Premiership: Niedzielne spotkania 26. kolejki


Dziś rozegrane zostały spotkania na Anfield Road, St. James' Park oraz na Craven Cottage. Kibice niedzielnych meczów obejrzeli cztery gole, lecz nie powinni narzekać na brak emocji.


Udostępnij na Udostępnij na

Dreszczowiec na Anfield

Najciekawiej zapowiadała się rywalizacja w Liverpoolu. „The Reds” gościli dziś na swoim stadionie drużynę Manchesteru City. Podopieczni Rafy Beniteza kilka tygodni temu piastowali jeszcze pozycję lidera w tabeli Premier League, jednak ich słaba dyspozycja spowodowała, że dali się wyprzedzić Manchesterowi United. Przewaga Man U. nad drugim zespołem przed tym meczem wynosiła osiem punktów. Celem obranym przez gospodarzy na ten mecz było zmniejszenie tej przewagi o trzy „oczka”. Manchester City przyjechał na Anfield Road, aby pokrzyżować plany dzisiejszemu rywalowi i powalczyć co najmniej o cenny remis.

W dzisiejszym spotkaniu w barwach „The Reds” nie mógł wystąpić kontuzjowany Steven Gerrard oraz zawieszony Xabi Alonso. Ekipa gości wybiegła na boisko w najsilniejszym ustawieniu bez szczególnych braków kadrowych. Pierwsza połowa spotkania rozgrywana była wyraźnie pod dyktando gospodarzy. Liverpool w pierwszych trzech kwadransach oddał więcej groźnych strzałów na bramkę rywala, lecz nie przyniosło to bramkowych efektów.

W drugiej odsłonie obraz gry nieco się zmienił. Przyjezdni dłużej utrzymywali się przy piłce, a poza tym wzrosła aktywność napastników City. W drużynie Marka Hughesa szczególnie wyróżniał się sprowadzony w styczniowym okienku transferowym były napastnik West Ham United, Craig Bellamy. Ten sam piłkarz w 49. minucie mocno przyczynił się do zdobycia gola, który dał prowadzenie Manchesterowi City. Bellamy strzelił mocno ze skraju pola karnego, a piłka odbiła się jeszcze od Arbeloy i kompletnie zmyliła interweniującego Pepe Reinę. Od tego momentu goście byli bardziej pewni siebie, grali odważniej i częściej atakowali bramkę gospodarzy. Benitez nie mógł pozwolić sobie na przegraną w takim momencie. Mocno podenerwowany pokrzykiwał na swoich zawodników, aby ci postarali się o więcej dokładności w swoich zagraniach. Wskazówki z bocznej linii przyniosły oczekiwany efekt pół godziny później. Zdeterminowani piłkarze Liverpoolu przeprowadzili akcję, która uratowała ich honor i zarazem ustaliła wynik spotkania. Lewym skrzydłem z piłką zabrał się Benayoun, mocno dośrodkował w pole karne, a tam na piłkę czekał już Dirk Kuyt, który bez trudu wykorzystał świetne podanie Izraelczyka. Końcówka spotkania to popis dwóch graczy „The Reds”, mianowicie Benayouna i Kuyta. Ci dwaj piłkarze robili wszystko, aby jeszcze przechylić szalę zwycięstwa na stronę Liverpoolu, ale przy każdej próbie na drodze stawał im skuteczny Shay Given, nowy bramkarz „Citizens”. Na Anfield Road remis, który może zadowolić tylko gości, jednak oni też powinni „pluć sobie w brodę”, gdyż byli bliscy sprawienia niespodzianki i pokonania faworyzowanego Liverpoolu.

Prawdziwa walka na St. James’ Park

Do Newcastle przyjechała drużyna Evertonu, będąca ostatnio w znakomitej formie. Goście przybyli po czwarte z rzędu zwycięstwo bez kilku podstawowych piłkarzy. W kadrze Davida Moyesa zabrakło Cahilla, Pienaara, Osmana, Yakubu. Selekcjoner gości zmuszony był desygnować do gry kilku młodych zawodników, między innymi Anichebe, Goslinga i Rodwella. Ku rozpaczy Moyesa, tuż po rozpoczęciu spotkania, ostro zaatakowany został Mikel Arteta i już w siódmej minucie musiał opuścić plac gry z powodu kontuzji kolana. Mecz był bardzo zacięty i obfitował w wiele ciekawych akcji, które jednak nie przyniosły goli. Ostra gra ze strony Newcastle spowodowała, że arbiter musiał ostudzać zapędy podopiecznych Joe Kinneara. W 44. minucie za brutalny faul na Anichebe sędzia wyrzucił z boiska Kevina Nolana, a napastnik Evertonu z powodu urazu nie mógł dokończyć spotkania. Mimo liczebnej przewagi przyjezdni nie potrafili sforsować obrony „Srok” i mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Newcastle zatem wciąż pozostają w dole tabeli, zaś Everton niezmiennie plasuje się na szóstej pozycji.

Fulham zwycięża „outsidera” na Craven Cottage

Drużyna Roy’a Hodgsona szybko zapomniała o środowej porażce z Manchesterem United i wróciła na właściwe tory. Idealny moment na poprawienie nastroju po takiej porażce to właśnie mecz z najsłabszą drużyną w lidze. Piłkarze West Bromwich Albion przyjechali do Londynu powalczyć o remis. Z planów nici, bo podopieczni Tony’ego Mowbraya przegrali z Fulham 0:2. Gospodarze przeważali w każdym aspekcie, a gdyby byli bardziej skuteczni, to wynik mógł być wyższy. Bramki zdobywali Zamora i Andrew Johnson w 61. i 72. minucie. W doliczonym czasie gry obrońca „The Cottagers”, Hangelaand, faulował w polu karnym Bednara, a goście mieli okazję na zdobycie honorowej bramki, jednak wielką klasę pokazał Mark Schwarzer, broniąc „jedenastkę” Bednara. Drużyna Fulham po dzisiejszym zwycięstwie awansowała w tabeli z dziewiątej na siódmą pozycję z pięcioma punktami straty do szóstego w tabeli Evertonu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze