Czas na październikową przerwę na kadrę, w trakcie której podopieczni Jerzego Brzęczka rozegrają dwa kluczowe mecze w grupie 3, dywizji 1 Ligi Narodów. Z naszym czwartkowym rywalem – Portugalią – rozegraliśmy w przeszłości kilka meczów, które na zawsze zapiszą się w historii polskiej piłki, choć nie zawsze kończyły się one dla nas szczęśliwie.
Ronaldo w cieniu Ebiego
Mówisz: „Polska–Portugalia”, myślisz: „Chorzów 2006”. Ten mecz zbudował drużynę Leo Beenhakera. Początki holenderskiego szkoleniowca były trudne. W debiucie przegrał 0:2 z Danią. Później ruszyły eliminacje Euro 2008 i wcale nie było lepiej. Porażka 1:3 z Finlandią w Bydgoszczy, remis 1:1 z Serbią w Warszawie. Pierwsze zwycięstwo odnieśliśmy w Kazachstanie, ale nie był to mecz, po którym ręce składały się same do oklasków. Byłemu trenerowi Realu Madryt nie brakowało zmartwień, tym bardziej że na Polaków czekali już Portugalczycy, czyli czwarta drużyna świata.
Tym razem mecz odbył się w świątyni polskiego futbolu – na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Obiekt oczywiście pękał w szwach – kibice nie zawiedli. Podobnie jak piłkarze, którzy od razu ruszyli na Portugalczyków, czym kompletnie zaskoczyli piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego. Euzebiusz Smolarek, który do tej pory był niespełniony w reprezentacji, tego wieczoru był nie do zatrzymania. Było to wydarzenie wyjątkowe również ze względu na to, że 20 lat wcześniej jego ojciec, Włodzimierz, strzelił gola Portugalii na mundialu w Meksyku.
To był najlepszy mecz reprezentacji, jaki widziałem w swoim życiu. Polacy atakowali, szybko strzelili dwa gole, a podopieczni Luisa Felipe Scolariego nie wiedzieli, co się dzieje. Powinniśmy wygrać znacznie wyżej. Żurawski jeszcze w pierwszej połowie trafił w słupek, dobrą sytuację miał również w drugiej połowie Kuba Błaszczykowski. Chwilę po strzale Błaszczykowskiego Smolarek uderzał zza pola karnego, ale nie wykorzystał okazji na skompletowanie hat-tricka. Z kolei gdyby w 60. minucie spotkania Grzegorz Rasiak dokładniej zagrał do Mariusza Lewandowskiego, ten wpakowałby piłkę do pustej bramki.
Polacy grali szybko, z rozmachem, a ataki ich sunęły niemal przez 90 minut. Portugalczycy strzelili gola kontaktowego w 90. minucie, ale nic to im nie dało. Była to pierwsza wygrana Polski z Portugalią na własnym boisku. Co więcej, podopieczni Leo Beenhakera przerwali passę 20 meczów bez porażki Portugalii w eliminacjach. Kompletnie zaskoczyliśmy czwartą drużynę świata oraz wicemistrzów Europy i nabraliśmy wiatru w żagle na całe eliminacje.
Swoją grupę eliminacyjną wygraliśmy, ale kluczowy był również mecz w Lizbonie. Polacy przystępowali do niego jako liderzy i najważniejszym zadaniem było, żeby nie przegrać. I to się udało! „Biało-czerwoni” prowadzili po pierwszej połowie 1:0 po golu Mariusza Lewandowskiego, ale Portugalia w drugiej połowie zaczęła dominować i wyszła na prowadzenie 2:1. Kiedy już się wydawało, że tak to wszystko się zakończy, Jacek Krzynówek zrobił coś, z czego go znamy. Zejście do środka i uderzenie z lewej nogi to był jego znak firmowy. Tak też zrobił w 87. minucie meczu i choć miał przy tym sporo szczęścia, bo piłka po jego strzale trafiła w słupek i odbiła się od pleców interweniującego Ricardo, to najważniejszy jest efekt. 2:2 i Polacy musieli postawić już tylko kropkę nad i, co uczynili w meczu z Belgią.
Starcia na mundialach
W 2002 roku byliśmy w zgoła odmiennych nastrojach. Polska po 16 latach nieobecności na wielkich turniejach w końcu powraca na salony. Nawet ówczesny prezydent FIFA, Sepp Blatter, powiedział Jerzemu Engelowi, że cieszy się, że Polska powraca tam, gdzie jej miejsce. Był to jednak trudny powrót.
Nastroje w naszym kraju były niezwykle optymistyczne. Zaskakująco optymistyczne, biorąc pod uwagę długą nieobecność Polski na dużych turniejach. Jerzy Engel powiedział, że celem jest złoto, piłkarze twierdzili, że medal to realny cel. Nic takiego oczywiście nie miało miejsca i zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Marzyliśmy o miejscu w pierwszej trójce turnieju, a nie zajęliśmy nawet miejsca w pierwszej trójce własnej grupy. Skoro mowa o naszej grupie, to jej rezultaty zaskoczyły wielu ekspertów piłkarskich. Dużo osób typowało do awansu Polskę i Portugalię, a w rzeczywistości pierwsze dwa miejsca zajęły Korea Południowa i USA.
Podopieczni Jerzego Engela po przegranej 2:0 ze współgospodarzami turnieju w meczu z Portugalią grali o zachowanie szans na awans. Początek meczu był jeszcze wyrównany, Polacy mieli swoje szanse. Później wszystko się posypało. „Biało-czerwoni” nie wyglądali dobrze pod względem fizycznym, nie nadążali za swoimi rywalami. Pedro Pauleta robił w tym meczu, co chciał. Zwłaszcza przy pierwszej bramce zabawił się ze sporą swobodą z Tomaszem Hajto.
Jednakże nie tylko Hajto zawiódł, lecz także cały zespół. Portugalczycy nie mieli litości i wbijali kolejne gole. Polska stwarzała, co prawda, zagrożenie pod bramką Vitora Baii, ale zabrakło dokładności. W 65. minucie Jerzy Dudek został pokonany po raz drugi po kontrataku Portugalii i to był cios, po którym „Biało-czerwoni” już się nie podnieśli. Gwiazdor francuskiego Bordeaux, Pedro Pauleta, był bohaterem kibiców. Przy trzeciej bramce źle zachował się Wałdoch i Pauleta skompletował hat-tricka, a czwartego gola w 88. minucie strzelił Rui Costa. Po tym meczu stało się jasne, że z planów zdobycia pucharu świata nic nie wyjdzie.
Los skojarzył Polskę i Portugalię również na poprzednim mundialu, na którym grali „Biało-czerwoni” w roku 1986. Podopieczni Antoniego Piechniczka chcieli nawiązać do sukcesu sprzed czterech lat, kiedy zostaliśmy trzecią drużyną świata. Architekci sukcesu z mundialu w Hiszpanii, których wspomagali młodzi, utalentowani zawodnicy jak Dziekanowski czy Tarasiewicz, mieli ponownie dać polskim kibicom wiele radości i odrobinę wytchnienia w trudnej sytuacji politycznej w kraju. Mundial ostatecznie nie ułożył się nam tak, jak tego oczekiwaliśmy, i gorący Meksyk okazał się nieprzyjazny dla Polaków. Jedynym pozytywem był mecz z Portugalią. Polacy wygrali 1:0 po golu Włodzimierza Smolarka, o czym wspominałem wcześniej. To był jedyny gol „Biało-czerwonych” na tych mistrzostwach.
Przełamanie Lewandowskiego nie pomogło
Najświeższym wspomnieniem, jeżeli chodzi o mecze z Portugalią, jest rok 2016. Polska po raz pierwszy na wielkim turnieju w XXI wieku wychodzi z grupy i nastroje w naszym kraju są niezwykle pozytywne. Kibice widzą, że drużyna ma potencjał na osiągnięcie czegoś wielkiego na tym turnieju. W 1/8 finału Polska mierzy się ze Szwajcarią i po trudnym boju zwycięża po rzutach karnych. Jak się później okaże, w meczu z Portugalią do wyłonienia zwycięzcy również będą potrzebne „jedenastki”.
Stawką meczu na pięknym Stade Velodrome był półfinał Euro 2016. W tym starciu trudno było wskazać faworyta. Media przedstawiały ten mecz jako pojedynek Roberta Lewandowskiego z Cristiano Ronaldo. Jednakże to nie był najlepszy turniej napastnika Bayernu Monachium. Dużo wywalczył dla zespołu, ale nie potrafił wstrzelić się w bramkę rywali i do meczu z Portugalią pozostawał bez gola. Przełamanie nastąpiło właśnie w ćwierćfinale – 2. minuta spotkania i podopieczni Adama Nawałki otworzyli wynik po bardzo dobrym podaniu Grosickiego w pole karne i precyzyjnym strzale Roberta Lewandowskiego. To był drugi najszybciej strzelony gol w historii mistrzostw Europy. Portugalczycy znowu zostali szybko napoczęci – tak jak to miało miejsce w 2006 roku w Chorzowie. Niestety w Marsylii Polacy nie byli w stanie pójść za ciosem i dobić rywala. Podopieczni Fernando Santosa widząc, że ich rywale myślą w pierwszej kolejności o utrzymaniu prowadzenia, ruszyli do odważniejszych ataków i jeszcze przed końcem pierwszej połowy spotkania wyrównali. Najlepszy młody piłkarz Euro 2016, Renato Sanches, uderzył zza pola karnego, a piłka nieszczęśliwie odbiła się jeszcze od Grzegorza Krychowiaka i wpadła do polskiej bramki.
Później mecz był bardzo wyrównany. Swoje okazje mieli i Polacy, i Portugalczycy. Więcej goli już jednak nie padło i nadszedł czas na serie rzutów karnych. W niej pomylił się tylko jeden piłkarz – Kuba Błaszczykowski. Cóż za ironia losu, że właśnie nasz najlepszy piłkarz na tym turnieju, nasz motor napędowy był tym, który nie pokonał Rui Patricio. Nikt mu jednak nie miał tego za złe. Jakub Błaszczykowski na zawsze pozostanie legendą polskiej reprezentacji.
Cel: poprawić bilans!
Nasz ogólny bilans meczów z Portugalią nie jest korzystny. Mierzyliśmy się z nią jedenastokrotnie, z czego dwa razy w eliminacjach mistrzostw świata, dwa razy już w samych finałach mundialu, cztery razy w eliminacjach mistrzostw Europy i raz w finałach mistrzostw Europy. Dwukrotnie graliśmy również z Portugalią towarzysko (w 2012 roku mecz z Portugalią był pierwszym na Stadionie Narodowym). Bilans tych starć to trzy zwycięstwa Polski, trzy remisy i pięć zwycięstw Portugalczyków. Miejmy nadzieję, że po meczach w Lidze Narodów ten bilans się wyrówna.