Polacy w Rosji cz. 1


6 października 2012 Polacy w Rosji cz. 1

Prezentujemy kolejny tekst o polskich piłkarzach, którzy zdecydowali się na transfery do lig zagranicznych. Tym razem skupimy się na zawodnikach, którzy przenieśli się do ligi naszego wielkiego sąsiada – Rosji. Prześledzimy, jak potoczyły się ich kariery w rosyjskiej Premier Lidze, którzy gracze zapisali się w historii dobrymi występami, a którzy pojechali tam wyłącznie, aby zwiedzać ławki rezerwowych.


Udostępnij na Udostępnij na

Po dwóch latach spędzonych w Szachtarze Donieck Wojciech Kowalewski latem 2003 roku podpisał kontrakt ze Spartakiem Moskwa. Do stolicy Rosji „Gibon” przyjechał podpisać kontrakt z Torpedo-Metalurgiem. Po zawarciu wstępnej umowy Kowalewski zachorował na anginę, a prezes klubu oskarżył go o symulowanie. W takiej sytuacji Polak podziękował za współpracę, zabrał paszport i wyszedł. Wtedy zgłosił się po niego Spartak Moskwa i po kilku tygodniach testów Rosjanie zdecydowali się na wykupienie Kowalewskiego. W Spartaku Polak zadebiutował w meczu derbowym z Dinamem Moskwa. W dwóch pierwszych sezonach występów „Gibona” Spartakowi w lidze nie szło najlepiej. W 2003 roku klub zajął dziesiątą lokatę, a rok później poprawił się o dwa miejsca. W 2004 roku Kowalewski był podstawowym zawodnikiem „Czerwono-białych”. Cieszył się dużym zaufaniem kolegów z drużyny i sympatią miejscowych kibiców. Dowodem tego była prestiżowa nagroda „Złotego Dzika” („Zalatoj Kaban”) dla zawodnika sezonu, przyznawana właśnie przez fanów Spartaka. Kolejny sezon był dla ekipy z Moskwy jeszcze lepszy. Zespół zdobył wicemistrzostwo z ogromnym wkładem Kowalewskiego, a kibice po raz drugi przyznali mu nagrodę dla najlepszego piłkarza. Kolejny sezon Kowalewskiego w Moskwie to powrót Spartaka do Ligi Mistrzów po sześciu latach nieobecności. Po wyeliminowaniu Slovana Liberec (Kowalewski w meczu w Moskwie pełnił funkcję kapitana) Spartak awansował do fazy grupowej, w której los przydzielił mu jako rywali Bayern Monachium, Inter Mediolan i Sporting Lizbona. Spartak ostatecznie zajął trzecie miejsce w grupie i uzyskał możliwość gry w Pucharze UEFA. W lidze rosyjskiej z Kowalewskim między słupkami drugi raz z rzędu sięgnął po wicemistrzostwo kraju. Niestety, w przedostatniej kolejce sezonu w pojedynku z Saturnem Ramienskoje „Gibon” doznał urazu głowy i musiał opuścić boisko. Do bramki Spartaka nigdy już nie powrócił. Zastąpił go najpierw Aleksiej Zujew, potem Dimitrij Chomicz i w końcu ściągnięty z Szachtara Donieck Stipe Pletikosa. Kowalewski przesiedział cały sezon na ławce, a jego ekipa zdobyła trzecie wicemistrzostwo z kolei. Władze Spartaka postanowiły nie przedłużać kontraktu z Polakiem, w skutek czego mógł odejść z Moskwy za darmo. W ciągu pięciu sezonów Wojciech Kowalewski rozegrał dla drużyny „Czerwono-białych” 94 mecze ligowe i walnie przyczynił się do zdobycia dwóch wicemistrzostw Rosji. „Gibon” powrócił jeszcze do Rosji w 2011 roku. Polski bramkarz podpisał dwuletni kontrakt z Sybirem Nowosybirsk. W ekipie z Dalekiego Wschodu Kowalewski spędził tylko pół roku, rozgrywając 14 meczów ligowych, po czym przeniósł się na słoneczny Cypr.

Wojciech Kowalewski
Wojciech Kowalewski (fot. spartak.com)

Następnym piłkarzem występującym w lidze rosyjskiej był Mariusz Jop. Stoper, urodzony w 1978 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim, po dwóch dobrych sezonach w Wiśle Kraków latem 2004 roku zdecydował się na przenosiny do FK Moskwa. Kwota transferu wyniosła około 250 tysięcy euro. Pierwsze pół sezonu było dla Jopa całkiem udane. Obrońca zagrał w 15 spotkaniach ligowych i strzelił trzy gole. I właśnie bramka zdobyta w meczu w Szynnikiem Jarosławl pozwoliła Jopowi przejść do historii polskiej piłki. Został on pierwszym polskim zawodnikiem, który trafił do siatki w lidze rosyjskiej. W pierwszym sezonie gry Jopa FK Moskwa zajął dziewiątą lokatę w tabeli Premier Ligi. W kolejnej edycji rozgrywek było już zdecydowanie lepiej, ponieważ „Kaszkiety” zajęły piąte miejsce. Dało to im możliwość uczestniczenia w ówczesnym Pucharze Intertoto. Swój udział w tym osiągnięciu miał niewątpliwie Jop, który rozegrał 27 potyczek, strzelając jedną bramkę. Dwa kolejne sezony nie były już tak udane dla polskiego stopera. W latach 2006/2007 i 2007/2008 łącznie rozegrał zaledwie 18 meczów, a FK Moskwa odniósł największy sukces w historii klubu, zajmując czwarte miejsce w tabeli Premier Ligi. W kolejnym sezonie, już pod rządami Ołeha Błochina, Jop był podstawowym zawodnikiem. W Pucharze UEFA FK Moskwa trafił na Legię Warszawa i w dwumeczu okazał się lepszy. W obu spotkaniach, w Warszawie i Moskwie, Jop zagrał w pełnym wymiarze czasowym. Podsumowując sezon 2008/2009: Jop zagrał w 23 starciach ligowych i trzech spotkaniach Pucharu UEFA. Można powiedzieć, że to był zmierzch przygody Jopa w Rosji. W kolejnym sezonie „Jakże Ogolony Piłkarz” (jak określają go złośliwi kibice) rozegrał symboliczną liczbę trzech meczów i latem 2009 roku powrócił pod Wawel. Gorzej poszło jego byłej drużynie, która w 2010 roku z powodu problemów finansowych została wycofana z rozgrywek. W ciągu sześciu sezonów występów w FK Moskwa Jop rozegrał 86 pojedynków ligowych i strzelił w nich cztery gole. Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości i talent naszego stopera, należy stwierdzić, iż wykorzystał w pełni swój zagraniczny epizod i na pewno trochę grosza (rubli) zarobił.

Kolejnym Polakiem, który swoją zagraniczną karierę piłkarską rozpoczynał w FK Moskwa, był Damian Gorawski. „Gora”, podobnie jak Jop, po dobrych występach w wiślackiej drużynie zdecydował się na przenosiny na Wschód. W styczniu 2005 roku za kwotę 1,8 miliona euro (jak podaje Transfermarkt.de) przeszedł do ekipy z Moskwy. Gorawski podpisał trzyletni kontrakt. Polski skrzydłowy udany miał tylko pierwszy sezon, w którym rozegrał 20 spotkań, strzelając dwie bramki. W kolejnych latach coraz rzadziej pojawiał się na murawie. W 2006 roku wystąpił w 13 meczach, a w 2007 roku w rundzie wiosennej – w sześciu. Jak wspomina sam Gorawski, nie za dobrze współpracowało mu się z wczesnym trenerem FK, Leonidem Słuckim. Polskiemu pomocnikowi wytykano brak zaangażowania w grę. W przerwie jednego z meczów Słucki zrugał „Gorę” za brak starań w defensywie, a Polak w krótkich żołnierskich słowach powiedział trenerowi, co o nim myśli. W konsekwencji został ukarany grzywną i przeniesiony do zespołu rezerw. Gorawskiego chciano wypożyczyć do klubu w Azji, ale Polak nie zgodził się i czekał w rezerwach na zakończenie kontraktu. Gdy stał się wolnym piłkarzem, 1 stycznia 2008 roku związał się kontraktem z innym przedstawicielem Premier Ligi – Szynnikiem Jarosławl. W zespole znad Wołgi, który ostatecznie spadł z ligi, rozegrał tylko jedną rundę, w 18 spotkaniach strzelając jedną bramkę (w meczu ze Spartakiem Nalczik), po czym wrócił do Polski, do Górnika Zabrze. Dziś Gorawski żałuje decyzji z 2005 roku: – Z perspektywy czasu wiem, że dokonałem złego wyboru, odchodząc do FK Moskwa. Powinienem zostać w Wiśle.

Zawodnikiem, który również nie zrobił kariery w moskiewskim klubie, był Grzegorz Piechna. Po znakomitym sezonie 2005/2006 i zdobyciu tytułu króla strzelców „Kiełbasa” związał się z ekipą Torpeda Moskwa. Kwota transferu wyniosła 700 tysiącu euro, a polski napastnik podpisał trzyletnią umowę. W rosyjskim zespole rozegrał w sumie 21 meczów i strzelił trzy gole – dwa w starciach ligowych z Rubinem Kazań i Dinamem Moskwa i jednego w Pucharze Rosji z Fakiełem Woroneż. W kolejnym sezonie nie rozegrał żadnego oficjalnego meczu, jedynie dwukrotnie znalazł się w kadrze. Dlatego też w sierpniu 2007 roku rozwiązał kontrakt z moskiewską drużyną i powrócił do Polski.

Zupełnie innym przypadkiem jest Dawid Janczyk. Historia 25-letniego obecnie napastnika pochodzącego z Nowego Sącza jest bardzo smutna. Jego talent wystrzelił w 2007 roku podczas mistrzostw świata U-20 rozgrywanych w Kanadzie. Polska reprezentacja dotarła tam do 1/8 finału, a Janczyk strzelił trzy bramki i został nominowany do nagrody dla najlepszego napastnika. Dobre występy w Kanadzie i udany sezon w barwach Legii zaowocował transferem 20-letniego wówczas chłopaka do wielkiego CSKA Moskwa. Suma transferu wyniosła 3,7 miliona euro i w tamtym czasie był to najdroższy transfer zawodnika z polskiej ekstraklasy. I tak oto rozpoczął się zjazd Janczyka po równi pochyłej. W zespole „Czerwono-granatowych” „Murzyn” za wiele się nie nagrał. W pierwszym sezonie rozegrał dziesięć spotkań (tak naprawdę to grał ogony, zaliczając tylko 204 minuty na boisku) i raz, w spotkaniu derbowym ze Spartakiem, wpisał się na listę strzelców. Drugi sezon był jeszcze gorszy. Janczyk wystąpił w czterech meczach, notując jedynie… 90 minut. Dla tak młodego piłkarza brak regularnej gry to zabójstwo. W końcu przygoda młodego napastnika z ligą rosyjską się skończyła. Był on jeszcze wypożyczany do Belgii, gdzie na moment odnalazł formę, później wrócił do Polski, grał też na Ukrainie. Teraz pozostaje bez klubu.

Komentarze
~baczek (gość) - 13 lat temu

konkretny material! tak trzymaj ziomuś,rzetelna
robota

Pika (gość) - 13 lat temu

Czekamy na cz. 2 :D

Najnowsze