Zagłębie Lubin zremisowało na własnym obiekcie z Legią Warszawa w spotkaniu 16. kolejki Ekstraklasy. Na Dialog Arena kibice byli świadkami i wielkich emocji - w drugiej połowie meczu, i wielkich przestojów w grze, które przełożyły się na brak dogodnych sytuacji - szczególnie w pierwszej części spotkania.
Legioniści bardzo chcieli, by powtórzyła się historia sprzed pół roku, gdy na stadionie przy Łazienkowskiej podopieczni Urbana rozgromili „Miedziowych” aż 4:0. Zagłębie pod wodzą Franciszka Smudy, to jednak zupełnie inny zespół od nieporadnego, popełniającego wiele błędów i skleconego bez pomysłu zakalca Andrzeja Lesiaka. Od początku tempo meczu zaczęła dyktować Legia, a pełne ręce roboty mieli boczni obrońcy gospodarzy – Fernando Dinis i Grzegorz Bartczak. Stołeczni chcieli stwarzać zagrożenie pod bramką Ptaka, starając się rozpracować defensywę rywali poprzez kierowanie piłek do skrzydłowych, którzy mieli następnie adresować futbolówkę do osamotnionego w ataku Marcina Mięciela. Legia uparcie dążyła do strzelenia bramki stosując jeden wariant rozgrywania akcji, ale potrzeba było kilkunastu minut, by w końcu ambicje gości znalazły swoje odzwierciedlenie w groźnych sytuacjach. W 17. minucie w pole karne wrzucał Radović, a nieporozumienie pomiędzy obrońcami Zagłębia, którzy nie zdołali pozbyć się futbolówki, próbował wykorzystać Marcin Mięciel, ale doświadczony piłkarz trafił w poprzeczkę.

Wiele pojedynków toczyli ze sobą najskuteczniejszy zawodnik Zagłębie Mouhamadou Traore i rosły Dickson Choto. Napastnik „Miedziowych” miał problemy z wyprzedzeniem piłkarza z Zimbabwe, który konsekwentnie blokował poczynania Senegalczyka. W 27. minucie Choto popełnił jednak poważny błąd, który mógł mieć brzemienne dla Legii skutki. Traore umiejętnie zastawił się plecami i huknął z całej siły w kierunku bramki Muchy – niecelnie.
Do przerwy mecz zdecydowanie zawodził. Akcji było jak na lekarstwo, ale kibice na Dialog Arena bawili się w najlepsze. Oni jako jedyni spisali się na medal, gdyż w trakcie spotkania zaprezentowali efektowną oprawę pirotechniczną.
Ledwo sędzia zdążył rozpocząć drugą połowę meczu, a już z boiska musiał zejść Traore, a w jego miejsce wszedł debiutant Adrian Błąd. Szybko sytuację na placu gry zdominowała Legia, która częściej pozwalała sobie na strzały zza pola karnego. Uderzenia z dystansu Gizy, Borysiuka, Mięciela i Rybusa nie sprawiły jednak specjalnych kłopotów golkiperowi gospodarzy. A gdy Legia wchodziła pole karne – też nie miał sobie równych Aleksander Ptak. Bramkarz Zagłębia był bohaterem sytuacji z 74. minuty, gdy udało mu się wygrać pojedynek sam na sam z Marcinem Mięcielem. Niedługo potem w podobnej sytuacji, ale z drugiej strony boiska, znalazł się Iljan Micanski, ale ponownie napastnik był gorszy od golkipera. Zagłębie konsekwentnie próbowało wykorzystać chwile słabości Legii, ale po szybko wyprowadzonej kontrze Dinis nie potrafił pokonać strzałem z ostrego kąta Jana Muchy. Podopieczni Smudy wyraźnie ożywili się w ostatnich minutach, ale ani oni, ani warszawianie nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Remis to dobra wiadomość tylko dla gospodarzy, bowiem remis dla gości oznacza brak wskoczenia, przynajmniej na dwa dni, na pozycję lidera.