W pojedynku Dawida z Goliatem tym razem górą był ten drugi. Drużyna Glasgow Rangers pewnie pokonała Inverness 2:0. Warto dodać, iż oba zespoły kończyły ten mecz w dziesiątkę
Mecz Inverness z Glasgow Rangers to typowy przykład rywalizacji kopciuszka z potentatem. Na początku rozgrywek oba te kluby połączyło pewne podobieństwo. Chodzi o zawód sprawiony swoim kibicom. Inverness po trzech meczach z jednym punktem okupuje ostatnie miejsce w tabeli. Z kolei Rangersi w dwóch starciach zapisali na swoje konto cztery oczka. Jednak sen z powiek fanom spędza odpadnięcie z Ligi Mistrzów. Dzisiejsze spotkanie miało być przełamaniem dla mistrzów Szkocji.
Od pierwszych minut goście chcieli zdobyć boiskową przewagę. W kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu meczu Jelavić pokonał Essona. Jednak sędzia dopatrzył się pozycji spalonej. Jak się okazało, arbiter w tej sytuacji nie miał racji. Inverness dość szybko odpowiedziało dobrym atakiem. W 8. minucie strzał Grega Tanseya zablokował Dorin Goian. Z czasem gra na boisku stała się typowo szkocka. Obie drużyny ostro walczyły o każdą piłkę. Taka postawa zaowocowała drobnymi kontuzjami Naismitha oraz Hogga na początku spotkania.
W 21. minucie oba zespoły doprowadziły do sytuacji podbramkowych. Tokely zagrał piłkę głową do Dorana. Ten oddał jednak zbyt słaby strzał, aby zaskoczyć McGregora. Bramkarz Rangersów szybko wznowił grę. Kontra mistrzów Szkocji dość szybko spaliła na panewce. Wszystko przez złe dośrodkowanie Edu. Piłka zamiast powędrować do napastników, znalazła się w dłoniach Essona.
Akcje Glasgow Rangers mogły irytować fanów tego klubu. Były bardzo czytelne i obrońcy przeciwników z łatwością odczytywali zamiary mistrzów Szkocji. Co więcej, to Inverness stwarzało sobie groźniejsze sytuacje. Te namnożyły się pod koniec pierwszej części. W 44. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Ness. Rezultat był taki, że piłka minimalnie minęła słupek bramki strzeżonej przez McGregora. Po chwili znów swoją szanse mieli gospodarze. Przed szansą stanął Foran, który doszedł do podania Hayesa. Wykończenie napastnika było fatalne. Pod koniec pierwszej połowy doszło jeszcze do kontrowersyjnej sytuacji. Sędzia Norris nie zauważył zagrania ręką w polu karnym przez dwóch piłkarzy Inverness. Powtórki dobitnie pokazały, że zarówno Hogg jaki i Tokey nieczysto zagrali w tej sytuacji. Pierwsza połowa była wyrównana, a także bardzo zacięta. Skutkiem czego była kontuzja Bartleya. Szkoda, że tę odsłonę zdominowały fatalne pomyłki arbitra.
Pierwsze minuty drugiej połowy niespodziewanie należały do Inverness. Gospodarze częściej gościli na połowie rywala. Jednak groźną okazję stworzyli sobie dopiero w 58. minucie. Wówczas przed szansą stanął Gregory Tade. Jego strzał nie znalazł jednak drogi do siatki. Drużynie Rangersów zapaliła się lampka ostrzegawcza. Wówczas doszło do przełomowego momentu.
W 59. minucie w polu karnym faulowany był Naismith. Tym razem sędzia nie popełnił błędu i wskazał na jedenasty metr. Na dodatek z boiska został usunięty Ross Tokey. Rzut karny na bramkę zamienił niezawodny Jelavić. Po kilku minutach znów przed znakomitą okazją stanęli goście. W polu karnym faul na Jelaviciu popełnił Aldred. Sam poszkodowany chciał po raz drugi wpisać się na listę strzelców. Jego intencję odczytał jednak Esson. Na nieszczęście gospodarzy odbita piłka trafiła wprost pod nogi Edu, który bez problemów skierował ją do bramki.
Gra ułożyła się pod dyktando mistrzów Szkocji. Nastroje z dobrego wyniku nieco popsuła czerwona kartka dla Edu, którą zobaczył w 74. minucie. Ambitnie do końca walczyli piłkarze Inverness. W 79. minucie swojej szansy nie wykorzystał Tansey. Piłka po jego strzale minęła bramkę. Rangersi zwarli szyki i na wszelkie możliwe sposoby uniemożliwiali przeciwnikom dostęp do własnej połowy. To nie było trudne, gdyż pod koniec spotkania gospodarze opadli z sił. Ostatecznie Rangersi zasłużenie pokonali Inverness, choć gospodarzy należy pochwalić za ambitną grę.