Dwa kluby, przed którymi kłaniał się cały piłkarski świat. Teraz często mają problemy na ligowym podwórku. W ostatnią sobotę po raz pierwszy od dwudziestu lat Real i "Barca" przegrały mecz, nie strzelając gola w tej samej kolejce. Obydwa zespoły mają problemy, które nie pozwalają im walczyć o najwyższe cele w Europie.
Kłopoty, z jakimi się borykają, są kompletnie różne, jednak prowadzą one do tego samego. W Lidze Mistrzów nie ma obecnie mocnego Hiszpańskiego kandydata do tytułu. Za to La Liga stała się bardziej wyrównana. Już nie możemy być tacy pewni, że walka o mistrzostwo rozegra się tylko między Barcą a Realem.
„Falta de intensidad y actitud”, czyli ligowa rzeczywistość Realu
To słowa słyszymy na konferencjach Zidane’a kilka razy w sezonie. Są one wytłumaczeniem wszystkich problemów i wpadek „Królewskich”. Rzeczywiście bardzo często jest to prawdą. Bo jak inaczej wytłumaczyć głupie błędy w obronie, wystawianie piłki przeciwnikowi na strzał. Ostatni mecz z Cadizem bardzo dobrze to pokazał. Oczywiście nie można odbierać zasług zespołowi z Kadyksu, ale pierwsze 20 minut to był festiwal głupich zagrań „Los Blancos”. Rozumiem, gdyby to się zdarzyło raz czy dwa razy, ale ten problem wraca nagminnie. W każdym sezonie ligowym zarówno zawodnicy, jak i trener tłumaczą się w ten sposób. Nie trzeba oglądać konferencji po meczu, żeby wiedzieć, co powiedział francuski szkoleniowiec. Można więc postawić tezę, że dla „Królewskich” La Liga nie jest żadną motywacją do grania. Zawodników ekscytują tylko rozgrywki, w których oczy całego świata są zwrócone na nich.
Real Madrid 0-1 Cadiz
Getafe 1-0 BarcelonaPathetic in pink 😬 pic.twitter.com/wwaMfU3sLZ
— GOAL (@goal) October 17, 2020
W Europie nie jest lepiej. Real już drugi rok z rzędu odpadł w pierwszej rundzie fazy pucharowej. Najpierw dostał lanie od Ajaksu na Bernabeu, a sezon później City bezlitośnie wykorzystało głupie błędy w obronie. Tutaj za to wygląda to, jakby brakowało mu jakości, ale i charakteru. Obie te porażki łączy postać Sergio Ramosa, który nie mógł w nich zagrać. Ramos jawi się jako osoba, która trzyma to wszystko w ryzach, a bez niego reszta składu błądzi jak dzieci we mgle. Aż strach pomyśleć, co może się dziać w klasyku, jeżeli kapitan Realu nie wróci do pełni zdrowia przed sobotnim meczem.
Zbawca z Paryża
Tym bardziej może dziwić, że transfer Mbappe większość kibiców uznaje za rozwiązanie wszystkich problemów. Co więcej, uznają oni to za pewnik, że już niedługo młody Francuz założy białą koszulkę. A przecież Real nie jest jedynym klubem, który będzie się o niego starał. Tylko w tym tygodniu „Le Parisien” donosił, że w wyścigu stanie też Liverpool, a Victor Font, kandydat na fotel prezesa Barcelony, chce go uczynić swoim głównym celem transferowym. Nie wiadomo też, jak będzie z finansami Realu, czy kolejny sezon bez kibiców pozwoli im na tak wielki wydatek. Nie oszukujmy się, PSG, jeżeli w ogóle usiądzie do rozmów, to nie zejdzie z ceny poniżej 150 milionów euro.
Kylian Mbappé doesn't want to renew his PSG contract and is very likely to depart next season. Real Madrid are willing to break bank for him even with the Covid-19 situation. [@le_Parisien] pic.twitter.com/FUzRtQl0DD
— Infinite Madrid (@InfiniteMadrid) October 20, 2020
Mimo to Mbappe ma być prawdziwym zbawcą. Ma przyjechać na białym koniu i przywrócić czasy „Galacticos”. Kibice tego chcą, a Florentino nie ma w zwyczaju im odmawiać. Nawet na prezentacji Edena Hazarda ludzie na stadionie krzyczeli: „My chcemy Mbappe”. Nikt nie zważa na to, że brakuje prawdziwego następcy Ramosa, a pomoc potrzebuje świeżej krwi. Jeden Ødegaard to za mało przy 35-letnim Modriciu i Isco, który gra poniżej krytyki. Mbappe zbawi świat i tego na razie trzyma się klub z Madrytu.
Europejskie piekło
O ile Barcelona nie może narzekać na brak trofeów na swoim podwórku, o tyle Europa to już kompletnie inna bajka. Mecz z Bayernem był idealnym podsumowaniem tego, co dzieje się z nią w Lidze Mistrzów. Co roku przychodzi spotkanie, na które zawodnicy „Blaugrany” po prostu nie dojeżdżają i kończy się kompletnym blamażem. Zaczęło się od AS Roma, potem był Liverpool i teraz wcześniej wspomniany Bayern.
– „Barca” ma problem przede wszystkim na wyjazdach, nie u siebie. Kwestia była roztrząsana wielokrotnie, bo temat nie jest nowy, trwa od lat. Z pewnością jakieś znaczenie mają obcy teren, brak wsparcia kibiców (choć w trakcie pandemii to już bez znaczenia), ale moim zdaniem część piłkarzy ma problem z psychicznym poradzeniem sobie z poprzednimi klęskami – mówi Julia Cicha, redaktor naczelna strony FCBarca.com.
Leo Messi może stawać przed kibicami co roku i obiecywać im godną walkę o najwyższe cele w Europie, jednak na razie nic z tego nie wynika. Jakąś nadzieję na zmianę daje przyjście Koemana. Mimo że nie dostał wszystkich transferów, jakie chciał, to będzie próbował poskładać „Barcę” na nowo na swoją modłę. Julia Cicha jednak nie ulega jakiemuś hurraoptymizmowi:
– Zmienić sytuację zawsze można, nie wiem, czy Koeman będzie w stanie to zrobić, biorąc pod uwagę to, na co się mu pozwala i jakie ma środki. Na pewno nie będzie się cackał z piłkarzami, co nie równa się jednak automatycznym wynikom. Mimo wszystko w tym sezonie nie spodziewałabym się fajerwerków w Lidze Mistrzów.
Nowy sternik poszukiwany
Z transferami rzeczywiście może być problem. Już w tym okienku „Barca” nie mogła sobie pozwolić chociażby na Memphisa Depaya. Finanse klubu, łagodnie mówiąc, nie są w najlepszym stanie za sprawą zarządu. To właśnie zarząd klubu z Bartomeu na czele wydaje się głównym problemem klubu ze stolicy Katalonii. Niewypały transferowe, brak długofalowego planu czy niepasujący szkoleniowcy. Wszystkie te nietrafione decyzje nawarstwiały się przez lata. Chociażby pieniądze ze sprzedaży Neymara (śmiesznie niska klauzula wykupu Brazylijczyka też idzie na konto Bartomeu) zostały po prostu zmarnowane. Ani Coutinho, ani tym bardziej Dembele nie byli w stanie chociaż po części go zastąpić. Griezmann kompletnie nie pasuje do drużyny, a również mało nie kosztował. Można tak wyliczać i wyliczać. Dopóki nie zmieni się zarząd, to klub nie ruszy do przodu. Kibicom Barcelony pozostaje czekać do wyborów i mieć nadzieję, że nowi ludzie za sterami posprzątają ten cały bałagan. Inaczej mogą stracić jednego z najlepszych piłkarzy w historii, a europejska czołówka może ich zostawić daleko w tyle.
FC Barcelona: Zarząd stąpa po cienkim lodzie. Piłkarze mogą uzyskać prawo do zerwania umówhttps://t.co/vvo478HNdW
— Transfery.info (@Transferyinfo) October 20, 2020
***
Na razie Real i Barcelona tkwią w zawieszeniu, czekają na rozwój wydarzeń. Jednak ten stan nie może trwać wiecznie. W końcu będą musiały ruszyć w jedną albo drugą stronę. Tymczasem kibice będą musieli się zadowolić rywalizacją Benzemy z Messim. To już nie te czasy, kiedy największe gwiazdy wychodziły na boisko, by stoczyć epicki bój. Teraz czeka nas starcie dwóch drużyn w przebudowie. Jedna czeka na księcia na białym koniu, a druga na kompetentnego sternika.