Rafał Zaborowski: Miałem propozycję gry w afrykańskiej Lidze Mistrzów [WYWIAD]


Rozmawiamy z Rafałem Zaborowskim, piłkarzem Swadhinata KS

3 grudnia 2021 Rafał Zaborowski: Miałem propozycję gry w afrykańskiej Lidze Mistrzów [WYWIAD]
archiwum prywatne Rafała Zaborowskiego

Rafał Zaborowski to bohater jednego z najbardziej niecodziennych transferów ostatnich miesięcy. Został pierwszym Polakiem w historii, który zagrał w Bangladeszu, gdzie reprezentuje barwy Swadhinata KS. Zadebiutował w turnieju Independence Cup, a w swoim drugim występie zdobył dwie bramki, a jego zespół wygrał 3:2.


Udostępnij na Udostępnij na

27-latek występował w przeszłości w Grecji, Rumunii, Norwegii oraz oczywiście w Polsce. Teraz przyszedł czas na bardziej egzotyczne wyzwanie. Rafała Zaborowskiego zapytaliśmy m.in. o: najbardziej egzotyczną propozycję transferową, powody transferu do Bangladeszu, najdziwniejszą sytuację, z jaką spotkał się w swojej karierze, czy o to, jak zmienia się kluby za granicą. Więcej w poniższej rozmowie.

Michał Kruszyński: Trzy dni temu podpisałeś kontrakt w Bangladeszu z klubem Swadhinata KS. Jak poprawnie wymówić nazwę Twojego klubu?

Rafał Zaborowski: Też mam jeszcze problemy (śmiech) – Sadinata.

Możesz zdradzić, na ile podpisałeś umowę?

Ze względu na sytuację na świecie, czyli COVID, umowa została wstępnie podpisana na sześć miesięcy, ale jest możliwość przedłużenia kontraktu. Ogólnie cały sezon w Bangladeszu jest krótki.

Co spowodowało, że zdecydowałeś się na grę w Bangladeszu?

Złożyło się na to dużo czynników. Nie ukrywam, że miałem sporo opcji w Europie, ale żadna z nich nie zaspokajała mojej wewnętrznej potrzeby podjęcia się czegoś odważniejszego. Gdy dowiedziałem się o opcji w Bangladeszu, z początku byłem nieprzekonany, lecz później zdałem sobie sprawę, że mam 27 lat i jestem w stanie podjąć się takiego wyzwania. Widziałem też, że liga idzie w dobrym kierunku. Zanim złożyłem wszystkie potrzebne papiery, zorientowałem się, że ciekawe nazwiska trafiają do ligi. Tym bardziej byłem przekonany, że robię dobrze.

archiwum prywatne Rafała Zaborowskiego

Z jakich państw w Europie miałeś propozycje?

Rumunia, Grecja, Austria, Słowacja.

Jak zareagowała Twoja rodzina?

Jestem w komfortowej sytuacji, bo nie mam żony i dzieci, więc w Polsce nie trzymają mnie żadne zobowiązania i mogę sobie pozwolić na takie decyzje. Moi bliscy raczej nie interesują się na co dzień takim krajem jak Bangladesz. Uważają, że jest niebezpiecznie, więc byli trochę przejęci. Znajomi, gdy się dowiedzieli, mówili mi: „Kto jak nie Ty?”. Poza tym mieszkałem już w kilku krajach, kilku miejscach, więc umiem sobie poradzić w nowej sytuacji i otoczeniu.

Jakie było pierwsze wrażenie, gdy przyleciałeś do Bangladeszu?

Wiadomo, to ósmy kraj pod względem ludności na świecie, panuje tu wielkie przeludnienie. Na lotnisku było pełno ludzi. Gdy wylądowałem na miejscu, przyjechał po mnie komitet z klubu, naokoło pełno ludzi. W mieście cały czas są korki. Dzisiaj rano jechałem zrobić test na COVID-19, bo zbliża się Independence Cup, na który jechaliśmy Rikszą, więc wiedziałem, jak to wszystko wygląda. Na pewno jest tu inaczej i będę musiał się do tego przyzwyczaić. Trzeba mieć cały czas otwartą głowę. Gdybym był źle nastawiony, myślę, że długo bym nie wytrzymał, bo to jest całkiem inny świat.

Czytałem sporo o Bangladeszu, bo tam jeszcze nie byłem (śmiech). Przeważały informacje, że panuje tam straszna bieda, a po ulicach walają się śmieci. Jak to oceniasz?

Zarówno bieda, jak i śmieci są widoczne, ale to zależy, w jakie miejsce się pojedzie. Dopiero tu przyleciałem, więc jeszcze nie wiem wszystkiego. Mam kilku kolegów obcokrajowców, którzy są tu dłużej i mówią, że w centrum stolicy powstają nowoczesna inwestycje, a także galerie, które mają po 30 pięter. Podobno panuje tam „normalne” życie na poziomie. Jednak na obrzeżach Dhaki jest bieda, tego się nie da ukryć. Wiele osób prosi o pieniądze. W kraju, gdzie żyje tyle osób, jest niemożliwe, żeby wszyscy żyli na dobrym poziomie. A co do Ciebie, wszystko przed Tobą, możesz mnie odwiedzić (śmiech).

Masz już załatwione mieszkanie?

Ze względu na COVID mieszkamy w dużym domu. Mamy tu swoje pokoje, duży pokój, jadalnię, łazienki. Ogólnie jako obcokrajowcy jesteśmy trochę inaczej traktowani. Tak to na ten moment wygląda.

Pisałeś mi, że byłeś już na pierwszym treningu. Jakie wrażenia?

W sumie ciekawie. Wszystko wygląda tak „europejsko”, nie ma jakichś cudów czy innych rzeczy. Rozgrzewka, później trening, tak jak w każdym innym miejscu. Chłopaki, ludzie dzisiaj bardzo się mną zainteresowali. Zanim przyjechałem, pisały do mnie różne osoby. Dzisiaj musiałem zostać 30 minut po treningu, bo tyle zajęło robienie zdjęć ze wszystkimi fanami. Ogólnie wszyscy są bardzo mili, cały czas pytają, czy wszystko w porządku. Na treningach i meczach mamy osoby, które noszą za nami wodę, ocierają ręcznikami, a w domu, gdzie mieszkamy, mamy do dyspozycji dwóch chłopaków, którzy gdy czegokolwiek potrzebujemy, to nam to załatwiają. Naprawdę, we wszystkim pomagają.

Archiwum prywatne Rafała Zaborowskiego

Wiele osób, gdy jedzie do Azji, staje się „maskotką”.

Dokładnie tak samo jest tutaj. Umowę podpisałem już wcześniej, ale dzisiaj było to zaprezentowane oficjalnie. Tak jak wysłałem ci fotki, wszyscy robili zdjęcia i się cieszyli. Myślałem, że nie wyjdą (śmiech), oni są po prostu inni. Nie wiem, czy ze względu na mnie, czy ogólnie. Powiem, że są aż za mili.

 

Archiwum prywatne Rafała Zaborowskiego

Dogadujecie się po angielsku, nie ma z tym problemu?

Nie, nie ma problemu. Głównie rozmawiają po bengalsku, ale większa część, w tym trener, mówi też po angielsku.

Patrzyłem na zdjęcia stadion, jak na standardy Bangladeszu wygląda nieźle. Jak jest z resztą infrastruktury treningowej?

Jeszcze nie widziałem wszystkiego. Nie wiem, czy patrzyłeś, ale teraz będziemy grali dwa turnieje. Jeden Independence Cup, o którym ci mówiłem, a w grudniu jest Federation Cup. Te dwa turnieje będą rozgrywane w Dhace na stadionie, ale teraz nie jestem w stanie powiedzieć ci z pamięci, jak się nazywają. Jeden z nich ma 25 tysięcy miejsc. Liga będzie rozgrywana na czterech stadionach poza stolicą, tak że każdy gra na wyjeździe. Tak samo jest teraz w Indiach w Goa. U nas jest identycznie. Mieszkamy w stolicy, ale mecze będziemy rozgrywać poza nią. Z tego co widziałem, są to duże obiekty. W Bangladeszu jest też popularny krykiet, więc trzeba liczyć, że wszystkie stadiony mają powyżej 25 tysięcy miejsc.

Wiesz, jak daleko macie na te stadiony poza stolicą?

Szczerze? Jeszcze się nie orientowałem. Wiem, że jakiś jest chyba godzinę–półtorej, a reszta dalej.

Jak Ci się wydaje, co spowodowało, że do Bangladeszu przyszło kilku niezłych zawodników?

Oni robią wszystko krok po kroku. Z tego, co widzę, wzorują się na Indiach. Na pewno pojawiły się większe pieniądze. Gdy rozmawiałem z Adamem Kotleszką z Kanału Sportowego, mówił, że przyszedłem w bardzo fajnym okresie. W Bangladeszu też mówią, że zapowiada się najlepszy sezon w historii. Przyszedł Vranjes, który grał w Legii Warszawa, Lechii Gdańsk i podobno dostał kwotę rzędu pół miliona dolarów za sześć miesięcy. To już naprawdę solidne pieniądze.

Aspekt finansowy na pewno jest bardzo ważny i kuszący.

Dokładnie, w takim miejscu muszą jakoś przekonać zawodników do przyjścia, bo to nie jest Dubaj czy Bahrajn albo Kuwejt, więc muszą się postarać.

Mówiłeś, że miałeś robiony test na COVID. Jak mieszkańcy Bangladeszu do tego podchodzą, bo przecież jest tam ogromny problem z przeludnieniem.

Wczoraj, gdy odbierali mnie z lotniska, rozmawiałem z nimi o COVID-zie, i nikt w ostatnim czasie tam nie umiera. Na taką liczbę ludności jest to dziwne, ale mają wszystko pod kontrolą. Teraz jest dobry czas, bo wszystko się uspokoiło.

Po Twoich mediach społecznościowych widać, że lubisz zwiedzać, bawisz się życiem. Pasuje do Ciebie określenie piłkarski podróżnik?

Wiadomo, że może to tak wyglądać, ale nie wiem, czy nazwałbym tak siebie. Nie jeżdżę do tych państw na wakacje, tylko grać w piłkę. Nawet będąc w Grecji, nie chodziłem nad morze, żeby popływać czy odpocząć. Chcę się skupić na grze w piłkę, więc nie bawię się życiem aż tak. Być może ludzie to źle odbierają. Na ten ruch zdecydowałem się, patrząc przyszłościowo, bo może przynieść coś ciekawego. Wiadomo już, że nie będę Robertem Lewandowskim. Dodatkowo liczy się aspekt finansowy, żeby jak najwięcej wyciągnąć z tego na przyszłość.

Wczoraj, gdy odbierali mnie z lotniska, rozmawiałem z nimi o sytuacji epidemiologicznej w kraju. Twierdzą, że w ostatnim czasie jest bezpieczniej. Na tak ogromną liczbę ludności jest to dziwne, ale mówią, że mają wszystko pod kontrolą. Wiem, że cały czas odbywają się szczepienia, a nawet czytałem, że Polska przekazała im trzy miliony dawek.

Na pewno gra w piłkę jest najważniejsza. Masz jakiś cel na zbliżający się sezon?

Na miejscu są duże oczekiwania wobec mnie, mam grać na „dziesiątce”. Dostałem numer „10” w piłce – to też coś znaczy. Ale wracając do pytania, nie mam jakiegoś celu, ile chciałbym zdobyć asyst czy goli. Chciałbym się jak najlepiej pokazać. Jest tu czterech obcokrajowców, z czego trzech spoza Azji, więc to spore wyróżnienie. Mam nadzieję, że dobrze mi pójdzie, żeby był to tylko przystanek na coś większego.

Piłka w Azji wchodzi na bardzo dobrym poziom. Jest kilka państw, w których futbol ma się znakomicie, np. Japonia, Chiny.

W Korei Południowej też jest wysoki poziom. Granie w takich ligach byłoby super. Szczególnie u nas w kraju ludzie odbierają te ligi bardzo egzotycznie. A gra tu naprawdę wielu dobrych zawodników. Mamy w Japonii Kubę Świerczoka, którego moim zdaniem się lekko nie docenia i nawet zasługuje na grę w reprezentacji. Ta liga jest na pewno dużo lepsza niż polska.

Prawda, Kuba robi furorę w Japonii, ale jego brak w kadrze jest spowodowany jakimiś przepisami dotyczącymi kwarantanny, dlatego nie przyjeżdża na zgrupowania. Szczerze mówiąc, sam się z tej reprezentacji wyrzucił, wybierając Japonię.

To tego akurat nie wiedziałem. To wiele wyjaśnia, bo na tę reprezentację zasługuje. Bramki, które strzela, nie są takie, że dokłada tylko nogę do pustej bramki. Naprawdę ładnie się tam bawi.

Prawda, też cały czas na bieżąco śledzę Adriana Mierzejewskiego, Kubę Świerczoka.

Teraz jeszcze kolejna dwójka jest w Indiach.

Dokładnie, Łukasz Gikiewicz oraz Ariel Borysiuk. Łukaszowi już chyba nie dorównasz pod względem liczby państw, w których grał (śmiech).

Nigdy nie wiadomo (śmiech), ale może być trudno. Wiem, że Łukasz ma kontakt z moim kolegą z drużyny, Nedo Turkoviciem.

Jak szuka się klubów w takich ligach jak IV norweska czy Bangladesz? Sam musisz się jakoś proponować, czy oni w jakiś sposób Cię znajdują?

Zaczynając od Norwegii. Robiłem sobie jakieś filmik z mojej gry, dzięki temu odezwał się do mnie ktoś ze Szwecji i powiedział, że jest taka możliwość gry w Norwegii. Mówił mi, że w grudniu miałem jechać na cztery dni na testy. W Polsce była wtedy przerwa zimowa, a opłacali mi lot i całą resztę, więc stwierdziłem, że spróbuję. Okazało się, że było zaproszonych 12 chłopaków z całej Europy: Serb, Słoweniec, Litwin, Estończycy, Francuz, Hiszpan. Na koniec wybrali trzech chłopaków, z którymi podpisali kontrakt, w tym ze mną.

Zawsze to wychodzi jakoś z przypadku, nie jest tak, że sam proponuję się klubom. Jestem już na takim poziomie, że znają mnie niektórzy ludzie i sami się odzywają. Następnie była Grecja. Zaczęło się to tak, że miałem w klubie kolegę, który grał w Grecji i powiedział mi, że jest taka opcja. Poleciałem, spodobałem im się i podpisałem kontrakt. Później już zawsze ktoś się do mnie odzywał. Tak samo teraz. Pamiętam, że siedziałem sobie w domu i dostałem trzy wiadomości od jakichś agentów odnośnie Bangladeszu. Jednego z nich znałem, bo miałem z nim kiedyś kontakt. Odpisałem mu i wszystko mi przedstawił. Pytał mnie też o jakiegoś obrońcę, więc poleciłem mu swojego kolegę, z którym grałem, Francuz, grał w akademii Fulham, w Szkocji, ale jego odrzucili, a mnie wybrali. Na początku nie byłem przekonany. Pisze do mnie wiele osób, tak jak mówił kiedyś Gikiewicz. Może nie tyle co do niego, bo wiadomo, że nie mam tak bogatego CV i nazwiska, ale zawsze ktoś pisze. Nawet czasami z takich „dzikich” kierunków.

Z jakiego najbardziej nietypowego kierunku miałeś propozycje?

Miałem teraz w okienku propozycję z somalijskiej drużyny zagrania w afrykańskiej Lidze Mistrzów (śmiech).

I nie chciałeś zagrać w afrykańskiej Lidze Mistrzów? (śmiech)

Nie, Somalia to już zbyt „dziki” kraj dla mnie. Miałem tam pojechać na miesiąc, zagrać w dwóch meczach i pomóc miejscowej drużynie przejść fazę eliminacji, bo grała z jakimś zespołem bodajże z Rwandy. Dzwonili, bo był jakiś ostatni dzień okienka czy coś. Były ustalone pieniądze zarówno za wygraną, jak i przegraną. Lot, naturalnie, opłacili. Ale ani finansowo nie zaproponowali jakiegoś wow, gdyby było grubo, to może bym się zdecydował. W dodatku było to tylko na miesiąc, więc straciłbym jakąś opcję gry w innym klubie przez cały sezon. To był taki okres, że działo się tam dużo rzeczy, więc nie chciałem ryzykować.

To już bardzo egzotyczny kierunek.

Dokładnie, dlatego nie brałem tego pod uwagę. Afryka to już zupełnie co innego, jeszcze kraj typu Somalia, gdzie też jest wielka bieda.

Cofnijmy się trochę w czasie. Zamiast przejść wszystkie szczeble polskiego futbolu i grać teraz przykładowo w polskiej ekstraklasie, Ty wybrałeś inną, bardziej nietypową i być może cięższą drogę. Jakie popełniłeś błędy?

Trudny temat. Wiadomo, jak to jest, gdy jesteś młodszy, podejmujesz błędne decyzje, zaufasz złym ludziom. Gdy się jest młodszym, ma się inne podejście do życia, więc kilka rzeczy na pewno zrobiłbym inaczej, bardziej bym dbał o siebie. No, ale czas minął, więc nic już z tym nie zrobię. Mogłem kiedyś zmienić zespół, ale klub mi wtedy jakoś przeszkodził i potem bujałem się po niższych ligach.

Grałeś w III, IV lidze, następnie był transfer do Norwegii. Było to spowodowane aspektem finansowym?

Tak, byłem wtedy związany z Ruchem Radzionków jako młodzieżowiec, więc wiązał mnie z nim ekwiwalent do 23. roku życia. Chociaż nie byłem z nim związany umową, to miałem gdzieś w głowie sprawę tego ekwiwalentu. Wtedy w grudniu, gdy miałem 22 lata, pojechałem do Norwegii. Ale dalej były z tym jakieś problemy i finalnie musiałem rozwiązać to tak, że zapłaciłem drużynie konkretną kwotę i mnie puściła. Wiadomo, że wiązało się to z większymi pieniędzmi, ale granie w piłkę wiązałem też z pracą. W Skandynawii tak to działa. Pewnie wiesz, że zarabia się tam sporo, ale życie też jest drogie. Klub załatwiał pracę, więc tak to wyglądało.

Czym się zajmowałeś, pracując?

Pomagałem we wszystkim. Raz coś sprzątałem, później coś przenosiłem. To była praca fizyczna. Czasami nie szło łatwo, więc gdy pojawił się temat Grecji, to skorzystałem. Ludzie z otoczenia mówili mi, że mam potencjał i powinienem grać gdzieś wyżej, że się marnuję. Sam też to czułem, wypalałem się. W ciągu dnia czasami było ciemno, bo byłem na północy Norwegii, było zimno, więc dobrze, że tak się wszystko potoczyło.

Nie przeszkadzało Ci, że w ciągu dnia pracowałeś, a później musiałeś iść na trening, mecz?

Właśnie przeszkadzało. Czasami miałem takie dni, że odpuszczałem trening, bo byłem zmęczony albo musiałem zostać dłużej w pracy, więc na dłuższą metę było ciężko i szukałem jakichś opcji, żeby gdzieś wyskoczyć. Na wyższych szczeblach lig byłaby szansa utrzymywać się z gry, ale niżej trzeba było łączyć piłkę z pracą.

W innych państwach tylko grałeś w piłkę, czy też sobie dorabiałeś?

Wtedy już tylko piłka.

Później był transfer do Rumunii. Widziałem, że w Pandurii mieliście ładny stadion. Jak było z frekwencją?

To była druga liga, teraz spadli do trzeciej. Był wtedy COVID, więc niestety nikt nie mógł wejść na stadion.

Nie przedłużyłeś kontraktu z własnej woli?

Tak, był spadek, więc już nie chciałem. Cały czas przekonywali mnie, że zdobędą licencje na drugą ligę i używali tego argumentu. Przed końcem sezonu na każdym meczu mnie zaczepiali, żebyśmy podpisali kontrakt. Na szczęście byłem na tyle mądry przed sezonem, że podpisałem kontrakt na rok. Grałem cały czas na drugim poziomie w Rumunii, więc nie chciałem później z niego schodzić. Miałem kilka telefonów z drugiej ligi rumuńskiej, ale nie byłem przekonany co do tych ofert.

W Grecji była ciekawa sytuacja, że twój klub spadł o dwie ligi.

Tak, a w tym sezonie awansował o dwa poziomy.

Jak to jest możliwe?

Reorganizacja rozgrywek. Teraz połączyli drugą i trzecią ligę, a wtedy podzieli te rozgrywki.

Jak oceniasz poziom niższych lig w Polsce do Norwegii czy Rumunii?

Trudno porównać, bo to są różne poziomy rozgrywkowe. Zawodnicy są zdecydowanie lepsi, widać to po ruchach, rozumieniu gry. W Grecji na pewno był wyższy poziom. Grało tam sporo Hiszpanów czy właśnie Greków, którzy są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie. W Norwegii gra była bardzo fizyczna. Dużo jest wybijania piłki do przodu, a później biegania. Polskie ligi są porównywalne do norweskich, bo u nas gra też jest bardzo fizyczna. To w Polsce mocno utrudniało mi grę, bo nie byłem wtedy dobrze zbudowany.

Widziałem, że nieźle radzisz sobie pod względem technicznym, więc Grecja wydawała się skrojona pod Ciebie.

Tak. Ale też było to dla mnie lekkie zderzenie, bo przyszedłem przecież z IV ligi norweskiej. Od początku zacząłem w pierwszym składzie, więc było nieźle, lecz dopiero po kilku kolejkach pokazałem, na co mnie stać. W klubie też chcieli, żebym został, ale spadek o dwie ligi i gra tam nie były zbyt interesujące. Dyrektor, który również opuszczał klub, namawiał mnie i przekonywał, żebym poczekał na jego następny ruch i pociągnie mnie ze sobą, argumentując, że trafi do Super League 1 bądź nowo powstałej Super League 2. Zawsze przez spadki nie zostawałem na dłużej, bo ambicja brała górę. Póki czuję się dobrze, to lepiej zmienić klub, niż się zasiedzieć. Chociaż zdaje sobie sprawę, że dla ludzi w Polsce może wyglądać to tak, jakby kluby mnie nie chciały, ale było całkiem inaczej.

Którą z zagranicznych lig wspominasz najlepiej?

Podobało mi się w rumuńskiej lidze, szczególnie w Pandurii. To był chyba najlepszy sezon w historii, ponieważ grało tam wiele klubów z niezłą przeszłością m.in. U. Cluj, Rapid Bukareszt, FCU Craiova, Petrolu. Nawet Pandurii kilka lat temu grało w Lidze Europy i dobrze sobie radziło.

Miałeś kiedyś propozycję powrotu do Polski?

Były, nawet teraz. Słyszałem też opinię, że gdy padał mój temat, okazywało się, że nie są w stanie udźwignąć mnie finansowo, mimo że nie było bezpośredniego kontaktu. Były też opcje I- oraz II-ligowe, ale finansowo nieciekawe. Dlatego nie chciałem się na to zdecydować.

Jaką miałeś najdziwniejszą sytuację w swojej karierze?

Tak jak pewnie zauważyłeś, miałem kiedyś rozjaśnione włosy na blond. Tuż przed wylotem do Bangladeszu zadzwonili do mnie z klubu i zapytali, jaki mam kolor włosów. Odpowiedziałem im, że naturalny, ciemny. Dzień przed wylotem zapytali mnie, czy mogę znowu pofarbować włosy na blond, a klub mi za to zapłaci (śmiech). Na początku myślałem sobie, że oni żartują, a to było na serio. Tłumaczyłem im, że to nie jest takie łatwe, a oni pytają, czy na lotnisku nie ma salonu fryzjerskiego (śmiech).

Nie przefarbowałeś?

Nie, nie. Gdy pofarbowałem włosy, trener mówił mi, że jestem szalony. Tutaj oni sami chcieli, żebym to zrobił. Mam dużo takich śmiesznych sytuacji. Kiedyś dostałem telefon z prośbą, żebym założył koszulkę Barcelony, bo będę bardziej przypominał Messiego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze