Nieprawdopodobny jest to sezon La Liga. "Barca" i Real gubiące punkty z beniaminkami, Atletico kroczące od zwycięstwa do zwycięstwa. Do czasu. To nieszczęsne Getafe. Klub, którego przyjazdu na mecz w ostatnim sezonie bał się każdy. W bieżącej kampanii spadł prawie na samo dno piłkarskiej rzeczywistości. Czy tym razem odbije się i powróci stare, zawsze groźne Getafe?
Każdy kibic śledzący regularnie rozgrywki La Liga w poprzednim sezonie znał moc Getafe. Gdy przyjeżdżało na stadion Realu, piłkarze „Królewskich” wiedzieli, że czeka ich być może najtrudniejsze spotkanie w całej rundzie. Nie wynikało to z tego, że zespół z przedmieść Madrytu grał piłkę ofensywną, pełną polotu i fantazji. Wręcz przeciwnie, zawodnicy Pepe Bordalasa mieli za zadanie wybić rywalowi granie w piłkę z głowy. W ten sposób pokonali w dwumeczu Ligi Europy Ajax Amsterdam. Kibice oglądający te spotkania raczej nie chcieli, aby stały się one wizytówką La Liga. Jednak zgadzało się to, co najważniejsze – wyniki.
#GetafeAjax the best tactic team in Europe is #Getafe #UEL #EuropaLeague
— Hairo Beltre (@Hairob) February 20, 2020
Coś się popsuło
Trener Getafe Pepe Bordalas przed każdym meczem chyba mówi swoim zawodnikom: „faulujcie, ile się da”. Tak to wygląda od dłuższego czasu. Z tą różnicą, że przez ostatnie kilkanaście miesięcy działało na tyle znakomicie, że udało się zakwalifikować nawet do Ligi Europy. Ostatnio jednak taktyka grania faulami się zacięła. Mimo że Getafe wciąż bryluje w statystykach żółtych kartek, to punktów na koncie jest zdecydowanie mniej. Rok temu w tym samym momencie sezonu ekipa z Coliseum Alfonso Perez na swoim koncie miała 42 punkty i zajmowała 6. miejsce w ligowej tabeli. Teraz ta liczba jest zatrważająco mniejsza. Chłopcy Bordalasa uzbierali zaledwie 27 punktów i zajmują 13. miejsce z marnymi szansami na europejskie granie.
https://twitter.com/IF_ValenciaCF/status/1365822596579807236?s=20
Co ciekawe, w tym sezonie dorobek punktowy z poprzedniego sezonu dawałby Getafe miejsce piąte i patrzenie na Ligę Mistrzów. Na tej lokacie plasuje się jednak Real Sociedad i nawet sobotnie zwycięstwo Getafe nie zapowiada wyprzedzenia ekipy Alguacila. Aktualnie Getafe zdecydowanie bliżej jest do spadku niż europejskich pucharów. Jego przewaga nad miejscem spadkowym wynosi zaledwie pięć punktów. Dwa słabe mecze i może zrobić się bardzo gorąco w biurach prezesa Angela Torresa.
Agresja drugim imieniem
Powiedzieć, że „Los Azulones” grają agresywnie, to właściwie tak, jakby nic nie powiedzieć. Getafe drugi sezon z rzędu przewodzi w klasyfikacji zdobywanych żółtych kartek. Pytanie tylko, czy to zaszczyt. Dopóki działało, nikt się zbytnio nie użalał nad tym faktem w klubie. Gdy jednak przestało żreć, pojawiły się głosy krytyki. Nic dziwnego, Getafe w tym sezonie uzbierało już 88 żółtych kartek i w tej niechlubnej klasyfikacji wyprzedza Celtę Vigo aż o 16 kartoników. To tak, jakby drużyna Bordalasa rozegrała co najmniej trzy spotkania więcej. Średnia żółtych kartek w La Liga na mecz wynosi 4,83 dla obydwu zespołów. Średnia Getafe to 3,52 żółtej kartki na mecz. Oczywiście indywidualnie przewodzi tej klasyfikacji kapitan Damian Suarez, który uzbierał już 10 takich kartek. Jak było w poprzednim sezonie zakończonym blisko Europy?
W minionej kampanii również Getafe wygrało wyścig o tytuł najbardziej kartkowanej drużyny. W poprzednim sezonie La Liga uzbierało na swoim koncie 135 żółtych kartek w 38 meczach. Średnia wyliczona z tych liczb jest jeszcze bardziej „imponująca”. Wynosi 3,55 żółtej kartki na spotkanie. Z tą różnicą, że w poprzednim sezonie w całej La Liga częściej pokazywane były żółte kartoniki. Średnia całej ligi wynosiła 5,34. Mimo wszystko liczba pokazanych przez sędziego żółtych kartek dla zawodników Getafe jest bardzo podobna. w poprzednim sezonie liderem tej klasyfikacji również był Damian Suarez. Urugwajczyk uzbierał na swoim koncie 15 takich upomnień. Tutaj nic się nie zmienia.
Gdzie leży problem?
Wydaje się, że największą bolączką Getafe w tym sezonie jest strzelanie goli. Wystarczy porównać tabelę z tego samego momentu rozgrywek poprzedniego sezonu i wszystko staje się jasne. W minionej kampanii po rozegraniu 25 kolejek Getafe miało 35 strzelonych goli. Średnia ponad jednego gola na mecz. Takie przyzwoite minimum pozwalające marzyć o grze w Europie. Obecnie liczba bramek zdobytych przez zespół jest zdecydowanie mniejsza. Wynosi ona zaledwie 20 strzelonych goli. Mniej w tym sezonie nie zdobył nikt. Jedynie słabiutkie Eibar i Alaves zatrzymały się na tej samej liczbie. Więcej od ekipy Bordalasa strzeliły nawet broniące się przed spadkiem Huesca oraz Elche. Problemem na pewno jest brak skutecznej ofensywy i rozkładu bramek na cały zespół. Najwięcej bramek w La Liga mają Angel i Jaime Mata, odpowiednio pięć i cztery. Nie są to liczby, które zwalają człowieka z nóg.
Warto spojrzeć też na średnią liczbę celnych strzałów w meczu. W poprzednim sezonie wynosiła ona ponad trzy celne strzały na mecz, a w tym spadła do niecałego 2,5 celnego uderzenia na mecz. Dla porównania spójrzmy na Granadę, która drugi rok z rzędu walczy o grę w Europie. Jej średnia w sezonie 2019/2020 wynosiła 3,16, aby w tym sezonie jeszcze wzrosnąć o ponad 0,1. Nawet ostatnia w tabeli Huesca ma średnią wyższą aż o jeden strzał! Jeszcze jedna, ostatnia statystyka pokazująca pewne zmiany. W poprzednim sezonie Getafe bijące się o Europę oddawało prawie 10,5 strzału na mecz. W bieżącej kampanii ta liczba ponownie spadła, tym razem aż o ponad dwie takie próby na spotkanie. Właściwie każda ofensywna statystyka pokazuje znaczący spadek formy Getafe. Mógłbym przytoczyć jeszcze kilka, a każda następna tylko potwierdziłaby tezę, że problemem Getafe jest ofensywa.
***
Coś bardzo niedobrego wydarzyło się z Getafe w tym sezonie. Pewne symptomy były widoczne już pod koniec poprzedniego sezonu. Kampanię 2019/2020 ekipa z Coliseum Alfonso Perez zakończyła niechlubną passą sześciu meczów bez zwycięstwa, w tym czterema porażkami. Już wtedy nieśmiało mówiło się o potencjalnym zakończeniu współpracy pomiędzy Getafe a Pepe Bordalasem. W środowisku klubu po cichu można było usłyszeć, że formuła się wyczerpała. Ten sezon jest tylko potwierdzeniem tych słów. O ile w poprzednim zdarzały się passy nawet sześciu zwycięstw z rzędu w różnych rozgrywkach, o tyle w bieżącej kampanii najdłuższa taka „seria” to dwa zwycięskie mecze.
Sprowadzenie na przedmieścia Madrytu latem Carlesa Aleni miało pomóc w poprawieniu ofensywnej gry zespołu. W końcu przychodzi zawodnik, który w dorosłej Barcelonie rozegrał 44 mecze. Niestety Hiszpan nie sprawdził się jak na razie tak, jak od niego oczekiwano. Po zakończeniu 25. kolejki La Liga ma na swoim koncie tyle samo żółtych kartek co udziałów przy bramkach swojego zespołu. Na pewno wpisuje się w ten sposób w charakterystykę Getafe, ale chyba nie do końca o to chodziło. Wsparciem dla niego miał być Takefusa Kubo. Japończyk przyszedł do Getafe po nieudanym wypożyczeniu do Villarrealu. Niestety dzisiaj on także, delikatnie mówiąc, nie spełnia oczekiwań kibiców i prezesa. Miał być gwiazdą, a na razie częściej siedzi na ławce rezerwowych. Każdy następny mecz może być walką o posadę Bordalasa, zespół raczej nie pomaga mu w osiągnięciu zamierzonego przed sezonem celu. Może zwycięstwo nad Valencią przyniesie przełamanie?