W 27. kolejce T-Mobile Ekstraklasy Wisła Kraków pierwszy raz w historii przegrała u siebie z Zawiszą Bydgoszcz (0:1). – Jesteśmy na siebie źli – powiedział po meczu bramkarz gospodarzy, Michał Miśkiewicz, i odniósł się również do trwającego w Wiśle konfliktu z kibicami.
Wiślacy dominowali przez większą część spotkania, ale ostatecznie musieli pogodzić się z porażką. Stracili bramkę w 68. minucie i pomimo wielu okazji strzeleckich nie byli w stanie doprowadzić do remisu.
– Myślałem, że inaczej się potoczy ten mecz. My mieliśmy okazje, oni tak naprawdę żadnej. Udał się im jeden strzał na bramkę. Taka porażka boli, zwłaszcza u siebie. Jesteśmy na siebie źli – mówił po meczu Miśkiewicz.
Wisła mogła spokojnie prowadzić w spotkaniu z Zawiszą, ale swoich licznych sytuacji nie potrafił wykorzystać napastnik „Białej Gwiazdy”, Paweł Brożek. Od początku rundy wiosennej snajper wiślaków nie zdobył ani jednego gola.
– Od strzelania bramek nie jest tylko Paweł. Wszyscy walczą, starają się. Paweł był dzisiaj bardzo blisko strzelenia bramki, ale po prostu mu nie wyszło. Ja cały czas mam nadzieję, że szybko się odblokuje i będzie tak jak w poprzedniej rundzie. Paweł solidnie pracuje i jest dla nas cennym zawodnikiem. Walczy, stara się. Brakuje mu tylko bramek – bronił klubowego kolegi Miśkiewicz.
Bramkarz Wisły odniósł się również do trwającego w klubie konfliktu z kibicami. Sympatycy Wisły w ramach protestu byli wzywani do nieprzychodzenia na mecz z Zawiszą. Na trybunach ostatecznie pojawiło się jednak 7 410 osób. Jak sami zawodnicy zapatrują się na tę sytuację?
– Staramy się odciąć od takich rzeczy i nie myśleć o tym. Całkowicie obok tego się nie da przejść, bo czytamy gazety i słyszymy, co się dzieje. Nasza rola jednak ogranicza się do tego, że mamy grać w piłkę, a nie wtrącać się w takie rzeczy, co staramy się robić. Mam nadzieję, że ta sytuacja się wyjaśni i będzie wszystko w porządku – przyznał Miśkiewicz.