Los zadecydował, że w 1/8 finału Ligi Mistrzów Real Madryt trafił na Manchester City. Tym samym jasne stało się, że już w pierwszej rundzie fazy pucharowej z rozgrywkami pożegna się jeden z głównych faworytów do końcowego triumfu. Rewanżowe spotkanie z „Obywatelami” okazało się ostatnim w sezonie dla piłkarzy ze stolicy Hiszpanii, którzy na 14. Puchar Europy będą musieli jeszcze poczekać.
Zestawienie obu drużyn od samego początku elektryzowało całą piłkarską Europę. Ówczesny mistrz Anglii trafił na zespół, który w ostatnich latach zdominował najważniejsze rozgrywki na Starym Kontynencie. W dwumeczu lepsi okazali się podopieczni Pepa Guardioli, którzy dwukrotnie wygrali 2:1. Główne role w Madrycie odegrali natomiast Francuzi.
Raphaël Varane zawodzi defensywę „Królewskich”
Od zawsze dużo mówi się o tym, że Raphaël Varane najlepiej czuje się na boisku wtedy, kiedy nie ciąży na nim presja dyrygowania defensywą. Tak było również w tym spotkaniu. Już na początku meczu Francuz popełnił fatalny błąd, po którym bramkę na 1:0 zdobył Raheem Sterling. 27-latek dał odebrać sobie piłkę we własnym polu karnym po pressingu Gabriela Jesusa.
Varane właśnie wyrzucił Real Madryt z Ligii Mistrzów. Dzisiaj wygląda jak zagubione dziecko we mgle.
— Sebastian Warowny (@S_Warowny) August 7, 2020
Fatalna pomyłka na początku spotkania nie była jedynym błędem Varane’a w tym spotkaniu. W drugiej połowie Francuz pomylił się po raz kolejny, próbując zagrać piłkę głową do własnego bramkarza. Zbyt krótkie podanie przejął ponownie Jesus i strzałem z pierwszej piłki pokonał golkipera „Los Blancos”.
Takie sytuacje pokazują, na których pozycjach Real Madryt powinien się skupić w przyszłości przy planowaniu ewentualnych transferów. Dopóki w stolicy Hiszpanii będzie grał Sergio Ramos, defensywa Realu będzie w stanie funkcjonować na najwyższych obrotach. Problem pojawia się wtedy, kiedy najskuteczniejszy defensor minionego sezonu w Europie nie jest do dyspozycji Zinedine’a Zidane’a.
Paradoksem jest, że w Madrycie środek obrony w ostatnim czasie został znacząco wzmocniony. Rok temu do drużyny z FC Porto dołączył Éder Militão, który jednak jeszcze nie do końca odnalazł się w nowym zespole. Młody Brazylijczyk spędza dopiero pierwszy rok w jednej z najlepszych lig w Europie i trudno oczekiwać od 22-latka, że z marszu zacznie kierować defensywą „Los Galacticos”.
Karim Benzema – osamotniony lider ofensywy
W pojedynkach z Manchesterem madrytczycy do siatki trafili dwukrotnie. W obu przypadkach strzelcem okazał się Karim Benzema. Doświadczony Francuz przez cały sezon był odpowiedzialny za ofensywę „Królewskich”. Tak było i dzisiaj, ale tym razem nie wystarczyło to do sukcesu.
Po raz kolejny w tym sezonie bezpośredniego udziału przy bramce nie miał Eden Hazard. Belg przez większość spotkania był niewidoczny i znajdował się w cieniu Kyle’a Walkera. Anglik w defensywie nie miał większych problemów i często ruszał do ofensywy. Szczególnie imponująca była jego akcja z pierwszej połowy, kiedy to minął trzech rywali i zdecydował się na strzał. Sama próba nie była zbyt udana i powędrowała daleko od bramki „Królewskich”.
Udział przy bramce w przeciwieństwie do Hazarda miał Rodrygo Goes. 19-latek zaliczył asystę przy golu Benzemy po dokładnym dośrodkowaniu z prawej strony boiska. Można stwierdzić, że międzynarodowe rozgrywki leżą Brazylijczykowi. Właśnie w nich Rodrygo zaliczył swój najlepszy mecz w barwach Realu. W fazie grupowej tegorocznej edycji Champions League skrzydłowy „Los Blancos” popisał się hat-trickiem.
Koniec nieprawdopodobnej serii Zidane’a
Zinedine Zidane prowadził Real Madryt w czterech edycjach Champions League. Tegoroczna kampania jest dopiero pierwszą, w której Francuzowi nie udało się sięgnąć po końcowe trofeum. Oznacza to, że 48-latek nie zostanie samodzielnym liderem klasyfikacji najbardziej utytułowanych trenerów tych rozgrywek.
https://www.instagram.com/p/CDMLoUiCVln/
Oprócz Zidane’a jeszcze dwóch szkoleniowców może pochwalić się dorobkiem trzech wygranych edycji Ligi Mistrzów. Do tego grona należą Caro Ancelotti i Bob Paisley. Różnica polega na tym, że Francuz do osiągnięcia tego dorobku potrzebował czterech sezonów. Anglik ten sam wynik osiągnął w siedmiu edycjach, a Włoch w aż 18.
Z legendarną trójką w tym sezonie zrównać się natomiast może trener „Obywateli”. W grze o swój trzeci puchar pozostaje w dalszym ciągu Pep Guardiola. Hiszpan na triumf w Lidze Mistrzów czeka od 2011 roku, kiedy w finale prowadzona przez niego Barcelona kompletnie zdominowała Manchester United i wygrała całe spotkanie 3:1. Być może po dziewięciu latach oczekiwań Guardiola w końcu wróci na szczyt w najważniejszych rozgrywkach w Europie.