Historia Glasgow Rangers mogłaby posłużyć za scenariusz dobrego filmu. Cała piłkarska Szkocja była w szoku, gdy w 2012 roku ten zasłużony klub spadał do IV ligi. Odwieczna rywalizacja z Celtikiem, coś, co od lat stanowiło nieodzowną część marki Scottish Premier League, musiała zostać przerwana.
Wydawało się, że powrót Rangersów do najwyższej ligi nie będzie stanowił większego problemu. Motorem napędowym stali się m.in. kibice. Z nimi w zarządzie klub już trzy lata później, w 2015 roku, znowu stanął na skraju upadku. Jak widać, takie rzeczy dzieją się nie tylko w Polsce.
Przeklęty 2012 rok
Problemy finansowe 54-krotnego mistrza Szkocji zaczęły się jednak już na przełomie wieków. Ówczesny właściciel, David Murray, prowadził klub w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”. 12 milionów funtów za 28-letniego napastnika Chelsea, Tore Andre Flo? Proszę bardzo. Ośrodek treningowy za 14 milionów funtów nazwany na cześć właściciela? Nie ma problemu.
Ostatecznie wprowadzony w trakcie sezonu 2011/2012 zarząd komisaryczny pogrzebał nadzieje Rangersów na trzecie mistrzostwo z rzędu. Zaznaczmy, iż Rangersi personalnie byli wówczas silniejsi od Celticu, pierwsze skrzypce grali tacy gracze jak Steven Naismith czy Allan McGregor.
Odjęcie dziesięciu punktów i odebranie licencji na grę w europejskich pucharach w następnym sezonie – to zwiastowało katastrofę. Ta ostatecznie wydarzyła się 4 lipca 2012 roku, kiedy to prezesi klubów szkockiej ekstraklasy zagłosowali przeciwko grze Rangersów w Scottish Premier League w sezonie 2012/2013.
W zasadzie grać tam miał twór o nazwie Sevco Scotland Limited, o którym to kibice Ragersów woleliby raczej zapomnieć. Koniec końców złotą trumnę Murraya domknął Bank of Scotland na spółkę z komornikiem i innymi wierzycielami. Klub z ponad 140-letnią historią został zdegradowany do IV ligi.
Budynek Bank of Scotland, głównego wierzyciela Rangersów
Powstanie i kolejne widmo upadku
Kiedy upada klub o tak wielkiej marce jak Glasgow Rangers, tradycją staje się zjednoczenie kibiców. Wystarczy spojrzeć na nasze podwórko i przykład Widzewa Łódź. Nie inaczej było w tym przypadku. Fani „The Gers” nie opuścili swojego klubu w potrzebie. Ba, to dzięki nim na starcie sezonu 2012/2013 miał on do swojej dyspozycji przeszło 20 milionów funtów!
Niebagatalna sumka jak na ligę z takimi zespołami jak chociażby East Stirlingshire. Swego czasu było ono uznawane za jedną z najgorszych europejskich drużyn z pogranicza lig zawodowych. Ciekawostką jest fakt, iż karierę właśnie w tym klubie rozpoczynał sir Alex Ferguson.
To właśnie na meczu z tą drużyną kibice Rangersów dokonali niebywałego osiągnięcia. Podczas domowego spotkania w ramach 10. kolejki Division Three na stadionie zjawiło się 49 118 widzów! Jest to do dziś niepobity rekord świata we frekwencji na tym poziomie rozgrywkowym.
Stadion Ibrox, na którym padła rekordowa frekwencja w IV lidze
Mimo to klub po raz kolejny nie uniknął finansowych kłopotów. Rozbuchany budżet został znacząco nadszarpnięty przez kosmiczne wynagrodzenia zarządu oraz nieadekwatne do ligi płace zawodników. Problemy ostatecznie udało się jednak zażegnać, choć zapewne niejeden kibic w tamtym czasie miał dość chorej sytuacji, która ponownie mogła doprowadzić do upadku „The Gers”.
Luksemburska klęska
Warto podkreślić, że przez lata nieobecności Rangersów w najwyższej lidze znacząco straciła ona na sile. Celtic, który jeszcze nawet w latach dominacji odwiecznych rywali radził sobie w europejskich pucharach, zaczął miewać problemy z coraz to słabszymi klubami.
Nie wspominając o reszcie stawki Scottish Premiership, która z roku na rok coraz mocniej odstawała od „The Boys”. Wystarczy wspomnieć takie wtopy jak porażka Hearts z maltańską Birkirkarą czy kompromitacja Motherwell z dobrze nam znanym Stjarnan.
Do elity Rangersi powrócili w sezonie 2015/2016. O „sile” szkockiej ligi niech świadczy fakt, że jako beniaminek do końca rywalizowali o wicemistrzostwo. Najbardziej zatrważająca była jednak różnica między mistrzem, Celtikiem, a drugim Aberdeen. Wyniosła ona 30 punktów.
Trzecie miejsce na podium kibice „The Gers” mogli przyjąć z umiarkowanym optymizmem. Przede wszystkim dało ono przepustkę do gry w europejskich pucharach. Tam trafili na czwartą drużynę luksemburskiej ekstraklasy, Progres Niedercom. Odpadli po porażce 0:2 w drugim spotkaniu na boisku rywala. Podkreślmy to – w całym Luksemburgu mieszka mniej ludzi niż w Glasgow. Kompromitacja to mało powiedziane.
Malowniczy stadion Progresu. Symbol „wtopy” 100-lecia Rangersów
Powrót do Europy z trenerem debiutantem
Ubiegły sezon skończył się dla Rangersów nieco lepiej niż ten po powrocie do elity. Pod wodzą Graeme’a Murty’ego zdobyli wicemistrzostwo, tym razem wyprzedzając Aberdeen jedynie różnicą bramek. Mimo to zarząd postanowił dokonać zmiany na stanowisku szkoleniowca.
4 maja 2018 roku kolejny były wielki piłkarz dołączył do trenerskiego grona. 38-letni Steven Gerrard jeszcze niespełna trzy lata temu biegał po boiskach Premier League w barwach Liverpoolu. Tymczasem po krótkiej przygodzie z juniorami tegoż klubu postanowił spróbować swoich sił jako samodzielny szkoleniowiec.
Przez eliminacje do fazy grupowej Ligi Europy jego zespól tym razem przebrnął bez większych kłopotów. Warto to podkreślić, gdyż rywali wcale nie miał najłatwiejszych – taki Maribor jeszcze niedawno grywał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W grupie Ragersi trafili na Rapid Wiedeń, Spartak Moskwa oraz Villarreal CF.
https://www.youtube.com/watch?v=0L2iHeQ1Wmc
Tak swój klub dopingowali kibice „The Gers” w pierwszym po ośmiu latach meczu w europejskich pucharach
Mistrzostwo w zasięgu?
Wydawało się, że dwa pierwsze kluby są w zasięgu ekipy Gerrarda, jednak ostatecznie „The Gers” rywalizację zakończyli na trzecim miejscu z sześcioma punktami. Mimo wszystko należy pamiętać, że to pierwsze kroki do przywrócenia potęgi legendarnego klubu, który na nowo buduje swoją pozycję w Europie.
W lidze Rangersi prowadzą, tuż przed Celtikiem – wyprzedzają ich jedynie stosunkiem bramek, chociaż mają jedno zaległe spotkanie. To, co dla kibiców najważniejsze, czyli właśnie rywalizacja z największym rywalem, na razie zakończyła się porażką 0:1 w 4. kolejce na stadionie Celticu.
Ostatnie wyniki wskazują na obniżkę formy Rangersów, dopiero w ostatnim meczu z Hamilton (1:0) przełamali passę trzech spotkań bez zwycięstwa. Najbliższe derby Szkocji już 29 grudnia – tym razem żądne rewanżu Glasgow podejmie Celtic na własnym stadionie i z pewnością będzie to widowisko pełne emocji.