Podsumowanie ekstraklasy


W naszym narodowym produkcie eksportowym, T-Mobile Ekstraklasie (w końcu Albańczycy mogą sobie obejrzeć na Eurosporcie w poniedziałkowe popołudnie spektakle rodem z naszych stadionów), nie tak dawno zakończyła się pierwsza runda. Do tego zbliżają się święta i koniec roku, więc nastał idealny moment na podsumowania.


Udostępnij na Udostępnij na

Trzeba przyznać, że runda jesienna przyniosła kilka ciekawych zdarzeń. Mimo że poziom ciągle pozostawia wiele do życzenia, to jednak idziemy do przodu i możemy pochwalić się dwoma klubami, które awansowały do wiosennych faz europejskich pucharów. Nie wszędzie było jednak tak dobrze.

Wyrzućmy trenera, zostawmy nieudaczników

Artjoms Rudnevs strzelał jak na zawołanie
Artjoms Rudnevs strzelał jak na zawołanie (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

Czym byłaby nasza ekstraklasa bez karuzeli trenerskiej? No właśnie. Prezesi klubów wyszli naprzeciw tradycji i zwalniali szkoleniowców z regularnością szwajcarskiego zegarka. Gorzej, że ci, którzy powinni zostać wyrzuceni dyscyplinarnie, mają się całkiem nieźle, a niektórzy, którym przydałoby się trochę dodatkowego czasu, zostali przegnani bez żalu. Refleksem szachisty, a później nadgorliwością popisali się działacze Lechii Gdańsk. Najpierw przez długi czas byli głusi na tragiczne wyniki i błagania kibiców (no, może nie błagania, „Precz z Kafarem” brzmi raczej jak rozkaz), a gdy już zwolnili Kafarskiego, to raczej z braku innego pomysłu zatrudnili Rafała Ulatowskiego, który chyba sam już nie pamięta, kiedy mu dobrze szło. Skoro już jednak zakontraktowali „polskiego siostrzeńca Leo”, to mogli chociaż udawać, że traktują go poważnie. Zwolnienie po czterech meczach temu przeczy.

Ze stołka poleciał również Robert Maaskant. Przykład Holendra pokazuje, jak szybko w polskim bagienku z pół-Boga można stać się zerem. Gdy Wisła zdobywała mistrzostwo, a Patryk Małecki zwiedzał stadion rowerem zza pleców swojego zwierzchnika, to Maaskant wprowadzał europejskie trendy, wszystko wyglądało genialnie i w ogóle to Liga Mistrzów była na wyciągnięcie ręki. Kiedy ogrywał Skonto i Liteks, dalej był wielki. Kiedy Wiśle zabrakło kilku minut i kilku klas do ogrania APOEL-u, to wszystkich nagle oświeciło – toć to dyletant! Gwoździem do trumny był mecz z Cracovią, Robert najwyraźniej nie znał powiedzenia „Bóg wybacza, Cupiał nigdy” i bredził o dobrej grze. Wyleciał. W sumie zasłużenie. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby klub miał jakiś plan, jak go zastąpić, a jeśli takowego nie posiadał, to trzeba było go pozostawić na stanowisku. Chyba nikt oprócz grona naiwniaków nie wierzy, że Kazik Moskal to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu.

Poleciał jeszcze Probierz za kompromitację z Irtyszem (chciałoby się powiedzieć największą w historii, ale zaraz sobie człowiek przypomina Levadię, Karabach, Dynamo Tbilisi i inne Cementarnice Skopje) i w sumie nieźle na tym wyszedł, bo zamiast trenowania Plizgi czy Skerli może sobie obecnie pozwolić na odsuwanie od drużyny Nery’ego Castillo. Poleciało kilka anonimów z ŁKS-u, w Łodzi przelotem pojawił się wspomniany Probierz, a obecnie w rolę ratownika-cudotwórcy stara się bawić Ryszard Tarasiewicz. Pewnym ograniczeniem dla cudów może być brak umiejętności zamiany chleba w pieniądze (czy jak to szło). Wśród wyrzuconych można jeszcze wymienić Jana Urbana (ale o Zagłębiu później), Jurija Szatałowa (o Cracovii też później, podtytuł „Nieudacznicy”) czy Czesława Michniewicza, tylko dlaczego nie Jose Bakero?! Pozostawienie na stanowisku marnego trenera, jakim niewątpliwie jest Hiszpan, to jawny strzał w stopę w wykonaniu działaczy Lecha Poznań. „Lokomotywa” w nadziei na lepsze jutro coraz bardziej staje się średniakiem z wybitnym Rudniewem. No właśnie, Rudniew. Łotysz jest jedynym powodem, dla którego warto oglądać mecze „Kolejorza”, no i dzięki któremu Bakero jeszcze nie został zwolniony dyscyplinarnie. To, że zostanie najdroższym piłkarzem w historii ligi, jest niemal pewne, to że jest znakomity, wiedzą wszyscy, więc nie ma co się dłużej o nim rozpisywać.

Nieudacznicy

Na miano nieudaczników rundy kandydatów było sporo. Dla ułatwienia sprawy oddzieliłem sobie sędziów i piłkarzy, bo łącząc te grupy, naprawdę trudno by było znaleźć najgorszych z najgorszych. Piłkarsko dla mnie największy falstart zaliczyło Zagłębie, miały być w przyszłym roku europejskie puchary, a będzie najwyżej Puchar Polski i to być może z perspektywy I-ligowca. Tak naprawdę nikt nie potrafi stwierdzić, dlaczego idzie im tak źle, wydawało się, że Urban to dobry trener, że gracze też całkiem nieźli jak na nasze warunki, a tu klops. Porażka porażką porażkę pogania. Zmiana trenera niewiele pomogła, Pavel Hapal „wyhapał” średnio parę bramek na mecz i ma przerwę zimową na odprawienie egzorcyzmów, na naukę grania w piłkę chyba trochę za mało czasu.

Hubert Siejewicz ocieplał wizerunek sędziów
Hubert Siejewicz ocieplał wizerunek sędziów (fot. Joanna Kaliszewska / igol.pl)

Inaczej sprawa ma się w Cracovii. Niby tak samo ambitne plany, jednak każdy wiedział, że piłkarze z Krakowa prędzej znajdą się na dnie niż na szczycie. Pomysł zawodnicy „Pasów” może mają głupi, ale znaleźli kretyna, który co roku się nabiera. Realizacja jest prosta – zawalić pierwszą rundę i liczyć, że prezes obieca gigantyczne premie za utrzymania. Jeśli te dwa punkty zostaną spełnione, to piłkarze zaczynają heroiczną walkę o pozostanie w ekstraklasie. Co ważne – idea sprawdzona od lat! Trzeba przyznać, że wykonaniu punktu pierwszego i w tym roku wyszło im znakomicie.

 W kategorii sędziowskiej rywalizacja również była zacięta. Najbardziej spektakularne gafy przytrafiły się chyba Adamowi Lyczmańskiemu, który swoją obecnością kaleczy spotkania w niższych ligach. Jednak tej rundy na plus nie zapiszą sobie również Krztoń czy Borski. Inną, bardziej ludzką stronę polskiego sędziowania, pokazał Hubert Siejewicz, który zgodził się na nagrywanie wszystkich słów, jakie wypowiadał w trakcie meczu Cracovia Legia. Materiał został odebrany pozytywnie, a część tekstów zapewne zacznie żyć własnym życiem („to się dzisiaj nabiegam przy tej grze kombinacyjnej”).

Zwycięzcy

Rundę zdecydowanie na plus może zapisać sobie Śląsk Wrocław. Drużyna pozbawiona praktycznie gwiazd bądź posiadająca jedną, wielką, tyle że na ławce trenerskiej. Orest Lenczyk udowodnił, że szkoleniowcem jest znakomitym i z przeciętnych piłkarzy stworzył lidera ekstraklasy. Dodatkowo zawodnicy z Wrocławia uniknęli blamażu w europejskich pucharach, czego nie można powiedzieć o wszystkich. Z piłkarzy trudno wymienić kogoś konkretnego. Niby Mila grał dobrze, jednak często miał przestoje, niby Diaz coś strzelił, ale więcej narzekał i robił szum poza boiskiem. Do tego Celeban, który jest rzemieślnikiem, a nie artystą, czy robiący dużo wiatru bez większego efektu Sobota. Siłą jest jednak kolektyw i świetne przygotowanie kondycyjne, co oczywiście jest zasługą Lenczyka, no i ten Śląsk cichaczem może nazbierać punktów na mistrzostwo.

Za zwycięzców można również uznać podopiecznych Macieja Skorży z Warszawy. Heroiczny bój ze Spartakiem Moskwa zakończony zwycięstwem, awans z grupy Ligi Europejskiej czy pozycja wicelidera w lidze to zadowalające rezultaty. Dodatkowo pokaźne grono zawodników indywidualnie pokazało się z dobrej strony. Wedle wielu opinii Dusan Kuciak jest obecnie najlepszym bramkarzem ekstraklasy, do tego Michał Żewłakow perfekcyjnie dyrygujący defensywą, przeżywający najlepsze momenty w karierze Miro Radovic, nieco zmanierowany, lecz ciągle znakomity Danijel Ljuboja czy absolutne odkrycie rundy Rafał Wolski. Dla mnie to właśnie Legia jest głównym kandydatem do sięgnięcia po tytuł mistrzowski.

Największe zaskoczenie na plus – Śląsk Wrocław

Największe zaskoczenie na minus – Zagłębie Lubin

Odkrycie rundy – Rafał Wolski

Najpoważniejszy kandydat do spadku – ŁKS Łódź, Zagłębie Lubin

Komentarze
~fitek (gość) - 13 lat temu

Beznadziejny tekst. Jak z jakiegoś bloga 12-latka...

Najnowsze