Ostatni dzień okienka transferowego wywołał sporo zamieszania. Valencia zarejestrowała dwóch zawodników na dwie minuty przed deadlinem, Liverpool nie zdążył porozumieć się z Jewhenem Konoplianką, a Arsenal Londyn sprowadził kontuzjowanego Kima Källströma. Jednak największej niespodzianki trzeba szukać gdzie indziej, a konkretnie w Nantes. To tam udał się piłkarz Śląska Wrocław – Paweł Garyga.
Dlaczego jest to taka wielka niespodzianka? W końcu Garyga to nie jest głośne nazwisko. Ba, ten 22-letni chłopak rozegrał do tej pory zaledwie dwa mecze na szczeblu ekstraklasy. Wychowanek Śląska, występujący najczęściej jako pomocnik, od wielu lat nie mógł się przebić do pierwszego składu. Trenerzy się zmieniali a on terminował w rezerwach, lub szedł na wypożyczenie. Wydaje się więc, że taki transfer nie powinien wzbudzać większych emocji. A może właśnie powinien?
Śląsk Wrocław nie stawia na młodzież. Na pierwszy rzut oka tej młodzieży nie ma, bo skoro nikt się nie przebija, to problem musi leżeć w jakości szkolenia lub w kiepskim narybku. No bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że w tym klubie występuje obecnie tylko jeden wychowanek – Tadeusz Socha. Ale czy nie było tak, że utalentowanych piłkarzy pozbywano się za darmo i bez żalu, jak uczyniono na przykład z Kamilem Bilińskim? To ostatnie nazwisko każe nam się pochylić głębiej nad problemem młodzieży w Śląsku.
Biliński nigdy nie dostał w Śląsku prawdziwej szansy. Choć w pierwszej drużynie rozegrał 20 meczów, to w żadnym nie występował przez pełne 90 minut i tylko raz wyszedł na boisko w pierwszym składzie. Jego ogólny dorobek w ekstraklasie to 269 minut. Czy to wystarczająco dużo czasu, żeby udowodnić swoje umiejętności? No cóż, może jego rywale byli zwyczajnie lepsi i Kamil po prostu przegrał rywalizację. Zobaczmy. Atak Śląska w sezonie 2009/2010: Vuk Sotirović, Tomasz Szewczuk, Kamil Biliński i Dariusz Góral. Sotirović zdobył dziewięć goli, Szewczuk dwie, Góral zagrał raptem cztery minuty…
Zatrzymajmy się chwilę przy Góralu. To kolejny chłopak, który w Śląsku egzystował. W sezonie 2009/2010 strzelił w Młodej Ekstraklasie 12 bramek, a jego kariera w ekstraklasie zamknęła się na czterech minutach. To się nazywa dopiero szansa.
I teraz wracamy do Garygi. Zadebiutował w ekstraklasie 26 sierpnia 2012 roku w meczu z Koroną Kielce (wszedł w 79. minucie), a na kolejny występ czekał do 30 listopada, kiedy to Śląsk wyjechał do Poznania na mecz z Lechem (wszedł w 85. minucie). I to wszystko. Na grę w Śląsku był za słaby. Nie było dla niego miejsca kiedy czołowi zawodnicy doznawali kontuzji, nie znajdował uznania u trenera, kiedy Śląsk prowadził wysoko i można było ogrywać młodzież, nie dostawał szansy, mimo iż dostawali ją piłkarze wznawiający karierę. Szkoleniowcy woleli też eksperymentować z zaciągiem zagranicznym, niż dać poważną szansę młodemu wrocławianinowi. No to ten wrocławianin w końcu zdecydował się rozwiązać kontrakt, na co władze klubu wyrazili zgodę bez większych protestów. Jakie musiało być ich zdziwienie, kiedy dowiedzieli się, że zawodnik, w którym nie dostrzeżono za grosz talentu we Wrocławiu, został zauważony i doceniony przez francuski FC Nantes.
Śląsk Wrocław ma problemy finansowe. Ten klub już był na krawędzi bankructwa, być może nawet z tej krawędzi spadł, ale udało się go wyciągnąć z niebytu i jakimś cudem wciąż egzystuje. No właśnie, egzystuje! Dlaczego? Każdy szanujący się klub dba o to, by oprócz doświadczonych zawodników szansę dostawała młodzież, bo tylko w ten sposób ta młodzież może się rozwinąć. Czy to znaczy, że we Wrocławiu nie szanują swojego klubu? Coś w tym jest. Zatrudnianie piłkarzy o uznanej marce jest dobre o ile pozwala na to sytuacja finansowa. Jeśli nie pozwala, to podpisując wysoki kontrakt z Sebastianem Milą, sprowadzając Gavisha czy Plaku, klub zgadza się na życie ponad stan, a to wcześniej czy później odbije się czkawką.
Dziś słychać, że w Śląsku pojawił się kolejny młodzian o wysokich umiejętnościach – Kamil Dankowski. Słychać też, że dobrze radzi sobie Patryk Misik, a szansę w ekstraklasie dostał 18-letni Marcin Przybylski. Oni wierzą, że klub nie potraktuje ich tak samo jak Bilińskiego, Górala czy Garygę, wierzą, że dostaną prawdziwą szansę i będą mogli się tu rozwijać. Oby władze klubu, nauczone przykładem Bilińskiego i Garygi nie zaprzepaściły kolejnej szansy na wychowanie sobie piłkarza przez duże „P”, a następnie sprzedanie go z dużym zyskiem. A jeśli tę szansę zaprzepaszczą, to już nikt nie poda pomocnej dłoni, kiedy klub będzie spadał w przepaść. Bo prawda jest taka, że jeśli Śląsk chce stawiać na zawodników o uznanej marce i wysokich oczekiwaniach finansowych, to w tę przepaść się wcześniej czy później stoczy.