Pogoń Szczecin musi się ogarnąć, a Legia nie potrafiła dobić


Pogoń Szczecin remisuje z Legią Warszawa 1:1

23 października 2022 Pogoń Szczecin musi się ogarnąć, a Legia nie potrafiła dobić
Mateusz Kostrzewa / Legia.com

W hicie 14. kolejki PKO BP Ekstraklasy Pogoń Szczecin przyjechała do Warszawy na starcie z Legią. Po ciekawym do oglądania meczu padł remis 1:1. W drużynie "Portowców" można zobaczyć braki na kilku pozycjach, a młody bramkarz – Bartosz Klebaniuk, spisał się znakomicie między słupkami. Legia również ma swoje problemy, choć warto docenić niektóre rzeczy w jej grze. Zapraszamy do kilku przemyśleń po tym meczu.


Udostępnij na Udostępnij na

Brakuje tej kropki nad „i”

Przede wszystkim należałoby zacząć od tego, że Legia wczoraj w pierwszej połowie całkowicie stłamsiła ekipę przyjezdną i spokojnie mogła prowadzić do przerwy dwiema bramkami. Jak dodamy do tego jeszcze fakt, że w 46. minucie sędzia podyktował na korzyść „Wojskowych” rzut karny, uświadomimy sobie, że Legia powinna to spotkanie wygrać. Do „jedenastki” podszedł dobrze dysponowany Josue i… nie trafił, bo świetną interwencją popisał sie Bartosz Klebaniuk.

Jak już wcześniej pisaliśmy – Legia w pierwszej połowie nie dała rywalom szans. Nie umiała jednak wykorzystać swoich sytuacji i gola zdobyła dopiero w 44. minucie. Była drużyną zdecydowanie lepszą i mogła ten mecz zamknąć jeszcze przed bramką wyrównującą.

Nie strzeliliśmy rzutu karnego, to się zdarza. Potem dostaliśmy bramkę na 1:1 ze stałego fragmentu. W tym meczu mieliśmy jeszcze dużo sytuacji, żeby strzelić na 2:1 i zakończyć mecz. Myślę, że ogólnie mieliśmy więcej z meczu – komentował po spotkaniu Maik Nawrocki.

Ogólnie w grze Legii można ostatnio zauważyć pewną zmianę. Na początku sezonu drużyna Kosty Runjaicia miała tendencję do przepychania meczów, nie grała widowiskowo, ale punkty się zgadzały, bo drużyna umiała zdobyć tę jedną bramkę więcej od rywali.

Natomiast w ostatnich meczach można zauważyć, że Legia gra coraz ładniejszą piłkę, jednak nie do końca przekłada się to na wyniki przy Łazienkowskiej 3. W końcu wczoraj „Wojskowi” zagrali naprawdę świetny mecz w pierwszych 45 minutach i wyrównany pojedynek w drugiej części spotkania. Mogli wygrać kilkoma golami, a koniec końców dopisują sobie zaledwie jeden punkt.

W tygodniu udało sie rozgromić Wisłę Płock 3:0, jednak w spotkaniu ligowym z tą samą drużyną Legia poniosła porażkę. Warszawiacy też zaczynali grać w tej rywalizacji ładną piłkę, jednak w żadnym stopniu nie przełożyło się to na wynik. W dwóch ładnie rozegranych meczach Legia zdobywa więc tylko punkt, bo wygrane starcie w Płocku było meczem Pucharu Polski. Być może z czasem do dobrej gry powrócą wyniki, taką nadzieję na pewno ma Kosta Runjaić.

Świetny Klebaniuk

Jeżeli ktoś będzie negował udział 20-latka w punkcie Pogoni, najwyraźniej nie oglądał meczu. Bartosz Klebaniuk wczoraj zagrał koncert i był najlepszym piłkarzem swojej drużyny. Chociaż niektóre elementy są u niego do poprawy, np. wyprowadzenie piłki, to umiejętności czysto bramkarskie zaprezentował wczoraj na świetnym poziomie.

Ciężko pracowałem na swoją szansę. Już wcześniej wiedziałem, że zagram w Pucharze Polski. Wielokrotnie też rozmawiałem z trenerami i miałem świadomość, że jeśli będę dobrze prezentował się na treningach, to zacznę pojawiać się w wyjściowym składzie również w lidze. Nie sądziłem, że będę miał taką okazję już podczas meczu z Legią, ale byłem na to przygotowany – powiedział bramkarz Pogoni w rozmowie z klubowymi mediami.

Wyśmienity występ Klebaniuka z pewnością zdziwił wiele osób, ponieważ był to jego debiut w ekstraklasie i dopiero drugi mecz w Pogoni. Jeszcze dziwniej zrobi się, gdy przypomnimy, że jego debiut miał miejsce w meczu Pucharu Polski rozgrywanym w tygodniu, gdzie młody golkiper puścił bramkę z połowy boiska, a w tym przypadku można go za nią winić. Potem jednak obronił dwie „jedenastki” i Pogoń po karnych awansowała kosztem Rekordu. O młodym bramkarzu „Portowców” w krótkim wywiadzie dla nas po meczu z Legią wypowiedział się też Kamil Grosicki.

To, że Klebaniuk dostaje swoje szanse, z pewnością ma związek z obniżką formy u Dante Stipicy. Choć 31-letni Chorwat wyrósł w Pogoni na jednego z najlepszych bramkarzy w lidze, to zdecydowanie obniżył loty i w tym sezonie w 13 meczach zachował zaledwie dwa czyste konta i puścił 17 bramek. Stipica kontrakt z ekipą szwedzkiego szkoleniowca ma podpisany do końca czerwca 2026 roku, będzie miał wtedy 36 lat.

Pogoń Szczecin: słabe boki, a środek bez ładu

Pogoń Szczecin, jeśli chce liczyć się w walce o najwyższe cele, musi zdecydowanie lepiej grać w środku pola, bo „materiał ludzki” na to jest. Trener szczecinian dysponuje chociażby Drygasem, Dąbrowskim, Smolińskim, Bichakhchyanem, Łęgowskim, Kowalczykiem i Kurzawą. Nie może być tak, że mając takich piłkarzy w środku pola, jesteś totalnie zdominowany przez Legię, a twoi pomocnicy nie mają nic do powiedzenia. Tutaj na początku sprawę taktycznie pokpił Jens Gustafsson, bo Pogoń Szczecin wyszła na drugie 45 minut, grając już dobrze.

Inną rzeczą, o której warto wspomnieć, są boki defensywy drużyny ze Szczecina. W starciu z Legią Pogoń Szczecin na lewej stronie wystawiła Leo Borgesa, a na prawej Jakuba Bartkowskiego. Choć ten drugi zdobył bramkę, meczu do udanych nie zaliczy. Podobnie zresztą jak jego młodszy kolega.

Nie będziemy w stanie zliczyć, ile razy w tym spotkaniu Bartkowski i Borges byli objeżdżani przez rywali, w obronie naprawdę prezentowali się słabo. Bramka dla Legii zresztą padła po kontrze strefą Bartkowskiego, który nie wrócił się po rożnym. Ogólnie legioniści największe zagrożenie tworzyli po dośrodkowaniach. Dla Borgesa widzimy jeszcze szansę rozwoju, bo to wciąż piłkarz młody, Bartkowski jednak jest już piłkarzem dojrzałym.

Borges przy nieuznanej bramce dla Legii mógłby sobie dopisać udział. Obrońca Pogoni nie przyjął piłki, tylko ta się od niego odbiła wprost pod nogi rywala, do którego potem nie doskoczył. W tej sytuacji uratował go tylko spalony. Wiele też było jego niecelnych zagrań, grał zbyt niedokładnie i za szybko. Podobnie jak jego kolega z prawej flanki, który miał też często problemy z przyjęciem piłki.

„Wzmocnienia” Legii nie dają nic

Oczywiście poza Rafałem Augustyniakiem, który odpowiednio zabezpiecza środek pola, a w razie potrzeby środek defensywy. Teraz jednak skupimy się na Blazu Kramerze, Carlitosie oraz Makanie Baku, którzy po raz kolejny nie pokazali nic ciekawego.

Najwięcej pretensji można mieć do Carlitosa, z którym były wiązane największe nadzieje spośród tych piłkarzy, bo jak dobrze wiemy, w Legii już występował. Jest to też król strzelców naszej ligi z czasów gry w Wiśle Kraków. Hiszpan te nadzieje również podsycił, bo bardzo szybko zdobył pierwszą bramkę po powrocie. Wczoraj znowu nie pokazał nic ciekawego i w 62. minucie opuścił plac gry.

W 75. minucie Macieja Rosołka zmienił Blaz Kramer. Słoweński napastnik ponownie nie dostał wiele czasu do gry, ale też nie pokazuje, aby na niego zasługiwał. Pogoń Szczecin mogła odetchnąć, gdy ten miał piłkę, bo pewne było, że albo fatalnie spudłuje, albo niecelnie poda. Zresztą decyzyjność u niego też leżała i kwiczała. Miał jedną sytuację, w której mógł podać do Makany Baku stojącego w świetle bramki, zdecydował się jednak na strzał, wiadomo, z jakim skutkiem.

A jak już jesteśmy przy Makanie Baku, to z nim też wiązano w Warszawie w miarę spore nadzieje. To przecież piłkarz, który wiosną ubiegłego roku niszczył ekstraklasowych obrońców w barwach Warty Poznań. Dzisiaj w Legii nie pokazuje nic, co byłoby warte uwagi. Jedynie bardzo niecelne podania i nieprzygotowane strzały.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze