Pierwsze mecze sezonu mogą dać mylny obraz przed kolejnymi występami drużyn w każdej z europejskich lig. Mnie jednak zachwyciła w 1. kolejce nowego sezonu jedna drużyna.
Nie, to nie była FC Barcelona. Bo czym tu się zachwycać? „Barca” wygrywa od dawna i do tego każdy zdarzył się przyzwyczaić. W ostatni weekend zachwycił mnie AC Milan, którego mecz obejrzałem z wielką przyjemnością.
Spotkanie przeciwko Lecce było wielką ucztą dla kibiców lubiących mecze widowiskowe, lekkie i przyjemne dla oka. Poza tym świetnie jest oglądać odradzające się gwiazdy, a w sobotni wieczór oglądaliśmy pokaz geniuszu spisanego na straty Ronaldinho.
Przed sezonem włoska prasa, a na jej wzór prasa całego świata, rozpisywała się o nadwadze i kolejnych wyskokach Brazylijczyka. W meczu z Lecce Ronaldinho pokazał, że skazywanie go na przedwczesne zejście z wielkiej piłkarskiej sceny było zbyt pochopne.
„Ronnie” czarował jak za najlepszych lat w Barcelonie. Posyłał znakomite długie piłki do Pato czy Marco Boriello, a sam popisywał się sztuczkami, które były nie tylko efektowne, ale w szczególności efektywne. W 28. minucie po jednym z takich zagrań gola strzelił właśnie Pato. Ronaldinho jednak nie zwalniał tempa. Nadal czarował, nadal zachwycał i nawet walczył w defensywie. Jednak Milan nie rozniósł Lecce tylko dzięki Brazylijczykowi. Wszystko dzięki znakomitej taktyce, świetnie realizowanej przez zawodników z San Siro.
Kiedy oglądałem mecz, a obejrzałem go bardzo dokładnie, niektóre sytuacje sprawdzając po kilka razy, rzuciła mi się w oczy jedna z pozoru bardzo oczywista rzecz. Ustawienie Milanu przypominało ustawienie gromiącej każdego na swojej drodze Barcelony. Pomocnicy i napastnicy byli ustawieni niemalże identycznie jak w zespole Pepa Guardioli. Ambrosini, Pirlo i Seedorf spełniali identyczne role jak Busquets, Xavi czy Iniesta. Co prawda nie są to piłkarze takiego samego formatu jak hiszpańscy mistrzowie świata, ale pamiętajmy, że Serie A nie jest tak wymagającą technicznie ligą jak liga hiszpańska.
Podobnie było z trójką napastników. Pato na prawej stronie grał na wzór Leo Messiego i często schodził do środka. Marco Boriello (wypożyczony do Romy) w odpowiednim momencie cofał się po piłkę i potrafił ją zastawić tak, jak to w Barcelonie robił Zlatan Ibrahimović (notabene nowy zawodnik Milanu), a Ronaldinho grał jak… Ronaldinho w czasach występów na Camp Nou. Inaczej grali obrońcy zespołu z San Siro, którzy przez długi czas trzymali się własnej połowy, ale to wynikało raczej z ogromnej różnicy ofensywnego potencjału pomiędzy defensorami Milanu i Barcelony.
Czy Milan z taką grą ma szanse na zdetronizowanie Interu i Romy? Po tym, co pokazały te dwa zespoły w pierwszej kolejce Serie A, jestem zdecydowanie za ofensywną i ciekawą grą Milanu. Wydaje się, że na San Siro jest wszystko, co potrzebne do zdobycia mistrzostwa Włoch. Doświadczenie i młodość. Inzaghi, Boateng, Pato, Ronaldinho i w końcu Ibrahimović, który przeciwko Lecce jeszcze nie zagrał, mogą być prekursorami do rozpoczęcia wielkiej ery Milanu. Kolorytu zespołowi doda także Robinho.
Tekst ten powstał pod wpływem emocji tuż po obejrzeniu meczu, który mnie zachwycił. Czy takie emocje będą towarzyszyły meczom Milanu w dalszej części sezonu? Jeżeli nadal będziemy mogli oglądać tak widowiskową piłkę w wykonaniu Ronaldinho i reszty, możemy spodziewać się pięknej walki o scudetto.