Od kilku już sezonów, a właściwie od momentu objęcia stanowiska trenera przez Zinedin’a Zidane’a, czyli od stycznia 2016 roku, Real Madryt zawsze zaliczał wzrost formy w decydującym momencie w sezonie. Niestety zazwyczaj – po słabym starcie w rozgrywkach ligowych – było już za późno na triumf na krajowym podwórku. „Zizou” już nie ma, ale „Los Blancos” dalej podążają utartym schematem. Z tą tylko różnicą, że tym razem są jeszcze w grze o mistrzostwo i Puchar Hiszpanii.
Ten pomundialowy sezon Real rozpoczął fatalnie. Po większości zawodników widać było, że odczuwają trudy rosyjskich rozgrywek. Szczególnie widać to było po Luce Modriciu i Raphaelu Varanie. Obaj uczestniczyli w turnieju do samego końca.
Chorwat od kilku lat pełni funkcję dyrygenta madryckiej orkiestry. Jest mózgiem zespołu, a, jak wiadomo, bez mózgu nie da się funkcjonować. Dlatego wszyscy z utęsknieniem czekali, aż zwycięzca Złotej Piłki za rok 2018 powróci do swojej najwyższej dyspozycji.
Beznadzieja
„Los Blancos” rozpoczęli sezon od porażki w Superpucharze Europy. Pierwszy mecz i pierwsza porażka. Nie dość, że nie zdobyli kolejnego trofeum, to jeszcze puchar ten „zabrało” im Atletico. Zmagania ligowe jednak rozpoczęli od trzech zwycięstw i remisu. A po imponującej wygranej w LM przeciwko AS Roma wszyscy myśleli, że biała maszyna zaczyna się rozkręcać.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że będzie to początek końca Julena Lopeteguiego. Real nagle się zaciął. Pomiędzy 26 września a 20 października przegrał cztery spotkania (na wszystkich frontach) i jedno zremisował.
Słabą grę i jeszcze gorszą passę przerwało wymęczone zwycięstwo nad Viktorią Pilzno. Niestety dla Lopeteguiego wygrana ta nie dała jego zespołowi żadnego pozytywnego impulsu. Po meczu Ligi Mistrzów Real wybrał się na Camp Nou. „Królewscy” zostali zmiażdżeni 5:1, co tylko przelało czarę goryczy. Lopetegui został zwolniony.
Dobra zmiana
Nowym szkoleniowcem Realu został były piłkarz tego madryckiego klubu – Santiago Solari. Argentyńczyk z dnia na dzień nie poprawił stylu gry „Los Blancos”, ale przecież liczą się wyniki. A te za nim przemawiają.
Co prawda co jakiś czas „Królewskim” zdarzają się wpadki, jak np. ta z Eibarem (porażka 3:0), CSKA (3:0) czy przegrana z Realem Sociedad (2:0), to wyniki, jakie osiąga zespół Argentyńczyka, robią wrażenie. Od momentu przejęcia sterów przez Solariego „Los Galacticos” jest najlepiej punktującym zespołem w La Liga.
„Los Blancos” wystąpili w 13 kolejkach z Argentyńczykiem na ławce trenerskiej. W tym czasie zdobyli 31 punktów. I z dziewiątego miejsca w ligowej tabeli przesunęli się na pozycję wicelidera. Drugą najlepiej punktującą drużyną w tym okresie jest Barcelona (30 pkt), a podium uzupełnia Atletico (25 pkt).
„Królewski” sekret
Real Madryt do wyników dołożył również styl. I może nie jest to jeszcze najwyższy poziom, na jaki stać piłkarzy „Los Blancos”, to od przeszło miesiąca „Królewscy” z meczu na mecz nabierają rozpędu. Dlaczego skazywany na porażki Real powrócił do formy, do jakiej w ostatnich sezonach przyzwyczaił piłkarski świat? Sekretem jest postać Antonio Pintusa.
Włoski trener od przygotowania fizycznego trafił do Madrytu latem 2016 roku. Na współpracę z nim bardzo nalegał „Zizou”. Wraz z jego odejściem i pojawieniem się Lopeteguiego rola Pinutsa stała się marginalna. Były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii postawił na swojego zaufanego człowieka – Oscara Caro. I to najprawdopodobniej on był przyczyną tak słabej postawy piłkarzy „Królewskich” w pierwszej części tego sezonu.
Na szczęście do pracy z zespołem powrócił Pintus, który jak mało kto zna się na swojej pracy. Zawodnicy mu ufają. A pierwsze efekty owocnej współpracy właśnie teraz widzimy. Piłkarze Realu (tacy, jak: Benzema, Modrić, Vinicius czy Lucas Vazquez) wreszcie są w formie fizycznej, co przekłada się na ich przekonujące zwycięstwa.
Weryfikacja
Styczeń i luty to w Hiszpanii prawdziwy maraton piłkarski. Oczywiście jeśli drużyny rywalizują jeszcze w Pucharze Króla. „Los Blancos” wygrywali mecz za meczem, jednak nie mierzyli się w tym czasie z rywalem z najwyższej półki. Z mocniejszych przeciwników grali jedynie z Sevillą, która obecnie jest na zupełnie przeciwnym biegunie niż Real Madryt.
Prawdziwy test dla podopiecznych Solariego miał nadejść w półfinale CdR. Los skojarzył „Królewskich” z największym swoim rywalem – „Dumą Katalonii”. Pierwszy mecz odbył się na Camp Nou. Real szybko objął prowadzenie, a przez pierwsze 30 minut gry praktycznie na nic nie pozwalał gospodarzom. Później Barcelona przejęła inicjatywę i zdobyła gola. Spotkanie zakończyło się remisem. Już niedługo odbędzie się rewanż.
„Los Blancos” jednak zdali ten – pierwszy w tym roku – wymagający egzamin na ocenę dobrą. Trzy dni później piłkarze podeszli do kolejnego egzaminu. Tym razem mierzyli się z rywalem zza miedzy. I w tym meczu „Królewscy” wyglądali jeszcze lepiej. Pokonali Atletico 3:1. Było to piąte z rzędu ligowe zwycięstwo. Mało tego, awansowali na drugie miejsce w tabeli. Kosztem „Los Rojiblancos”.
Po 23 kolejkach mają sześć punktów straty do FC Barcelona, z którą zmierzą się już 2 marca. Będzie to spotkanie, które najprawdopodobniej zdecyduje o losach mistrzostwa. Jeśli Real pokona „Blaugranę”, to zmniejszy stratę do trzech oczek, a rywalizacja o tytuł zacznie się na nowo. Jeśli jednak wygra Barcelona, to już raczej nikt nie odbierze jej kolejnego triumfu w Primera Division.
Zanim jednak dojdzie do tego meczu, to „Królewskich” czeka weryfikacja w ich ulubionych rozgrywkach – Lidze Mistrzów. Przeciwnikiem Realu Madryt jest Ajax Amsterdam. Jeszcze dwa miesiące temu niektórzy „znawcy” twierdzili, że Holendrzy mogą sprawić niespodziankę. Dziś już takich optymistów jest jak na lekarstwo. „Los Blancos” imponują formą, a Ajax gra w kratkę. Dlatego faworyt – nie tylko w tym spotkaniu – jest jeden, Real Madryt.