Jeszcze niedawno media łączyły go z włoskim Palermo. Nie zagra jednak w Serie A, ale w Legii, z której wyjechał do Tuluzy. Wracając na stare śmieci, do udowodnienia ma mnóstwo. Musi przede wszystkim pokazać, że przez rok „wojaży” wciąż pamięta, jak się gra w piłkę.
Miniony rok był najgorszym okresem w karierze Dominika Furmana. Miał podbić Ligue 1, dzisiaj wraca z podkulonym ogonem. Przez rok rozegrał raptem pięć spotkań we francuskiej najwyższej klasie rozgrywkowej (tylko 156 minut). Przypomnijmy, że kosztował 2,7 mln euro…
16.01.2014 – Dominik Furman z Legii podpisuje kontrakt z Tuluzą
16.01.2015 – Dominik Furman z Tuluzy wypożyczony do Legii #przypadek?— Kuba Jarecki (@JareckiKuba) January 16, 2015
W pierwszym półroczu we Francji otoczono Furmana parasolem ochronnym. Miał on spokojnie aklimatyzować się i przygotowywać do walki o wyjściową jedenastkę. Rozegrał on w swoim pierwszym sezonie Ligue 1 pięć spotkań. W drugim sezonie nie pojawił się ani razu na boisku. Przyzwyczailiśmy się do tego, że polscy zawodnicy za granicami naszego kraju częściej występują w roli turystów lub statystów, ale takiego zjazdu po kapitanie młodzieżówki nikt się nie spodziewał. Jeszcze kilka miesięcy spędzonych w Tuluzie, a o Furmanie zapomnielibyśmy całkowicie.
Dlaczego mu nie wyszło? Najprawdopodobniej największą przeszkodą było przygotowanie fizyczne. Nie od dziś wiadomo, że Furman to raczej chucherko. Kolejnym problemem była taktyka Toulouse, w której miał on być najbardziej cofniętym zawodnikiem z piątki pomocników. Na domiar złego jego pozycja była najliczniej obsadzona. To wszystko sprawiło, że Furman zaliczył najbardziej efektowny zjazd ostatnich lat.
Rękę do Furmana wyciągnęła Legia, która wykształtowała go piłkarsko. Mistrz Polski na tym nic nie traci. Sprzedał zawodnika za blisko trzy miliony euro, a teraz ściąga go za darmo na zasadzie wypożyczenia. Trzeba przyznać, że nie jest to transfer do pierwszej jedenastki. Henning Berg nie był wielkim zwolennikiem umiejętności Furmana. Mówiło się również o tym, że Furman ma iść na tymczasowy pobyt do innego polskiego klubu, kiedy stery w Legii przejął Norweg. Zdecydował się jednak na transfer za granicę. Dzisiaj wraca z podkulonym ogonem.
Dominik furman jedzie z nami na obóz!!:)
— B(L)1916 (@BL_1916) January 16, 2015
Znamy wiele takich przypadków, gdy młody zawodnik wraca do klubu, w którym mógł liczyć na grę. Przypadek – choćby – Bartłomieja Pawłowskiego pokazuje, że mając na koncie kilka występów w czołowej lidze Europy, wcale nie jest powiedziane, że po powrocie uda się wciągnąć ekstraklasę nosem. Szansą Furmana może być to, że Legia gra na trzech frontach. Na pewno otrzyma szansę gry. Pytanie tylko, czy zdoła ją wykorzystać.
Prezes Legii Warszawa – Bogusław Leśnodorski – powiedział kiedyś, że jego zespołowi potrzebne jest transferowe „success story”. Zawodnik, który trafi z Legii do mocniejszego klubu i z miejsca wchodzi do pierwszego składu. Właśnie taka sytuacja promowałaby Legię. Przypadek Furmana na pewno nie buduje renomy mistrza Polski.
https://twitter.com/k_grzelak/status/556146569909907456
Przed Furmanem najważniejszy okres w karierze. Jeśli chce znów być lepszym piłkarzem, to musi wycisnąć z tego wypożyczenia jak najwięcej. Siedzenie na ławce i czekanie na okazję gry z pewnością nie będzie traktowane jako sukces. Wszystko w nogach Dominika Furmana. Dla polskiej piłki ważne jest, by taki talent zdołał jednak wrócić na właściwą ścieżkę swojej kariery.