Mecz Śląska Wrocław z Piastem Gliwice był jednym z tych, po których można cieszyć się, że czeka nas przerwa zimowa w rozgrywkach T-ME. Po bardzo, bardzo słabym widowisku podopieczni Stanislava Levy'ego zremisowali z ekipą Marcina Brosza 0:0.
Pierwsze pół godziny meczu stało na skandalicznie niskim poziomie. Poza pojedynczymi próbami Jurado, Patejuka (po świetnym podaniu Paixao) czy rzutem wolnym Mili nie działo się nic godnego odnotowania. Piłkarze obu ekip zdawali się myślami być już na przerwie świątecznej, a finezji, pomysłu na grę czy woli walki było z obu stron jak na lekarstwo. Podsumowaniem tej części widowiska niech będzie strzał Patejuka z 28. minuty, który poleciał… za linię boczną.
Dopiero w ostatnim kwadransie zaczęły dziać się rzeczy godne uwagi. Najlepszą okazję do zdobycia gola dla Piasta zmarnował w 37. minucie Jurado, który po fatalnym wyprowadzeniu piłki przez Kokoszkę znalazł się sam na sam z Kelemenem. Bramkarz Śląska wyciągnął się jak struna i poradził sobie z uderzeniem Hiszpana. Z kolei w ostatnich minutach pierwszej połowy obudził się Śląsk, a właściwie Marco Paixao, który fenomenalnymi podaniami obsługiwał seryjnie marnującego sytuacje Patejuka (który trafić nie potrafił nawet do pustej bramki). W ostatniej akcji pierwszej połowy wyróżniający się Portugalczyk wziął sprawy w swoje nogi i trafił do siatki Piasta, był jednak na spalonym, i na przerwę obie strony schodziły przy wyniku 0:0.
Druga połowa zawiodła tych, którzy myśleli, że piłkarze rozkręcą się na dobre. Zamiast płynnej gry, oglądaliśmy zachowawczą grę z obu stron. Odrobinę lepiej prezentował się Piast, który w odróżnieniu od pierwszej części gry teraz potrafił utrzymać się przy piłce. W 59. minucie groźnie uderzał Jurado, lecz po interwencji Kelemena był rzut rożny. Po nim w zamieszaniu piłka trafiła pod nogi Klepczyńskiego, ten jednak obracając się w stronę bramki gospodarzy nie trafił w jej światło.
Im dłużej trwała druga połowa, tym gorsze widowisko serwowali nam piłkarze obu ekip. Kolejne akcje gości rozbijały się o zasieki obronne wrocławian, którzy po zejściu grającego słabe zawody Sebastiana Mili nie mieli już totalnie nic ciekawego do pokazania. W 75. minucie Jan Polak był bardzo blisko pokonania Kelemena, ale uderzył z główki minimalnie nad poprzeczką. Przez następne dziesięć minut nie działo się absolutnie nic. Dopiero w 87. minucie szansę mieli gospodarze. Dośrodkowanie z lewej strony przeszło po nodze Paixao, lecz Szumski zachował czujność i wybił piłkę poza światło bramki. Doliczony czas gry nie przyniósł zmiany rezultatu, mimo prób piłkarzy Śląska. Słaby mecz, słaby remis!