Raków Częstochowa awansował po przeciętnym spotkaniu. Co dalej?


Raków Częstochowa w meczu z Suduvą nie zachwycił. Jak ocenić grę i szanse podopiecznych Marka Papszuna w kwalifikacjach do Ligi Konferencji?

30 lipca 2021 Raków Częstochowa awansował po przeciętnym spotkaniu. Co dalej?
Rafał Rusek / PressFocus

Raków Częstochowa w zeszłym sezonie PKO Ekstraklasy potrafił zauroczyć każdego. Ekipa z województwa śląskiego grała przyjemną dla oka piłkę. Oglądając tę drużynę, nawet neutralny kibic mógł się z nią naprawdę utożsamiać. Jednak przyszedł nowy sezon, przyszły eliminacje do gry w europejskich pucharach, a wraz z tym wszystkim przyszły nowe wymagania...


Udostępnij na Udostępnij na

I tu pojawia się masa pytań, a najbardziej w oczy rzuca jedno z nich. Czy Raków potrafi sprostać pewnym standardom, które obowiązują, bądź co bądź, wicemistrza Polski? Może będzie to mocne stwierdzenie, ale w tej chwili „Czerwono-niebiescy” nie dają argumentów, aby na to pytanie udzielić odpowiedzi pozytywnej. Wręcz przeciwnie. Spora część ekspertów, obserwatorów, kibiców, po prostu osób, które widziały grę „Medalików” w dwumeczu z Suduvą Mariampol, ukierunkowałaby się w stronę negatywnej reakcji.

Nic się nie kleiło

Trudno wczorajszą konfrontację częstochowian z Litwinami nazwać „widowiskiem”. Raczej przypomniała ona show prowadzone w dzisiejszych czasach przez Krzysztofa Ibisza. Niby program ten sam, ale brakuje trochę wyrazu, tego, który widzieliśmy jeszcze niedawno, w przypadku Rakowa w niedzielę podczas meczu z Piastem. Wiadomo, słabsze mecze się zdarzają, ale w zeszłym tygodniu wyglądało to identycznie. W teorii dominujący na placu boju zespół WICEMISTRZA POLSKI, mierzący się z PRZEPOTĘŻNĄ w defensywie Suduvą Mariampol… Śmiech na sali.

Popatrzmy na suche fakty, a te są dość miażdżące dla Marka Papszuna i jego podopiecznych. Raków nie potrafił wykreować żadnej stuprocentowej sytuacji w pojedynku z wicemistrzem Litwy. Chyba że weźmiemy pod uwagę tę Vladislavsa Gutkovskisa z pierwszej połowy, lecz do samej pozycji napastnika w tym zespole zaraz dojdziemy…

A więc gdy podsumowujemy wszystkie akcje gospodarzy wczorajszego starcia, chcąc wyłonić te, które mogły przyprawić fanów z naszego sąsiedniego kraju o mocniejsze kołatanie serca, pozostaną nam przeciętnie groźna akcja Gutkovskisa w pierwszej połowie, główka Sebastiana Musiolika ze 108. minuty spotkania oraz słupek Iviego Lopeza z rzutu wolnego. Mało? Owszem. Czy słusznie wymagamy więcej? Jak najbardziej.

Raków nie ma napastnika…

No nie ma. Trudno powiedzieć o Vladislavsie Gutkovskisie, że jest snajperem na miarę drużyny WICEMISTRZA POLSKI. Tak samo jest w przypadku Jakuba Araka. Sebastian Musiolik, który był wychwalany za sześć bramek i trzy asysty w zeszłym sezonie Serie B, również nie błyszczy. I właśnie na tym lista się kończy…

Widać, że w ekipie z Częstochowy napastnik byłby ważnym elementem, lecz takowego w zespole jak na razie nie ma. W zespole „Czerwono-niebieskich” brakuje solidnego ekstraklasowego gracza, pokroju chociażby Flávio Paixão. Brakuje nie tylko pod względem wykańczania akcji, lecz także ich kreowania, ponieważ widoczna jest pustka, potrzeba pewnego spoiwa, kogoś, z kim idealnie mogliby współpracować zawodnicy pokroju Iviego Lopeza, który notabene zagrał najlepiej z formacji ofensywnej.

W tym miejscu warto również zwrócić uwagę, że ofensywne ustawienie drugiej linii „Medalików” ani trochę nie przynosi efektów. O tym też wspomniał jeden z ekspertów podczas studia pomeczowego. Raków zapomniał o pewnych podstawach. Pomocnicy się nie dopełniali. Owszem, jak wcześniej wspomnieliśmy, sporo w tym winy formacji odpowiadającej za strzelanie bramek, ale i sama druga linia wyglądała, ostro mówiąc, bezpłciowo.

W Częstochowie powinni nosić go na rękach

Vladan Kovacevic podbił wczoraj serca prawdopodobnie wszystkich fanów polskiej piłki. Ratował Raków z opresji nieraz podczas regulaminowego czasu spotkania. Podczas serii rzutów karnych podkreślił grubą kreską swój świetny występ, broniąc dwa celne strzały gości w konkursie „jedenastek”. Bośniak pokazał, że był wart każdego z wydanych na niego eurocentów. Największy, a dla niektórych jedyny plus tego starcia.

Marek Papszun show

Prawdziwa wisienka na torcie. Może gdyby trener zachował się inaczej przy wypowiedziach pomeczowych, gra jego zespołu byłaby postrzegana z nieco większym dystansem. W końcu szkoleniowiec pokazałby wówczas, że jest świadom tego, jak zagrała jego drużyna. Tymczasem…

Tak. Usłyszeliśmy sarkastyczne oraz mijające się z prawdą odpowiedzi. Zdaje się, że trener oglądał inny mecz. Stwierdzenie „byliśmy znacznie lepsi” oznacza w mniemaniu sporej części kibiców stworzenie przynajmniej czterech czy pięciu klarownych sytuacji. Właśnie – „CZTERECH CZY PIĘCIU”. My ujrzeliśmy, jak już powiedziano wyżej, jedną, MOŻE DWIE, niezwykle naciągane i zwycięstwo po rzutach karanych… To chyba mówi samo za siebie.

Marek Papszun to z pewnością trener wywołujący głównie pozytywne odczucia, ale te wypowiedzi były najzwyczajniej niezgodne z tym, co wczoraj ujrzeliśmy na stadionie w Bielsku-Białej. Słowa menadżera tylko podsyciły ogień, co podkusiło media do jeszcze większej krytyki zespołu.

Raków i jego szanse z Rubinem Kazań

Są one małe, znikome, a nawet żadne, jeśli spojrzymy na dwumecz z Suduvą. Raków Częstochowa zmierzy się z czwartą drużyną zeszłego sezonu ligi rosyjskiej. Przeciwnik o wiele większej sile rażenia niż Litwini. Obecnie praktycznie niemożliwe jest zobaczyć „Medaliki” w następnej fazie eliminacji, chyba że ktoś ma wyobraźnię godną napisania scenariusza do kolejnej części „Szybkich i wściekłych”…

Marek Papszun i jego piłkarze powinni przełknąć ten awans niczym gorzką pigułkę i z pokorą spojrzeć na wszystkie swoje błędy. Bez tego się nie obejdzie. Czy będą do tego zdolni? O tym przekonamy się 5 sierpnia o godzinie 21:00. Wtedy właśnie odbędzie się starcie z Rubinem Kazań. Starcie, które bez wyciągnięcia odpowiednich wniosków może skończyć sromotną klęską „Czerwono-niebieskich”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze