Na ile różnych sposobów można opowiedzieć tę samą bajkę? Za siedmioma górami i lasami obrzydliwie bogaty książę postanowił zabawić się w futbol. Zabawa szybko mu się znudziła, a wszyscy zamieszani musieli „stawać na uszach”, żeby jakoś uratować podłogę, po której stąpają. Pamiętacie, jak Malaga sprowadzała Isco, Cazorlę i van Nistelrooya, a później biła się jak równy z równym z Borussią w LM? W dzisiejszym odcinku TBT kolejny arabski plan budowy klubu. Sęk w tym, że nie każda bajka kończy się happy endem.
– To klub, w którym każdy chce grać – powiedział Nacho Monreal podczas swojej prezentacji 10 czerwca 2011 roku. Dokładnie rok wcześniej (bez dnia, ale dokładnie rok lepiej brzmi) Malaga stała się kolejnym elementem wchodzącym w skład własności katarskiej rodziny królewskiej. Udziały kupił Abdullah bin Nasser bin Abdullah Al Ahmed Al Thani – bez obaw, nawet kibice „Los Boquerones” nie pamiętają całości.
Al Thani nie sprzedawał bajeczek o zakochaniu się w Maladze od lat oraz o bezgranicznym zainteresowaniu piłką nożną w ogóle. Miał jasno określone cele: klub chciał uczynić trzecią siłą hiszpańskiej piłki, sam natomiast pragnął zarabiać na tym pieniądze. Zarówno to pierwsze, jak i to drugie było możliwe do zrealizowania: wtedy Atletico jeszcze nie miało dzisiejszego statusu, a zarabianie na piłce wyszło już wielu. Nie od dziś wiadomo o powiedzeniu: żeby wyjąć, trzeba włożyć. I trzeba robić to z głową.
Pellegrini i transferowa rewolucja
Malaga wróciła (po raz trzynasty, co jest rekordem najwyższej klasy rozgrywkowej w Hiszpanii) do Primera Division dzięki zajęciu 2. miejsca w II lidze w sezonie 2007/2008. W ekstraklasie finiszowała najpierw na 8., a później na 17. lokacie. Zaczęły się problemy z pieniędzmi i klub trzeba było sprzedać – tak oto doszliśmy do szejka z Półwyspu Arabskiego.
Klub nie był dla niego dużym wydatkiem. Kosztował 36 mln euro, czyli o pięć mniej, niż pół roku później Liverpool zapłacił za Andy’ego Carolla. Ciekawe jest to, że Katarczyk kupił Malagę od Fernando Sanza – tak, byłego piłkarza m.in. Realu Madryt, który klub dostał „w podarunku” od swojego ojca, Lorenzo. Tak, tego Lorenzo – prezesa Realu z lat 1995-2000.
Al Thani nie czekał długo. Od razu zatrudnił Jesualdo Ferreirę na stanowisku trenera. Ten wytrzymał całe 10 meczów – został zwolniony po serii trzech porażek. Portugalczyk zostawił zespół na 17. miejscu w tabeli, a zastąpił go Manuel Pellegrini. Chilijczyk długo cieniował, aby w ciągu ostatnich ośmiu kolejek wyciągnąć drużynę z 18. na 11. lokatę.
Łatwo nie było, gdyż duża część zespołu znała się tylko z prasy i z telewizji. Już w pierwszym sezonie sprowadzono bowiem aż 16 nowych twarzy z Julio Baptistą, Martinem Demichelisem, Salomonem Rondonem i Eliseu na czele. Odeszło natomiast aż 18 graczy! Wydano 25 mln, w zamian nie otrzymując nawet porwanego weksla.
Fontanna petrodolarów i mądre zakupy
Al Thani zapowiadał, że Malaga zostanie jedną z najlepszych ekip w Hiszpanii w przeciągu trzech lub czterech lat. Mylił się, wystarczyły dwa. Dokonano przemyślanych wzmocnień. Na Estadio La Rosaleda przybyli m.in.: Isco, Cazorla, Joaquin, Toulalan, Monreal, Mathijsen i prawdziwa bomba – Ruud van Nistelrooy. Ten ostatni to oczywiście głównie kwestia promocji, ale również wzór do naśladowania dla młodszych. Reszta natomiast miała tworzyć trzon zespołu i zwyciężać.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie dwa niezwykle ważne wzmocnienia, być może ważniejsze niż sami gracze. Dyrektorem generalnym został Fernando Hierro, legenda Realu, która wcześniej piastowała dyrektorskie stanowisko w złotej reprezentacji Hiszpanii. Dyrektorem sportowym został zaś Antonio Fernandez, który uprzednio pełnił tę funkcję w ozłoconej Sevilli.
Na zakupy wydano prawie 60 mln, ale opłaciło się. Drużyna długo dryfowała po wszystkich możliwych miejscach w tabeli, aby w 27. kolejce osiąść na 4. lokacie i nie oddać jej już do końca rozgrywek. Wszyscy zachwycali się wynikiem zespołu z Costa del Sol, chwalony był też sam Al Thani. Do czasu.
Malaga to nie wszystko
Przez dwa lata szejk wpompował w klub ponad 150 mln euro, które w końcu miały się zwracać dzięki Lidze Mistrzów. Zabrakło jednak cierpliwości. Wraz z zakończeniem świetnego sezonu na jaw wyszły wszystkie klubowe brudy. Zalegano z płacami zarówno dla piłkarzy, jak i dla byłych klubów niektórych z nich. O pieniądze upominały się m.in.: Villarreal, Osasuna i HSV. Zaległości sięgały nawet 9 milionów euro…
Skąd ta zmiana w zachowaniu Al Thaniego? Otóż okazało się, że klub był tylko częścią wielkiego, hiszpańsko-katarskiego planu szejka. Chciał bowiem zbudować w Maladze hotel, centrum handlowe, port oraz nowoczesne miasteczko sportowe. Zaczęło się od inwestowania w stadion i akademię, później miały przyjść kolejne inwestycje. Problem w tym, że nie zgodziły się na to władze. A że szejk był humorzasty, to się wściekł. I przestał interesować się Malagą.
Nie poddajemy się!
Katarczyka nie ruszało nic. Ani ponaglenia, ani wezwania, ani groźby. Oczywiście te formalne – na przykład takie, że albo klub ureguluje płatności, albo dostanie zakaz gry w europejskich pucharach. Działacze pokrętnie tłumaczyli wszystko okresem restrukturyzacji i dostosowywania się do finansowego fair play.
Na nic się to nie zdało – 21 grudnia 2012 roku drużyna oficjalnie dostała zakaz gry w pucharach w najbliższym sezonie, w którym się do nich zakwalifikuje. Restrykcja miała ciążyć na klubie przez cztery lata, a okres karencji mógł ulec wydłużeniu, jeśli zadłużenie nie zostanie uregulowane.
W międzyczasie z La Rosaleda zaczęli masowo odchodzić piłkarze. Cazorla i Monreal wybrali Arsenal, Rondon poleciał aż do Kazania, Mathijsen do Feyenoordu, van Nistelrooy zakończył karierę. Łącznie Malagę opuściło 18 zawodników, na których zarobiono ponad 40 mln. Na nowych graczy nie wydano nic – albo przychodzili za darmo, albo byli wypożyczani.
Odszedł też Hierro, który nie mógł zdzierżyć zachowania swojego pryncypała. Na tle tego wszystkiego dalej toczyła się gra, zarówno w Primera Division, jak i w Lidze Mistrzów. Nikt wtedy nie sądził, że mimo kilku poważnych osłabień, zarówno boiskowych, jak i gabinetowych, klub osiągnie jakikolwiek sukces. W eliminacjach do LM Isco i spółka odprawili Panathinaikos, z grupy z Milanem, Zenitem i Anderlechtem wyszli z pierwszego miejsca, nie ponosząc ani jednej porażki.
W 1/8 finału pokonali Porto. Dalej czekała Borussia. Pierwszy mecz rozgrywano w Hiszpanii, który skończył się 0:0. Spotkanie w Dortmundzie przeszło do historii. Na gola Joaquina jeszcze przed przerwą odpowiedział Lewandowski, osiem minut przed końcem trafił Eliseu. Wtedy fani Borussii zaczęli się drzeć wniebogłosy, a w doliczonym czasie Reus i Santana zapewnili swojej drużynie zwycięstwo. Takie historie trzeba przypominać.
Ćwierćfinał Ligi Mistrzów był olbrzymim sukcesem i wiązał się ze sporym zastrzykiem gotówki. Rozgrywki ligowe udało się zakończyć na 6. miejscu, co powinno gwarantować grę w Lidze Europy – powinno, ale nie zapominajmy o zakazie transferowym. Mało tego – wraz z końcem sezonu z drużyną miał się pożegnać Manuel Pellegrini. Media donosiły o rychłej sprzedaży klubu przez Al Thaniego, znalazły już nawet kupca w postaci właściciela dużego koncernu paliwowego. Koniec bajki?
Projekt „Nowa Malaga”
W żadnym wypadku. Szejk zaprzeczył, jakoby miał sprzedawać swój futbolowy diament w koronie. Co więcej, stwierdził, że plan będzie o wiele dłuższy niż okres czterech lat, w którym Malaga miała stać się nową siłą Primera Division. W klubie zatrudniono Bernda Schustera, który w sezonie 2013/2014 doprowadził go do 11. lokaty. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że na transfery wydał aż 5 mln, sprowadzając m.in. Bartosza Pawłowskiego z Widzewa. Odszedł natomiast Isco i cała reszta gwiazd. Pawłowski za Isco. Ciekawe, co powiedziałby na taką wymianę Real.
Schustera po sezonie zastąpił Javi Garcia, były szkoleniowiec Osasuny i Almerii, który jest w klubie do dziś. Pod rządami tych dwóch panów całkowicie zmienił się profil drużyny. Bez wielkich gwiazd (z wyłączeniem Roque Santa Cruza), ale za to budowana coraz mądrzej. Coraz więcej wychowanków, coraz lepsza gra. W swojej pierwszej kampanii Garcia ugrał 9. miejsce, dziś Malaga jest w lidze na 8. miejscu.
Uwaga: ta bajka wcale nie musi skończyć się źle. Al Thani nadal jest w klubie, a ten miarowo pnie się w górę. Na ile czasu wystarczy model niskobudżetowy, tego nie wiem. Wiem jednak, że nie każdy szejk działa w ten sam sposób. Dziś drużyna Malagi wyceniana jest na mniej niż 60 mln euro, podczas gdy inny Katarczyk, Nasser Al-Khelaifi, wyłożył 50 mln na Davida Luiza, późniejszego szefa obrony Brazylijczyków, którzy stracili z Niemcami siedem bramek.
Jeżeli Al Thani dotrzyma słowa i nadal będzie stał za sterami klubu, wcale nie musi być źle. Od trzech lat jest coraz lepiej, mimo że w klubie nigdy nie było potężnych, oczywiście relatywnie, pieniędzy, a w pewnym momencie nie było ich wcale. To akurat jest ewenement. Wyobraźcie sobie, że Guardiola dostaje w City pięć milionów na transfery. Mimo wszystko poczekam na happy end.
W ostatnim odcinku Throwback Thursday wspominałem jednego z najbardziej niedocenianych napastników naszych czasów, Mario Jardela.