentacjami powstała ogromna przepaść. Część belgijskiego pokolenia z eliminacji do Euro 2008 dziesięć lat później zdobyła medal na mundialu w Rosji, a my w tym czasie kompromitowaliśmy się z Senegalem, Kolumbią i Japonią. Belgia odjechała nam szkoleniowo, organizacyjnie, ale przede wszystkim piłkarsko.
Nie jesteśmy dzisiaj faworytem i nie mamy większych podstaw, by wierzyć w dobry wynik. Możemy jedynie wracać do przeszłości i wspominać świetne mecze przeciwko „Czerwonym Diabłom”, bo być może na kolejne przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Koniec końców to przecież tylko Liga Narodów i raczej należy to traktować jako poligon doświadczalny, ale niezły mecz może okazać się solidnym fundamentem przed katarskimi mistrzostwami świata. I za to trzymajmy wszyscy kciuki.