Nie da się wykonać kolejnych kroków naprzód z taką skutecznością. Wie to z pewnością Nuno Espírito Santo. Portugalski szkoleniowiec miał latem zacząć lekką przebudowę zespołu, aby ten zaczął dominować nad rywalami. Problem Wolverhampton polega jednak na tym, że na razie nie przekłada się to na konkrety, a w szczególności na gole. Tych jest bowiem jak na lekarstwo i obowiązkiem „Wilków” będzie zimą kupno nowego snajpera.
Problem Wolverhampton z kreowaniem sobie sytuacji i strzelaniem bramek nie zaczął się po kontuzji Raúla Jiméneza. To trwa już od samego początku sezonu. Podopieczni Nuno Espírito Santo kreują sobie bardzo mało sytuacji, ale poza tym mają ogromny problem z ich finalizacją. Starcie z Tottenhamem było kolejnym spotkaniem, w którym „Wilki” biły po prostu głową w mur. Jeśli na Molineux Stadium szybko czegoś nie wymyślą, to w drugiej części sezonu Wolverhampton będzie biło się co najwyżej o środkowe lokaty.
Bezradność w polu karnym rywali
Wolverhampton udało się co prawda zremisować niedzielne spotkanie z Tottenhamem, ale gol na wagę remisu padł nie po akcji, ale po stałym fragmencie gry. Przez większość meczu natomiast gracze Nuno Espírito Santo bili głową w mur. W żaden sposób nie potrafili stworzyć sobie dogodnej sytuacji. Dwie miał co prawda Fabio Silva, ale na tym wszystko się skończyło. W zasadzie przez całe spotkanie Wolverhampton szukało swoich szans po wrzutkach z bocznych sektorów gry albo po strzałach zza pola karnego. W całym spotkaniu „Wilki” oddały 11 uderzeń, z czego tylko cztery padły z obrębu „szesnastki”.
To już nie pierwszy raz, kiedy Wolverhampton ma problemy z wykreowaniem sobie kilku dogodnych okazji w trakcie spotkania. Przekłada się to później na liczby. „Wilki” w tym sezonie strzeliły bowiem zaledwie 15 bramek w Premier League. Jest to piąty najgorszy wynik w lidze. Za nimi w tej klasyfikacji znajdują się takie zespoły, jak: Sheffield United, West Brom, Fulham i Burnley. Drużynie Nuno Espírito Santo spadła oczywiście skuteczność. Do momentu kontuzji Raúla Jiméneza wynosiła zaledwie 9%, a pod jego nieobecność spadła jeszcze do 6%. Oprócz tego zmiany są widoczne w statystyce expected goals. Współczynnik ten spadł z poziomu 1,24 z poprzedniego sezonu na 0,98 w obecnym, co tylko pokazuje, że drużyna z Molineux Stadium ma problemy z grą w ofensywie.
Widać, że Nuno Espírito Santo szuka nowych rozwiązań. Nie szło w starym systemie z trójką obrońców, zespół przeszedł na grę z czwórką defensorów. Zaczął więcej piłek dośrodkowywać, zmienił sposób budowania akcji, ale w niczym to jednak nie pomogło. Wolverhampton wykreowało sobie zaledwie w tym sezonie 10 stuprocentowych szans. Dla porównania sam Kevin De Bruyne stworzył 12 takich okazji, a Bruno Fernandes i Jack Grealish po 10. Najgorsze dla Wolverhampton jest jednak to, że w tym zespole jest naprawdę kilku kreatywnych zawodników. Niestety nie widać tego na boisku.
Brak kluczowych postaci
Jakby Nuno Espírito Santo miał mało problemów w ofensywie, to wypadł mu z gry jeszcze najlepszy strzelec zespołu – Raúl Jiménez. 29-latek nabawił się fatalnej kontuzji w meczu z Arsenalem i wciąż nie wiadomo, kiedy dokładnie wróci na boisko. Portugalski menedżer nie chce spekulować na ten temat, ale sam z pewnością marzy, aby stało się to jak najszybciej. W miejsce Meksykanina wskoczył bowiem wspomniany już Fabio Silva, ale widać, że 18-latek wciąż nie jest do końca gotowy na grę w pierwszej jedenastce. Młodemu Portugalczykowi brakuje bowiem zimnej krwi pod bramką przeciwnika i z pewnością jest to melodia przyszłości klubu z Molineux Stadium. Nie jest on jednak jeszcze teraz gotów, aby opierać na nim siłę ofensywną całego zespołu.
Kolejną przyczyną słabej dyspozycji Wolverhampton w tym sezonie w ofensywie jest brak dwóch piłkarzy. Diogo Jotta i Matt Doherty, bo o nich mowa, stanowili ważny element ofensywnej gry zespołu Nuno Espírito Santo. Obaj w zeszłym sezonie byli odpowiedzialni za 25% wszystkich bramek „Wilków”. Dokładając do tego gole Raúla Jiméneza z rozgrywek 2019/2020, okazuje się, że to wynosi już 57%. Pokazuje to tylko, jak bardzo tych trzech zawodników brakuje teraz w zespole. Do tego warto dodać zdecydowany spadek formy Adamy Traoe, który na asystę w Premier League czeka już od czerwca, a na gola od roku.
Ayer tuvimos visita de lujo en el entrenamiento.
🧡
— Wolves Español (@WolvesEspanol) December 10, 2020
W zespole Nuno Espírito Santo brakuje obecnie zawodnika, na którym dałoby się oprzeć całą ofensywną grę. Nie ma bowiem jednego prawdziwego lidera w linii ataku. Ostatnio coraz lepiej radzi sobie Pedro Neto, ale zarówno on, jak i Daniel Podence to wciąż młodzi zawodnicy, którzy na dobrą sprawę dopiero od tego sezonu regularnie występują w pierwszym składzie Wolverhampton. Brakować im może wciąż doświadczenia. Z pewnością obaj lepiej wyglądaliby, gdyby obok nich znajdował się napastnik, który byłby gwarantem bramek, odciążając tym samym wspomnianą dwójkę.
Potrzebne wsparcie
Jeśli Wolverhampton myśli poważnie, aby w tym sezonie powalczyć o europejskie puchary, musi sprowadzić nowego napastnika. Zdaniem angielskich mediów w klubie jest już lista potencjalnych 30 nowych kandydatów. Najgłośniej mówi się jednak o trzech nazwiskach. Pomysłem na niedrogie wzmocnienie miał być Hulk. Brazylijczykowi kończy się bowiem umowa z jego obecnym pracodawcą w Chinach, ale już wiadomo, że 34-latek nie zasili szeregów Wolverhampton. Nie spełnia on nowych przepisów, które wchodzą w życie wraz z brexitem. Hulk nie rozegrał bowiem żadnego z blisko 50 spotkań w reprezentacji Brazylii w ostatnich czterech lat.
Drugą opcją ma być Divock Origi. Belga na Molineux Stadium chciano sprowadzić już w 2018 roku. Ostatecznie pozostał on jednak w Liverpoolu. Potem w znacznym stopniu przyczynił się do wygrania Ligi Mistrzów, ale w obecnej kampanii nie może liczyć na regularne minuty na Anfield. W związku z tym na tej transakcji zyskałyby obydwie strony. Divock Origi miałby szansę, aby podłapać trochę minut w Premier League, a Wolverhampton zyskałoby uniwersalnego napastnika. 25-latek z powodzeniem mógłby występować na każdej pozycji w ofensywie, co dawałoby większe pole manewru Nuno Espírito Santo.
Uwagę Wolverhampton zwrócił również Joshua King, który po spadku z Bournemouth pozostał w klubie. Z końcem obecnego sezonu kończy mu się jednak kontrakt. Tutaj włodarze z Molineux Stadium mogliby kupić dobrego zawodnika za niewielką kwotę. Jeśli „Wisienki” chciałyby bowiem zarobić jakiekolwiek pieniądze na swoim napastniku, to muszą sprzedać go właśnie zimą. Norweg ostatnie miesiące spędził co prawda na zapleczu Premier League, ale z pewnością będzie gotów, jeśli pojawi się oferta z Wolverhampton.
To, że na Molineux Stadium pojawi się nowy napastnik, jest pewne. Wolverhampton bardzo go potrzebuje, ale pytanie, czy Nuno Espírito Santo poszuka bardzie budżetowej opcji, czy jednak sięgnie głębiej do klubowej kasy. Tego na razie nie wiadomo, bo letnie wydatki i straty związane z pandemią z pewnością uszczupliły budżet, ale jeśli „Wilkom” marzą się europejskie puchary, trzeba będzie co najmniej kilka milionów funtów wydać.