Mało który zawodnik wzbudza tak skrajne opinie na swój temat jak Gonzalo Higuain. We Włoszech – heros, ucieleśnienie wszystkiego, co Włosi kochają w calcio najbardziej. Poza Italią – uosobienie wiecznego rozczarowania, zwłaszcza w tych kluczowych spotkaniach. Nic dziwnego, że Liga Mistrzów i jej decydujące fazy to jedyna okazja dla Argentyńczyka, by ten w końcu zdołał zerwać z tą niezbyt chlubną łatką. Przez długi fragment dzisiejszego meczu z Tottenhamem wydawało się, że jest on na dobrej drodze do osiągnięcia celu.
Wymarzony początek dla „Juve”
Dublet „Pipity” i prowadzenie Juventusu po dziesięciu minutach z bardzo groźnym przeciwnikiem – początek dwumeczu zarówno dla „Starej Damy”, jak i autora obydwu trafień nie miał prawa zacząć się lepiej. Rzeczywiście zawodnicy Allegriego zaskakująco dynamicznie rozpoczęli zmagania, zadając dwa mocne ciosy przeciwnikowi, po których część obserwatorów zaczęła wieszczyć końcowe rozstrzygnięcie tej rywalizacji.
Mieli ku temu pewne podstawy – Juventus w końcu jak mało kto potrafi po osiągnięciu celu trzymać rywala na dystans, a w pierwszej połowie grał naprawdę mądrze w obronie, w przeciwieństwie do Anglików. Fatalne zawody w szeregach gości rozgrywali m.in. boczni defensorzy, czyli Ben Davies oraz Serge Aurier. Ten drugi zresztą szczególnie robił dziś wiele, by rewanżowy mecz na Wembley był już spotkaniem o pietruszkę. Pomijając fatalną skuteczność zagrań, obywatelowi Wybrzeża Kości Słoniowej spore problemy sprawiał przede wszystkim skrzydłowy Juventusu, Douglas Costa. To właśnie po jego rajdzie prawy obrońca zdecydował się pod koniec pierwszej połowy na fatalną interwencję, po której arbiter nie miał wątpliwości, aby przyznać drugi w tym spotkaniu rzut karny dla „Juve”.
Higuain znów nie wytrzymał?
No właśnie, tym oto sposobem wróciliśmy do Higuaina. Mając już dwie bramki na koncie w tym spotkaniu (z czego jedną po wcześniejszym rzucie karnym), Argentyńczyk stanął przed szansą na zdobycie drugiego już w tym miesiąca hattricka (pierwszego zaliczył on w wygranym 7:0 ligowym spotkaniu z Sassuolo). Niestety dla snajpera po jego typowo siłowym wykonaniu „jedenastki” futbolówka zderzyła się z poprzeczką bramki Hugo Llorisa. Tym samym napastnik nie tylko zmarnował szansę na indywidualne osiągnięcie, ale także okazję, by ostatecznie zabić ten mecz. Było to o tyle istotne, że Tottenham znajdował się już na fali wznoszącej, tracąc po 45 minutach tylko jedną bramkę do rywala.
https://twitter.com/CY_LEGACY_/status/963515179202826240
Prawdziwy bohater meczu
Wbrew oczekiwaniom niektórych po katastrofalnym początku ekipa Pochettino wcale nie została ostatecznie stłamszona. Goście ruszyli do przodu, zaczynając stopniowo odnajdywać drogę do bramki Włochów. Imponował wysoki i skuteczny pressing, a także szybkie tempo narzucone rywalom przez zespół Pochettino. Na szczególną uwagę zasługiwała postawa zawodników centralnej strefy boiska, w której przodowali Christian Eriksen, a także Mousa Dembele.
Duńczykowi warto zresztą poświęcić osobny akapit. Przed meczem większość komentatorów największego zagrożenia dla Juventusu upatrywała oczywiście w dyspozycji Harry’ego Kane’a. I chociaż reprezentant Anglii faktycznie zdołał dziś ukłuć Włochów, zdobywając jeszcze w pierwszej odsłonie gola kontaktowego, nikt nie ma wątpliwości, że to Duńczyk powinien tym razem zgarnąć nagrodę MVP. Liczby mówią same za siebie.
Christian Eriksen vs. Juventus:
90% pass accuracy
6 attempts at goal
2 attempts on target
2 chances created
2 through balls
2 interceptions
4 ball recoveries
1 goalMagician 🎩 pic.twitter.com/CiOWmJ7j8j
— Spurs Stat Man (@spursstatman) February 13, 2018
Ukoronowaniem zaś tego świetnego występu była decydująca bramka tego spotkania.
Wow. I would like to point out that the journos waxed lyrical about KDB’s freekick that he rolled under the wall. Yet Eriksen gets very little praise for fooling one of the worlds best in Buffon. Gave him the eyes over the wall and went low left. #Genius. https://t.co/cInBE4PLEB
— Wazza 1882 © (@Wazza1882) February 13, 2018
Czy przy tej sytuacji Buffon mógłby zachować się lepiej?
https://twitter.com/czesmich/status/963523650858246144
Juventus nie grał w drugiej połowie spotkania bardzo źle, podopieczni Allegriego mieli swoje okazje, wypada tu wymienić chociażby świetną, indywidualną szarżę Bernardeschiego. Natrafili dziś jednak na zespół, który pomimo niekorzystnego wyniku był w stanie przez dłuższy czas zmusić gospodarzy do obrony. Nie ma przypadku w tym, że dzisiaj „Juve” straciło dwa gole na własnym obiekcie po raz pierwszy od listopada. Trzeba gościom oddać, że konsekwentną grą zdołali ostatecznie i w pełni zasłużenie wywalczyć bramkowy remis, który w perspektywie rewanżu stawia ich w roli faworyta do awansu.
City praktycznie w ćwierfinale
Tego wieczoru grali również w Bazylei, gdzie 23 minuty wystarczyły Manchesterowi City, by władować mistrzowi Szwajcarii trzy gole i praktycznie zapewnić sobie awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Ostatecznie podopieczni Pepa Guardioli odnieśli czterobramkowe, niepodlegające dyskusji zwycięstwo.
Komplet wyników:
Juventus – Tottenham 2:2 (2:1)
1:0 Higuain 2′
2:0 Higuain 9′
2:1 Kane 35′
2:2 Eriksen 71′
Basel – Manchester City 0:4 (0:3)
0:1 Gundogan 14’
0:2 Bernardo Silva 18’
0:3 Aguero 23’
0:4 Gundogan 53’