Prezentujemy kolejny tekst o polskich piłkarzach, którzy zdecydowali się na transfery do lig zagranicznych. Tym razem skupimy się na zawodnikach, którzy przenieśli się do ligi naszego wielkiego sąsiada – Rosji. Prześledzimy, jak potoczyły się ich kariery w rosyjskiej Premier Lidze, którzy gracze zapisali się w historii dobrymi występami, a którzy pojechali tam wyłącznie, aby zwiedzać ławki rezerwowych.
Po dwóch latach spędzonych w Szachtarze Donieck Wojciech Kowalewski latem 2003 roku podpisał kontrakt ze Spartakiem Moskwa. Do stolicy Rosji „Gibon” przyjechał podpisać kontrakt z Torpedo-Metalurgiem. Po zawarciu wstępnej umowy Kowalewski zachorował na anginę, a prezes klubu oskarżył go o symulowanie. W takiej sytuacji Polak podziękował za współpracę, zabrał paszport i wyszedł. Wtedy zgłosił się po niego Spartak Moskwa i po kilku tygodniach testów Rosjanie zdecydowali się na wykupienie Kowalewskiego. W Spartaku Polak zadebiutował w meczu derbowym z Dinamem Moskwa. W dwóch pierwszych sezonach występów „Gibona” Spartakowi w lidze nie szło najlepiej. W 2003 roku klub zajął dziesiątą lokatę, a rok później poprawił się o dwa miejsca. W 2004 roku Kowalewski był podstawowym zawodnikiem „Czerwono-białych”. Cieszył się dużym zaufaniem kolegów z drużyny i sympatią miejscowych kibiców. Dowodem tego była prestiżowa nagroda „Złotego Dzika” („Zalatoj Kaban”) dla zawodnika sezonu, przyznawana właśnie przez fanów Spartaka. Kolejny sezon był dla ekipy z Moskwy jeszcze lepszy. Zespół zdobył wicemistrzostwo z ogromnym wkładem Kowalewskiego, a kibice po raz drugi przyznali mu nagrodę dla najlepszego piłkarza. Kolejny sezon Kowalewskiego w Moskwie to powrót Spartaka do Ligi Mistrzów po sześciu latach nieobecności. Po wyeliminowaniu Slovana Liberec (Kowalewski w meczu w Moskwie pełnił funkcję kapitana) Spartak awansował do fazy grupowej, w której los przydzielił mu jako rywali Bayern Monachium, Inter Mediolan i Sporting Lizbona. Spartak ostatecznie zajął trzecie miejsce w grupie i uzyskał możliwość gry w Pucharze UEFA. W lidze rosyjskiej z Kowalewskim między słupkami drugi raz z rzędu sięgnął po wicemistrzostwo kraju. Niestety, w przedostatniej kolejce sezonu w pojedynku z Saturnem Ramienskoje „Gibon” doznał urazu głowy i musiał opuścić boisko. Do bramki Spartaka nigdy już nie powrócił. Zastąpił go najpierw Aleksiej Zujew, potem Dimitrij Chomicz i w końcu ściągnięty z Szachtara Donieck Stipe Pletikosa. Kowalewski przesiedział cały sezon na ławce, a jego ekipa zdobyła trzecie wicemistrzostwo z kolei. Władze Spartaka postanowiły nie przedłużać kontraktu z Polakiem, w skutek czego mógł odejść z Moskwy za darmo. W ciągu pięciu sezonów Wojciech Kowalewski rozegrał dla drużyny „Czerwono-białych” 94 mecze ligowe i walnie przyczynił się do zdobycia dwóch wicemistrzostw Rosji. „Gibon” powrócił jeszcze do Rosji w 2011 roku. Polski bramkarz podpisał dwuletni kontrakt z Sybirem Nowosybirsk. W ekipie z Dalekiego Wschodu Kowalewski spędził tylko pół roku, rozgrywając 14 meczów ligowych, po czym przeniósł się na słoneczny Cypr.

Następnym piłkarzem występującym w lidze rosyjskiej był Mariusz Jop. Stoper, urodzony w 1978 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim, po dwóch dobrych sezonach w Wiśle Kraków latem 2004 roku zdecydował się na przenosiny do FK Moskwa. Kwota transferu wyniosła około 250 tysięcy euro. Pierwsze pół sezonu było dla Jopa całkiem udane. Obrońca zagrał w 15 spotkaniach ligowych i strzelił trzy gole. I właśnie bramka zdobyta w meczu w Szynnikiem Jarosławl pozwoliła Jopowi przejść do historii polskiej piłki. Został on pierwszym polskim zawodnikiem, który trafił do siatki w lidze rosyjskiej. W pierwszym sezonie gry Jopa FK Moskwa zajął dziewiątą lokatę w tabeli Premier Ligi. W kolejnej edycji rozgrywek było już zdecydowanie lepiej, ponieważ „Kaszkiety” zajęły piąte miejsce. Dało to im możliwość uczestniczenia w ówczesnym Pucharze Intertoto. Swój udział w tym osiągnięciu miał niewątpliwie Jop, który rozegrał 27 potyczek, strzelając jedną bramkę. Dwa kolejne sezony nie były już tak udane dla polskiego stopera. W latach 2006/2007 i 2007/2008 łącznie rozegrał zaledwie 18 meczów, a FK Moskwa odniósł największy sukces w historii klubu, zajmując czwarte miejsce w tabeli Premier Ligi. W kolejnym sezonie, już pod rządami Ołeha Błochina, Jop był podstawowym zawodnikiem. W Pucharze UEFA FK Moskwa trafił na Legię Warszawa i w dwumeczu okazał się lepszy. W obu spotkaniach, w Warszawie i Moskwie, Jop zagrał w pełnym wymiarze czasowym. Podsumowując sezon 2008/2009: Jop zagrał w 23 starciach ligowych i trzech spotkaniach Pucharu UEFA. Można powiedzieć, że to był zmierzch przygody Jopa w Rosji. W kolejnym sezonie „Jakże Ogolony Piłkarz” (jak określają go złośliwi kibice) rozegrał symboliczną liczbę trzech meczów i latem 2009 roku powrócił pod Wawel. Gorzej poszło jego byłej drużynie, która w 2010 roku z powodu problemów finansowych została wycofana z rozgrywek. W ciągu sześciu sezonów występów w FK Moskwa Jop rozegrał 86 pojedynków ligowych i strzelił w nich cztery gole. Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości i talent naszego stopera, należy stwierdzić, iż wykorzystał w pełni swój zagraniczny epizod i na pewno trochę grosza (rubli) zarobił.
Kolejnym Polakiem, który swoją zagraniczną karierę piłkarską rozpoczynał w FK Moskwa, był Damian Gorawski. „Gora”, podobnie jak Jop, po dobrych występach w wiślackiej drużynie zdecydował się na przenosiny na Wschód. W styczniu 2005 roku za kwotę 1,8 miliona euro (jak podaje Transfermarkt.de) przeszedł do ekipy z Moskwy. Gorawski podpisał trzyletni kontrakt. Polski skrzydłowy udany miał tylko pierwszy sezon, w którym rozegrał 20 spotkań, strzelając dwie bramki. W kolejnych latach coraz rzadziej pojawiał się na murawie. W 2006 roku wystąpił w 13 meczach, a w 2007 roku w rundzie wiosennej – w sześciu. Jak wspomina sam Gorawski, nie za dobrze współpracowało mu się z wczesnym trenerem FK, Leonidem Słuckim. Polskiemu pomocnikowi wytykano brak zaangażowania w grę. W przerwie jednego z meczów Słucki zrugał „Gorę” za brak starań w defensywie, a Polak w krótkich żołnierskich słowach powiedział trenerowi, co o nim myśli. W konsekwencji został ukarany grzywną i przeniesiony do zespołu rezerw. Gorawskiego chciano wypożyczyć do klubu w Azji, ale Polak nie zgodził się i czekał w rezerwach na zakończenie kontraktu. Gdy stał się wolnym piłkarzem, 1 stycznia 2008 roku związał się kontraktem z innym przedstawicielem Premier Ligi – Szynnikiem Jarosławl. W zespole znad Wołgi, który ostatecznie spadł z ligi, rozegrał tylko jedną rundę, w 18 spotkaniach strzelając jedną bramkę (w meczu ze Spartakiem Nalczik), po czym wrócił do Polski, do Górnika Zabrze. Dziś Gorawski żałuje decyzji z 2005 roku: – Z perspektywy czasu wiem, że dokonałem złego wyboru, odchodząc do FK Moskwa. Powinienem zostać w Wiśle.
Zawodnikiem, który również nie zrobił kariery w moskiewskim klubie, był Grzegorz Piechna. Po znakomitym sezonie 2005/2006 i zdobyciu tytułu króla strzelców „Kiełbasa” związał się z ekipą Torpeda Moskwa. Kwota transferu wyniosła 700 tysiącu euro, a polski napastnik podpisał trzyletnią umowę. W rosyjskim zespole rozegrał w sumie 21 meczów i strzelił trzy gole – dwa w starciach ligowych z Rubinem Kazań i Dinamem Moskwa i jednego w Pucharze Rosji z Fakiełem Woroneż. W kolejnym sezonie nie rozegrał żadnego oficjalnego meczu, jedynie dwukrotnie znalazł się w kadrze. Dlatego też w sierpniu 2007 roku rozwiązał kontrakt z moskiewską drużyną i powrócił do Polski.
Zupełnie innym przypadkiem jest Dawid Janczyk. Historia 25-letniego obecnie napastnika pochodzącego z Nowego Sącza jest bardzo smutna. Jego talent wystrzelił w 2007 roku podczas mistrzostw świata U-20 rozgrywanych w Kanadzie. Polska reprezentacja dotarła tam do 1/8 finału, a Janczyk strzelił trzy bramki i został nominowany do nagrody dla najlepszego napastnika. Dobre występy w Kanadzie i udany sezon w barwach Legii zaowocował transferem 20-letniego wówczas chłopaka do wielkiego CSKA Moskwa. Suma transferu wyniosła 3,7 miliona euro i w tamtym czasie był to najdroższy transfer zawodnika z polskiej ekstraklasy. I tak oto rozpoczął się zjazd Janczyka po równi pochyłej. W zespole „Czerwono-granatowych” „Murzyn” za wiele się nie nagrał. W pierwszym sezonie rozegrał dziesięć spotkań (tak naprawdę to grał ogony, zaliczając tylko 204 minuty na boisku) i raz, w spotkaniu derbowym ze Spartakiem, wpisał się na listę strzelców. Drugi sezon był jeszcze gorszy. Janczyk wystąpił w czterech meczach, notując jedynie… 90 minut. Dla tak młodego piłkarza brak regularnej gry to zabójstwo. W końcu przygoda młodego napastnika z ligą rosyjską się skończyła. Był on jeszcze wypożyczany do Belgii, gdzie na moment odnalazł formę, później wrócił do Polski, grał też na Ukrainie. Teraz pozostaje bez klubu.
konkretny material! tak trzymaj ziomuś,rzetelna
robota
Czekamy na cz. 2 :D