Raków musi odrobić pracę domową jeszcze raz


Częstochowianie otrzymują nauki, ale ich nie zapamiętują. Tak w Europie nie można funkcjonować

6 października 2023 Raków musi odrobić pracę domową jeszcze raz
Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa

Raków Częstochowa po drugiej grupowej porażce w rozgrywkach Ligi Europy musi czuć ogromne rozczarowanie. Teoretycznie najsłabszy rywal ze stawki, mecz przed własną publicznością, a i tak mistrzowie Polski zrobili bardzo niewiele, żeby zakończyć spotkanie z korzystnym rezultatem i wyklarować sobie perspektywy na bardziej zadowalający końcowy wynik europejskich wojaży. 


Udostępnij na Udostępnij na

„O Rakowie albo dobrze, albo wcale” mówią spostrzeżenia części naszej miejscowej społeczności. Chociaż w oczach niektórych częstochowianie wyklarowali sobie obraz niesłusznie nietykalnych, to tak naprawdę dopiero w ten czwartek zawiedli najmocniej od momentu pierwszego sezonu w ekstraklasie. Czyli na tyle, aby nie został wrzucony kamyczek do ogródka, a wylała się rzeka krytyki.

Raków Częstochowa wzięty S(z)turmem [OCENY POMECZOWE]

Strzał w kolano

Znaczną część winy za przegraną i skomplikowanie szans na awans do fazy pucharowej bierze na siebie trener Dawid Szwarga. 32-latek tak samo jak oblał batalię z Gianem Piero Gasperinim, tak zupełnie nie uporał się z Christianem Ilzerem. Sturm Graz jako kolejny zresztą zespół po Atalancie pokazał, że potrafi lepiej wykorzystać broń, którą „Medaliki” same chciały poszukać szczęścia. Najgroźniejsze sytuacje „Die Schwoazn” brały się po krótkim rozegraniu od własnego pola karnego, wyciąganiu piłkarzy rywala na swoją połowę i szybkiego rozprowadzania piłki do ataku w odkryte przestrzenie, nie szwankowała ostatnia tercja, która naszej drużynie spędza sen z powiek.

Natomiast decydujące trafienie Williama Bovinga było wykorzystaniem mankamentów przeciwnika w pełnej krasie. „Czerwono-niebiescy” od dobrych dwóch, trzech sezonów wypracowują modelowy sposób gry w defensywie – objawia się on między innymi szczególnym zagęszczaniem światła bramki, intensywnym wyskokiem do bloku przy strzałach większej liczby zawodników, zmiennym ustawieniem obrońców przy pojedynkach czy zachowaniami przy akcjach w niedowadze. Ale wciąż nie potrafi on zamaskować jednego elementu w tyłach, czyli kasowania drugich piłek. Kolejnego gola drużyna traci po ofiarnie wybijanej futbolówce sprzed bramki, do której pierwsi dopadają napastnicy.

Wypadałoby w tej sprawie także przejść do decyzyjności byłego asystenta Marka Papszuna. Kontrowersyjnym wyborem Dawida Szwargi w pierwszej jedenastce nie wybiegł Gustav Berggren, a więc jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy gracz początku sezonu w ekipie Rakowa Częstochowa. Wydaje się, że Szwed najbardziej czyta grę w każdej fazie. Tego, czego przecież trener Szwarga w takich chwilach pożąda. To zasługą 25-latka wiele prób uderzeń nie dochodziło do skutku i być może tak samo byłoby na początku tego starcia. Został wystawiony jednak Vladyslav Kochergin, który do bólu jest uczony pozycji numer osiem, mimo że nie posiada wszystkich potrzebnych walorów.

Cebula – jak wyskoczył, tak spadł

Trudne do wytłumaczenia w obliczu tego, co działo się w ostatnich tygodniach, jest wyjście w podstawowym składzie Marcina Cebuli. Ofensywny pomocnik wracający po niezwykle długiej pauzie rozpoczął kampanię w dobrym stylu. Poczynał sobie w ofensywie z niesamowitą swobodą, łatwo wchodził w małe gry z kolegami z innych formacji, a nie zapominajmy, że wygrywał rywalizację na tej pozycji z bardzo jakościowymi zawodnikami. Wielu od razu widziało „dziesiątkę” częstochowian w reprezentacji Polski, jednak jego powołanie było mało realne przez brak liczb przy bramce.

Marcin Cebula jak Feniks z popiołów. Ekstrakadra #2

Od tego lata forma wychowanka Korony Kielce to jednak równia pochyła. W niewielkich przestrzeniach Cebula nie jest już tak skuteczny, a jeśli zdarzy się, że rywale zapomną o 27-latku i dostanie on miejsce na śmielsze wejście, to zwykle się zapędza i dogrywa kompletnie niechlujnie. Podczas wczorajszego kontrataku, gdy ofensor zdecydował się na podanie na lewą stronę, obsadzoną wracającymi zawodnikami, zamiast piłkę na osamotnionego prawym skrzydłem Frana Tudora, wszyscy kibice po prostu załamali ręce. Europa nie tylko Cebulę na razie przerasta, ale i go paraliżuje. W oczach i ruchach zawodnika widać strach pomieszany z bezradnością.

Plavsić i Crnac z impulsem

W kolejnym meczu Rakowa Częstochowa w drużynie mistrzów Polski wyróżnił się jeden, ten sam piłkarz z pola, który potrafił pociągnąć grę w kryzysowych momentach. Wysoka dyspozycja Srdjana Plavsicia nie powinna być zaskoczeniem, ale tak gigantyczny wpływ na funkcjonowanie zespołu, a i owszem. Dośrodkowania serbskiego wahadłowego trafiały co prawda głównie do Austriaków, ale pod względem piłkarskiej jakości, odpowiedzialności, a także waleczności, lewy skrzydłowy chwilami zawstydzał swoich partnerów i udowodnił, jak potężnym wzmocnieniem jest w perspektywie krótkofalowej, a jakim może być w długofalowej.

Dopiero od wejścia 19-letniego Ante Crnaca obrońcy przyjezdnych musieli działać ze zdwojoną czujnością nie tylko przy Plavsiciu. Energiczny snajper był głodny piłek nie tylko w „szesnastce”, lecz także bliżej połowy boiska. Młody Chorwat bezwzględnie wchodził w akcje kombinacyjne, wykazywał się doskonałym przeglądem pola, jednak w ostatniej fazie było widać, że spędził z niektórymi ogniwami drużyny jeszcze troszkę za mało czasu. Ale po niezłej zmianie we Włoszech bohater hitowego transferu za ponad milion euro dał szkoleniowcowi kolejne argumenty ku otrzymaniu szansy w wyjściowej jedenastce. Kto wie, może ta nastąpi już w najbliższą niedzielę przy Łazienkowskiej.

Kuć na następne poprawki

Tego czwartku wszyscy usiedliśmy do meczu Raków Częstochowa – Sturm Graz pełni nadziei, że lekcja z Bergamo, zimny prysznic z Poznania przysłużą postawie piłkarzy „Czerwono-niebieskich”. Niestety, tym razem „Medaliki” przegrały z wicemistrzami Austrii już w głowach. Tym trudniejsze dla ekipy mistrzów Polski będzie teraz zacisnąć pasa i poukładać każdy niuans przed arcytrudnym okresem, trwającym już w zasadzie do końca roku. Naiwnie byłoby wierzyć, że wróci kapitan, to i wszystko magicznie wejdzie z powrotem na szczyt. Żaden członek drużyny nie może się bać wziąć na barki całej presji. A przed Pucharem Polski, dużymi spotkaniami ligowymi i przede wszystkim dalszym etapem Ligi Europy, czyli dwumeczem o wszystko ze Sportingiem Lizbona, dodatkowa mobilizacja w słabym położeniu musi pokazać ducha zespołu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze