Porywający hit kolejki w Ligue 1


Trzynasta kolejka stała we Francji pod znakiem jednego meczu. Wszyscy czekali nad Sekwaną na spotkanie Lyonu z Marsylią i jak się okazało było warto. Na Stade Gerland było mnóstwo emocji i goli, a starcie zakończyło się wynikiem 5:5.


Udostępnij na Udostępnij na

Wszyscy we Francji w ten weekend czekali na niedzielny wieczór, kiedy na Stade Gerland miały się zmierzyć jedenastki Lyonu i Marsylii. Kibice mieli nadzieję, że nie będzie to kolejny szumnie zapowiadany hit, który okaże się nieciekawym widowiskiem, jak tegoroczny mecz Marsylii z Bordeaux, zakończony bezbramkowym remisem. Już pierwsze minuty pokazały, że na Stade Gerland emocji nie zabraknie.

Wynik spotkania już w trzeciej minucie otworzył Miralem Pjanić, ale niespełna dziesięć minut później do remisu doprowadził Diawara. „Les Gones” natychmiast ruszyli do przodu i jeszcze przed upływem kwadransa na tablicy świetlnej widniał wynik 2:1 dla gospodarzy. Autorem gola tym razem został Sidney Govou. Kolejne pół godziny było spokojniejsze i nic nie wskazywało na to, że na Stade Gerland będziemy mieli jeszcze tego wieczoru wielkie emocje. Tymczasem bramkę „do szatni” dla gości zdobył Benoit Cheyrou i do przerwy mieliśmy remis.

Drugą połowę od atomowego uderzenia rozpoczęli goscie, którzy już w 47. minucie za sprawą Bakary’ego Kone wyszli na prowadzenie. Kolejne minuty upływały, a ekipa Claude’a Puela nie potrafiła odrobić jednobramkowej straty. Sytuację Lyonu pogorszył Brandao, który na dziesięć minut przed końcem podwyższył wynik na 4:2 dla gości. Wydawało się, że mecz jest już rozstrzygnięty, ale wtedy Lisandro Lopez pokazał, że jest wart pieniędzy, które „Les Gones” zapłacili za niego latem. Najpierw w 81. minucie Argentyńczyk strzelił gola kontaktowego, a dwie minuty później doprowadził do wyrównania, pewnie egzekwując rzut karny.

Sytuacja na boisku zmieniała się jak w kalejdoskopie, a nie był to jeszcze koniec emocji na Stade Gerland. Kiedy na zegarze stadionowym widniała 90. minuta, eksplozję radości na trybunach wywołał drugi z cennych nabytków Lyonu, Michel Bastos, który pokonując Mandandę wyprowadził „Les Gones” na prowadzenie. Wydawało się, że nic już nie odbierze zwycięstwa gospodarzom, gdy w trzeciej minucie doliczonego czasu gry do bramki Llorisa trafił Stephane Mbia. Chwilę później arbiter spotkania, pan Stephane Bre, zagwizdał po raz ostatni. Lyon zremisował ostatecznie na własnym stadionie z Marsylią 5:5.

W pozostałych spotkaniach nie padło aż tyle bramek, co nie oznacza, że emocji na innych boiskach Ligue 1 brakowało.

Kolejne cenne punkty wywalczyli piłkarze Auxerre, którzy skromnie pokonali Le Mans (1:0), po samobójczym golu Joao Paulo. Ireneusz Jeleń opuścił boisko w doliczonym czasie gry, a drugi z naszych reprezentantów, Dariusz Dudka, całe spotkanie spędził na ławce rezerwowych.

Żadnych problemów z pokonaniem beniaminka z Boulogne nie miała w sobotę ekipa Lorient. Bretońska jedenastka bez trudu pokonała zawodników Laurenta Guyota aż 5:0. Po dwa gole w sobotnim starciu strzelili Kevin Gameiro i Marama Varihua, a dzieła zniszenia gości dokończył Morgan Amalfitano.

Pierwszych punktów w końcu doczekali się piłkarze Grenoble, którzy dość sensacyjnie zremisowali z Monaco. Mecz na Stade Luis II nie był porywającym widowiskiem, a w drużynie gospodarzy wyraźnie widać było brak Brazylijczyka Nene, na którym do tej pory w głównej mierze opierało się strzelanie bramek. Jeden punkt w dwunastu meczach to bardzo mało, ale Mecha Bazdarevic powinien cieszyć się nawet z tego, bo może ten remis w Księstwie będzie momentem przełomowym dla drużyny Grenoble i ta w końcu zacznie wygrywać.

Najciekawiej w sobotę miało być w Paryżu, gdzie PSG podejmowało Niceę. Tymczasem na Parc des Princes wielkich emocji nie było, a jedyną w tym meczu bramkę zdobył Loic Remy, sprawiając, ze trzy punkty pojechały na Lazurowe Wybrzeże.

W niedzielę na Stade Lille-Metropole doszło do nie lada sensacji. Lille niespodziewanie pokonało jedenastkę „Żyrondystów”, która przecież w środku tygodnia zapewniła sobie awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. Podopieczni Laurenta Blanca w meczu z Lille nawet nie zbliżyli się do poziomu zaprezentowanego w Champions League i ulegli gospodarzom 2:0. Obie bramki padły w drugiej części spotkania, a ich autorami zostali Yohan Cabaye i Florent Balmont. W ekipie gospodarzy cały mecz na ławce rezerwowych przesiedział Ludovic Obraniak.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze