Festiwal strzelecki. Nie mogło być inaczej


Polacy wygrali 5:0 z Tahiti, ale popełnili sporo błędów

26 maja 2019 Festiwal strzelecki. Nie mogło być inaczej

Pewna wygrana z Tahiti 5:0. Ale czy można było się spodziewać innego przebiegu tego spotkania niż pewne zwycięstwo „Biało-czerwonych”? Raczej nie. Jednak w grze podopiecznych Jacka Magiery pojawiło się kilka mankamentów, które poddają w wątpliwość to, czy poradzimy sobie z Senegalem. Przyjęcie piłki, strach przed dryblingiem, czy straty. I to z rywalem, który przyjechał na ten turniej w roli kopciuszka.


Udostępnij na Udostępnij na

Przewaga w posiadaniu piłki (po pierwszej połowie 60% do 40%), oddanych strzałach czy stałych fragmentach była do przewidzenia. Nie mogło być inaczej. Tahiti to najprawdopodobniej najsłabszy rywal biorący udział w polskim mundialu. Dlatego powinniśmy się cieszyć, że po porażce z Kolumbią, na przełamanie otrzymaliśmy zespół z Oceanii. Gdybyśmy w drugiej kolejce zmierzyli się z Senegalem….turniej ten mógłby się już dla nas zakończyć.

Dominacja, złe przyjęcia, błędy

Tahiti przyjechało do Polski w roli kopciuszka. Ich sukcesem będzie stracenie jak najmniej goli i zdobycie chociaż jednej bramki. Dzisiejszy meczy rozpoczęliśmy od ataków skrzydłami. Narzuciliśmy swoje warunki gry. Utrzymywaliśmy się przy piłce, ale tego należało się spodziewać, ponieważ reprezentanci Tahiti to w większości amatorzy. Momentami jednak Ci amatorzy potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Radosława Majeckiego. Zwłaszcza po przejęciach złych podań w wykonaniu naszych zawodników.

Tahitańczycy odważnie ruszali do przodu, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Nie bali się dryblingów, który był wątpliwej jakości, ale był. Polacy zaś prawie w ogóle nie podejmowali gry jeden na jeden. Chyba, że zwykłe minięcie rywala na szybkości bez użyci zwodu się do tego zalicza……w takim razie przepraszam.

W tekście opisującym reprezentację Tahiti, który opublikowany został na naszej stronie, pisaliśmy o słabych punktach drużyny z Oceanii (tutaj). Wysoki pressing, to był klucz do pokonania dzisiejszego rywala „Biało-czerwonych”. Środkowi obrońcy Tahiti mają bowiem problem z rozgrywaniem piłki pod presją przeciwnika, co było widać. Dzięki temu stwarzaliśmy sobie dogodne okazje, które po pierwszych 45 minutach wykorzystaliśmy trzykrotnie.

W drugiej połowie jednak – po golu na cztery do zera – daliśmy pograć piłką naszym przeciwnikom, którzy wirtuozami w rozgrywaniu akcji w ataku pozycyjnym nie są, a mimo to potrafili stworzyć zagrożenie pod naszą bramką. Kibice zauważyli pasywność młodych Polaków i hasłem „Polacy gramy do końca” zachęcali ich do przejęcia inicjatywy.

Po zdobyciu bramki na 5:0 znów się cofnęliśmy, co wykorzystali podopieczni Bruno Tehaamoana. W okolicach 80 minuty zostaliśmy zepchnięci do rozpaczliwej obrony. Najpierw dogodnej okazji nie wykorzystał Tufariua, a później w zamieszaniu po rzucie rożnym, niemal nie straciliśmy gola.

Takie fragmenty gry, przeciwko takiemu przeciwnikowi nie powinny się przydarzyć.

Grad goli

Jak już było wspomniane. Inny wynik niż wysokie zwycięstwo Polaków byłby zaskoczeniem. Zdobyliśmy pięć bramek. Dwie z nich strzelił Dominik Steczyk, który dołożył również asystę przy trafieniu Zylli. Mimo to, piłkarz ten wcale nie grał rewelacyjnie, na co wskazywać mogą statystyki. Popełniał błędy, szczególnie w przyjęciu – ale to jak większość naszych zawodników. Kleju w nogach to my nie mamy. Momentami piłka uciekała naszym reprezentantom na kilka metrów.

Chciałbym zauważyć, że Marcel Zylla przy golu na 2:0 tak źle trafił w piłkę, że przelobował stojącego metr od linii bramkarza – Moana Pito. Jednak golkiper grający na co dzień w AS Tefana ma tylko 177 cm wzrostu.

Jednak najpiękniejszą bramką meczu była ta otwierająca wynik tego meczu. Jakub Bednarczyk huknął bez zastanowienia sprzed pola karnego. Gol ten na pewno będzie kandydatem do bramki tego turnieju.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze