Portugalia: Nam strzelać nie kazano


22 sierpnia 2010 Portugalia: Nam strzelać nie kazano

Niedzielne mecze ligi portugalskiej miały być zaprzeczeniem tezy, że liga jest nieatrakcyjna na początku obecnego sezonu. Wszystko dlatego, że nie pada w niej wiele goli. Niestety, piłkarze tylko utwierdzili nas w przekonaniu, że postawienie powyższej tezy jest uzasadnione.


Udostępnij na Udostępnij na

Portimonense – Naval 0:1

O pierwsze punkty

Na stadionie de Algarve spotkały się dwie drużyny, które na inaugurację bieżących rozgrywek przegrały z kandydatami do mistrzostwa. Portimonense uległo Sportingowi Braga, Naval zaś musiało uznać wyższość FC Porto. Dlatego też jedni i drudzy chcieli zdobyć w dzisiejszym meczu trzy punkty, by już na samym początku sezonu nie zostać w tyle.
Zarówno goście, jak i gospodarze zostawili na boisku wiele zdrowia, a w grę wkładali całe swoje serce. Niekiedy przekraczali przy tym przepisy, czego skutkiem było sześć żółtych, a także jedna czerwona kartka, którą zobaczył obrońca gości Carlitos. Miało to miejsce w 75. minucie. Wtedy jednak Naval prowadziło już 1:0, bo pół godziny wcześniej bramkę zdobył Godemeche. Wynik ten udało utrzymać się do ostatniego gwizdka arbitra, a piłkarze prowadzeni przez Victora Zvunka z uśmiechami na twarzach wyjechali z Portimonense.
Gospodarze zaś muszą w kolejnych spotkaniach pokazać większą wolę walki, a także liczyć na większy łut szczęścia, bo kolejna porażka może oznaczać bardzo skomplikowaną sytuację w ligowej tabeli.
 

Uniao Leiria Pacos de Ferreira 0:0

Kolejny raz bez goli

Rzut karny w ostatnich minutach dał wygraną Sportingowi
Rzut karny w ostatnich minutach dał wygraną Sportingowi (fot. Danny Blanik, igol.pl)

Do Leiri przyjechała drużyna, która przed tygodniem sprawiła ogromną niespodziankę, pokonując Sporting Lizbona. Niespodzianka była tym większa, że trener Rui Vitoria brał w ciemno remis z bardziej renomowanym przeciwnikiem. Przed dzisiejszym spotkaniem było inaczej, bo przecież skoro udało się pokonać Sporting, to czemu nie wygrać z Uniao? Kibice gości wierzyli w swoich piłkarzy, a szczególnie w strzelca zwycięskiego gola w pierwszym meczu, Mario Randona.
Nie inaczej było w drużynie gospodarzy, która po nudnym remisie z Beira Mar miała zamiar  nie tylko strzelić pierwszego gola, ale także odnieść premierowe zwycięstwo.
Pierwsza połowa, jak to ostatnio bywa w portugalskiej Superlidze, nie przyniosła nam bramek. Żółtą kartką za to został ukarany piłkarz gospodarzy Sergio i należy to niestety uznać za swego rodzaju symbol pierwszym spotkań obecnego sezonu. Zamiast liczyć gole, liczymy kartki. O drugiej połowie niczego wielkiego nie można powiedzieć, bo i piłkarze niczym wielkim nie uraczyli obserwatorów. Kibicom pozostało wyjść ze stadionu z niezadowolonymi minami, a sympatykom ligi portugalskiej kręcić głową z niedowierzaniem, że byliśmy świadkami kolejnego bezbramkowego remisu.

Sporting Lizbona Maritimo Funchal 1:0

Końcowy cud

Nic tak nie motywuje wielkiego zespołu jak porażka w pierwszym meczu sezonu. Piłkarze z Estadio Jose Alvalade chcieli zmazać plamę na honorze, za jaką należy uznać porażkę z Pacos de Ferreira. Dodatkowo trzeba było ratować obraz wielkich faworytów, bo przecież wczoraj kolejny mecz przegrała Benfica.

W pierwszej połowie bramki nie padły, ale gospodarze jak zwykle pokazywali grę z rozmachem, która może podobać się widzom zarówno na stadionie, jak i przed telewizorami. Jednak rozmach w grze nie wystarczał, by pokonać bramkarza ekipy Duarte Correiry.

W drugiej połowie gospodarze nadal z całych sił starali się pokonać bramkarzy Maritimo, ale goście bardzo mądrze ustawiali się w grze defensywnej. Kiedy wydawało się, że Sporting po raz kolejny nie odniesie zwycięstwa, zdarzył się cud. Cud w postaci rzutu karnego, który na bramkę pewnym strzałem zamienił Fernandez. Sporting Lizbona, ku uciesze swoich fanów, wygrał z Maritimo Funchal 1:0.

Jak dotąd liga portugalska jest pasmem rozczarowań. Mnóstwo twardej gry, żółtych kartek, a mało padających bramek. Bramek, które zawsze były ozdobą Superligi. Niestety, teraz wypada ona blado w porównaniu z angielską Premiership, gdzie można odnotować takie wyniki jak 6:0. Mało tego, w polskiej Ekstraklasie pada więcej bramek niż w lidze, w której pierwsze kroki stawiali Nani czy Cristiano Ronaldo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze