Premiership: Manchester United podejmuje Liverpool w hicie 29. kolejki


Jeszcze nie opadły emocje pucharowe, a już w najbliższy weekend angielska Premieship zaserwuje swoim fanom spotkanie na szczycie. Na dziesięć kolejek przed zakończeniem sezonu na Old Trafford spotkają się giganci tegorocznych rozgrywek. Armia sir Alexa Fergusona w bitwie o mistrzowski laur podejmie u siebie pogromcę Realu Madryt - Liverpool FC. Dla tych drugich jest to niewątpliwie ostatnia szansa na dogonienie aktualnych mistrzów Europy i pierwszy od dziewiętnastu lat angielski czempionat.


Udostępnij na Udostępnij na

Manchester United jest przed 29. kolejką w mocno uprzywilejowanej sytuacji. Zespół Czerwonych Diabłów ma siedem punktów przewagi nad sobotnim rywalem i jedno zaległe spotkanie. Jeśli podopieczni Fergusona wygrają z Liverpoolem na Old Trafford, The Reds praktycznie przestaną się liczyć w wyścigu o tytuł mistrza Anglii.

Nie ma drużyn niepokonanych

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Chelsea jeszcze wierzy w tytuł
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Chelsea jeszcze wierzy w tytuł (fot. chelsea.com)

Rafa Benitez fantastycznie zaczął bieżący sezon. Jego drużyna kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, stopniowo zwiększając przewagę nad resztą stawki. Niestety, na nieszczęście kibiców Liverpoolu, sprawnie działająca maszyna zacięła się w okolicach Bożego Narodzenia. The Reds zaczęli tracić mnóstwo punktów, a biorąc pod uwagę fakt, iż Czerwone Diabły wrzuciły właśnie piąty bieg, sytuacja w tabeli zmieniła się diametralnie. Teraz to Liverpool musi wygrywać mecz za meczem, licząc przy tym na jakąś katastrofę w obozie rywala.

W szaleńczym wyścigu o mistrzostwo uczestniczy jeszcze Chelsea Londyn, więc sobotnia batalia nie zadecyduje o końcowym zwycięstwie. Ciężar psychologiczny spotkania jest jednak olbrzymi i możemy być pewni, że w Teatrze Marzeń czeka nas przedstawienie z gatunku klasyki futbolu.

Zarówno Liverpool, jak i Manchester United bez problemów odprawiły w rozgrywkach pucharowych dwie renomowane ekipy z Włoch i Hiszpanii. Nie ma się więc co dziwić, że morale w szatniach obu drużyn sięgnęły zenitu. Na oficjalnych stronach klubowych oraz w brytyjskiej prasie można przeczytać wypowiedzi przesiąknięte pewnością o zwycięstwie, choć pełne szacunku do rywala. Szczególnie w ekipie The Reds, po wygranym dwumeczu z Realem Madryt, wszyscy wręcz pragną kolejnej ofiary na pożarcie. – Nie ma drużyn nie do pokonania – twierdzi Ryan Babel. Jesteśmy aktualnie w świetnej formie. Jeśli tylko wyjdziemy skoncentrowani i zagramy na swoim najwyższym poziomie, możemy ich pokonać po raz drugi w tym sezonie. Wtedy będziemy jeszcze liczyć się w walce o mistrzostwo. – zakończył skrzydłowy Liverpoolu.

Dodatkową motywacją dla zawodników z Anfield jest fakt, że wygrana z Realem Madryt była dziewięćdziesiątym dziewiątym zwycięstwem The Reds pod okiem Rafy Beniteza. Nie ma chyba lepszego miejsca na świętowanie jubileuszu niż Old Trafford. Co o swoim ewentualnym setnym zwycięstwie sądzi hiszpański manager? – Nie byłem do końca świadomy tych statystyk, ale udowadnia to, że klub podąża w dobrym kierunku. Jeśli wygramy na Old Trafford, będzie to korzystne dla statystyk, ale z ich punktu widzenia najważniejsze są punkty, które ma się w tabeli. Chcemy mieć ich więcej niż mamy obecnie i to dla nas najważniejsze. – zakończył Benitez.

Alex chytry jak… Szkot

Ferguson ma inne plany. Szkot celuje w tym sezonie we wszystkie możliwe trofea, jakie są do zdobycia. Wygrał już Tarczę Dobroczynności, Klubowy Puchar Świata i Puchar Ligi. W środę zapewnił sobie awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a mistrzostwo Anglii i krajowy puchar ma na wyciągnięcie ręki. To już ostatnia prosta, na której okaże się czy największy trener świata nie zrobił błędu, próbując łapać wszystkie sroki za ogon. Jak na razie wygląda na to, iż chytry plan Fergusona jest realizowany wręcz koncertowo. Szeroka kadra, jaką dysponuje, pozwala mu żonglować dowolnie składem, dzięki czemu nawet po rozegraniu pięćdziesięciu siedmiu spotkań jego zespół nie jest przemęczony i funkcjonuje jak szwajcarski zegarek. Precyzja z jaką United osiągają kolejne cele jest godna szacunku i wielkiego podziwu.

Własne boisko i brak jakichkolwiek kontuzji są atutami, jakie stawiają Manchester w roli faworyta sobotniego spotkania. Poza nieobecnymi od dawna Garym Nevillem, Wesem Brownem i Owenem Hargreavesem, reszta kadry jest do dyspozycji Szkota. Prawda jest jednak taka, że w przypadku takich rywalizacji przedmeczowe kalkulacje to jedno, a boiskowe życie to drugie. Pewne jest, że emocji nie zabraknie.

Choć reszta meczów stoi w cieniu rywalizacji United z Liverpoolem, dwudziesta dziewiąta kolejka zawiera wiele ciekawych pozycji. Druga w tabeli Chelsea Londyn będzie gościć na własnym stadionie najbogatszy klub świata. Pomimo, że Frank Lampard udzielił w tygodniu dość zaskakującej wypowiedzi, iż sprawa mistrzostwa w Anglii jest rozstrzygnięta, The Blues na pewno nie odpuszczą do ostatniej kolejki i zrobią wszystko, aby doścignąć lidera. Tym bardziej, że po przejściu do klubu Guusa Hiddinka zespół ze Stamford Bridge gra rewelacyjnie. Biorąc pod uwagę formę piłkarzy holenderskiego trenera i fatalną postawę Manchesteru City na wyjazdach, można spodziewać się łatwego zwycięstwa gospodarzy. Mark Hughes musi raczej odłożyć swoje wielkie plany na następny sezon. Oczywiście jeśli jeszcze będzie trenerem drużyny z Eastlands. Wygrana z kandydatem do tytułu może przedłużyć jego szanse na kolejny kontrakt.

Bojowy Wallcott

Stołeczny Arsenal podejmie u siebie Blackburn Rovers. Choć podopieczni Wengera maja prawo czuć się zmęczeni po środowym meczu z Romą, raczej nie będą mieli problemów z wygraniem tego spotkania. Przypomnijmy, że Kanonierzy wyeliminowali rzymian dopiero po rzutach karnych. W spotkaniu z Rovers nadal nie będą mogli zagrać Mikael Silvestre, Eduardo i Cesc Fabregas. Możliwe, że w kadrze meczowej znajdzie się Emmanuel Adebayor, lecz jego występ w pierwszym składzie jest raczej wątpliwy.

Jak wiadomo, Arsenal w tym sezonie walczy z Aston Villą o czwartą pozycje, gwarantującą udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Wydaje się, że pomimo starty do The Villans, Kanonierzy są bliżej celu. Podopieczni O’Neilla nie zachwycają ostatnio, a w obozie The Gunners panuje wzorowa wręcz atmosfera. – Po spotkaniu w Rzymie, w naszej szatni panował nastrój, jakbyśmy wygrali finał Mistrzostw Świata. Atmosfera jest wspaniała. Choć jesteśmy innych narodowości, czujemy się jak rodzina. – to dzisiejsza wypowiedź Theo Walcotta. – Wielu piłkarzy wraca w końcówce sezonu. Wydaje mi się, że zły okres jest już za nami, tak więc jesteśmy gotowi na pasjonującą końcówkę sezonu. – zakończył młody napastnik.

W dole tabeli również jest gorąco. Spotkania Middlesbrough z Portsmouth oraz Hull z Newcastle United można śmiało nazwać meczami o sześć punktów. Każda z drużyn potrzebuje zwycięstwa, więc emocji na pewno nie zabraknie. Beznadziejna za to wydaje się sytuacja West Bromwich Albion. Piłkarze Tony’ego Mowbray’a są czerwoną latarnią ligi, a w dodatku czeka ich w poniedziałek ciężka przeprawa w Londynie z West Hamem. Mecz na Upton Park zakończy zmagania dwudziestej dziewiątej kolejki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze