Premier League wróciła po przerwie reprezentacyjnej z kilkoma mocnymi uderzeniami. Głównym daniem czwartej kolejki miały być derby Manchesteru i śmiało możemy powiedzieć, że szefowie kuchni zgotowali nam ucztę na poziomie. Karta deserów obfitowała w takie smakołyki, jak deklasacja Leicester czy fantastyczna pogoń Watfordu, a także przewrotki, krzyżaki i hat trick zdobyty w jedenaście minut. Taką ligę chcemy oglądać co tydzień! Co szczególnie zwróciło nasza uwagę?
Pep Guardiola dopisał sobie kolejny punkt z małej wojnie, którą od lat prowadzi z Mourinho. Kilka słów o derbach Manchesteru znajdziecie w dalszej części artykułu – nie możemy jednak pominąć faktu, że w czubie tabeli zrobiło się niemałe zamieszanie. Po cichu (choć deklasując Sunderland) na trzecie miejsce, z którego spadły „Czerwone Diabły”, wskoczył Everton. „The Toffees” dzięki cudotwórcy pod postacią Ronalda Koemana w niczym nie przypominają niepoukładanej drużyny z poprzedniej kampanii.
O mały włos z podium spadłaby Chelsea, ale pomimo Andre Marrinera podopiecznym Conte udało się wyrwać remis ze Swansea Łukasza Fabiańskiego. Polak nie miał nic do powiedzenia przy obu bramkach Diego Costy, który wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji strzelców. Tyle samo trafień mają na koncie Ibrahimović i… Michail Antonio, którego świetny występ okraszony dubletem został przesłonięty przez genialną pogoń Watfordu. „Szerszenie” przegrywały z West Hamem już 0:2, aby strzelić cztery gole i po raz kolejny dowieść, że wcale nie będą jednym z kandydatów do spadku.
Strzelaniny urządziły sobie Tottenham i Liverpool. Różnica? „Koguty” wbiły cztery gole Sunderlandowi, Liverpool 4:1 rozniósł Leicester. Mistrz Anglii nie miał w tym spotkaniu zupełnie nic do powiedzenia, a bramka Vardy’ego jest dziełem fatalnego błędu Lucasa Leivy – który to już raz? Brazylijczyk po meczu mógł odetchnąć z ulgą, w przeciwieństwie do Claudio Ranieriego. Na pocieszenie dla Włocha – z tak grającymi Mane’em i Firmino nawet Buffon by nie poradził.
W końcu wygrały Crystal Palace (powrót Benteke, oczywiście z bramką) i Bournemouth (Saido Berahino z West Bromu pozostaje cieniem samego siebie sprzed dwóch lat). Zwyciężył też Arsenal, pomimo niezbyt udanych debiutów Mustafiego i Lucasa Pereza. Przewrotką popisał się Laurent Koscielny, któremu dzień później zawtórował napastnik z niebieskiej części Londynu.
Wyróżnienia
Kevin De Bruyne. Najjaśniejsza postać sobotnich derbów. Jeśli pierwsze spotkania tego sezonu w wykonaniu Belga były co najwyżej solidne, to już prestiżowy pojedynek z „Czerwonymi Diabłami” pomocnik „The Citizens” rozegrał po mistrzowsku. Gol plus wypracowanie drugiej bramki – można śmiało rzec, że nareszcie zobaczyliśmy Kevina w roli prawdziwego lidera. Tego, który powinien robić różnicę.
Michail Antonio. Najpierw zapisał się w historii „Młotów”, strzelając pierwszego gola na nowym stadionie. Teraz podtrzymuje świetną dyspozycję. Cztery gole w czterech pierwszych meczach Premier League to rewelacyjny wynik. Obecnie jeden z najlepiej grających głową zawodników w całej lidze – od początku poprzedniej kampanii strzelił główką aż dziesięć bramek! Druga z meczu z Watfordem pozostanie nam w pamięci na długo. Przed państwem Dimitri Payet.
WOW DID PAYET really rabona cross it #class https://t.co/Y48bWZHR5l
— Evan. (@evan_142) September 10, 2016
Romelu Lukaku. To był dzień tura konia dla Belga. Spotkanie z Sunderlandem okrasił hat trickiem zdobytym w jedenaście minut. Dwa uderzenia głową, jedno wykończenie genialnego podania Mirallasa – tak gra napastnik, co się zowie. Mogło być więcej, ale w jednej sytuacji snajpera zatrzymała poprzeczka, w drugiej zaś Jordan Pickford popisał się nieprawdopodobnym refleksem. Tak czy owak – defensywa „Czarnych Kotów” nie miała pojęcia, jak zatrzymać rosłego goleadora. Przerwana seria jedenastu meczów bez gola i od razu trzy trafienia. Na pewno nie ostatnie.
Nagany
Daley Blind. Przy pierwszej bramce dla Manchesteru City De Bruyne minął go jak przedszkolaka. Przy drugiej po raz kolejny został zwiedziony przez Belga, a później, podobnie jak partnerzy z defensywy, ledwo truchtał do piłki, którą z łatwością wpakował do siatki Iheanacho. Punkt dla wszystkich tych, którzy nie widzą Holendra na pozycji stopera. Dwa punkty dla Chrisa Smallinga, którego szanse na powrót do składu wzrosły o 158%. Trzy punkty dla Manchesteru City.
Defensywa Stoke. To, co piłkarze Marka Hughesa wyrabiali w trakcie ostatniego pojedynku ligowego, przekroczyło granice dobrego smaku. Wystarczy zerknąć na niemal wszystkie cztery bramki zdobyte przez Tottenham sobotniego popołudnia na Bet 365 Stadium. Pełno miejsca, ogromne luki, Spurs mogli w zasadzie pytać Shaya Givena, w który róg chce otrzymać strzał. Efekt? Przywitanie z czerwoną latarnią.
Andre Marriner. Gigantyczna nagana dla angielskiego arbitra za to, co zrobił, a właściwie czego nie zrobił w trakcie meczu Swansea – Chelsea. 62. minuta – Gary Cahill zostaje bezpardonowo kopnięty od tyłu przez Leroya Fera. W efekcie zawodnik „Łabędzi”, przejmując futbolówkę, wychodzi sam na sam z Courtoisem i strzela gola dającego prowadzenie gospodarzom. Do tego momentu gra Swansea pozostawia wiele do życzenia, Chelsea ma spore szanse, by zainkasować trzy punkty. Po spotkaniu defensor „The Blues” nie krył oburzenia.
– Nawet z księżyca było widać ten faul – mówił Cahill po meczu.
Liczby, statystyki, serie…
- Jak tu nie podkreślać wyjątkowości Pepa Guardioli, gdy ten już na dzień dobry wpisał się do historii rozgrywek. Hiszpan jest czwartym szkoleniowcem w erze Premier League, który wygrał pierwsze cztery spotkania ligowe. Towarzystwo ma całkiem sympatyczne – Ancelottiego, Hiddinka i… Mourinho.
- Jose Mourinho nie ma szczęścia do spotkań z Hiszpanem. Spośród ostatnich dziesięciu pojedynków Portugalczyka z największym rywalem, ten pierwszy wygrał tylko raz. Mamy nieodparte wrażenie, że nie jest to osiągnięcie, którym szkoleniowiec Manchesteru United będzie się chwalił na prawo i lewo.
- Manchester City wygrał derby po raz 50. – wszystkiego najlepszego z okazji jubileuszu!
- Leicester City po raz ostatni straciło przynajmniej cztery gole w meczu Premier League… 35 kolejek temu, w przegranym 2:5 starciu z Arsenalem.
- Ciekawa statystyka dotycząca Hull City. To pierwszy beniaminek od czasów Newcastle z sezonu 2010/2011, który pierwsze cztery spotkania rozpoczął w tym samym składzie. Jak widać, siedem punktów w czterech spotkaniach to chyba najlepszy dowód na skuteczność dotychczasowych wykonawców trenera Phelana.
- To dopiero ciekawostka. Laurent Kościelny dołączył do grona czterech zawodników Arsenalu, którzy również strzelili gola… w dniu swoich urodzin. Są to Paul Merson, Yossi Benayoun, Robert Pires i Santi Cazorla. Gratulujemy i oczywiście życzymy Francuzowi wszystkiego najlepszego.
- W historię swojego klubu wpisał się również Harry Kane. Reprezentant Anglii jest czwartym zawodnikiem Tottenhamu z 50 golami na koncie strzelonymi w Premier League. Do tej pory podobnej sztuki w koszulce „Kogutów” dokonali Robbie Keane, Teddy Sheringham i Jermaine Defoe.
- Diego Costa ma patent na Swansea. Hiszpan wyraźnie upatrzył sobie „Łabędzie”, ponieważ to właśnie temu zespołowi strzelił jak do tej pory najwięcej goli (sześć), rozgrywając swoje spotkania w Premier League.
Cytat kolejki – ostrożny Klopp, troskliwy Guardiola
Mam prośbę do kibiców. Proszę, nie śpiewajcie mojego imienia i nazwiska przed końcem spotkania. Dziś kiedy stadion zaczął skandować „Juergen Klopp”, akurat przeciwnik był tuż przed naszym bramkarzem. To trochę jak skandowanie gola przed wykonaniem rzutu karnego. Rozumiem, że mnie lubią, super, z wzajemnością, lecz jeszcze raz proszę, nie róbcie tego przed końcowym gwizdkiem.
Niemiec wyraźnie chce być ostrożny. On akurat jak mało kto zna smak szalonych spotkań, do samego końca nierozstrzygniętych. Pep Guardiola z kolei starał się wspierać Claudio Bravo, którego derbowy debiut powinien był skończyć się czerwoną kartką i sprokurowaniem karnego po faulu na Rooneyu. O dyspozycji meczowej nie wspominając…
Claudio zaliczył jeden z najlepszych występów, jakie widziałem.
Z notesu taktyka
Derbowe spotkanie na Old Trafford wyglądało tak, jak miało wyglądać, tylko ze strony przyjezdnych. Nikogo nie zaszokowało przetrzymywanie piłki przez podopiecznych Pepa Guardioli (60% posiadania), jednak nieumiejętność wyprowadzania kontr w zespole Mourinho była co najmniej zaskakująca. Na ławkach trenerskich spotkało się dwóch taktycznych geniuszy i możemy śmiało powiedzieć, że w tym (nie)bezpośrednim pojedynku zwyciężył Hiszpan.
„Czerwone Diabły” zupełnie nie potrafiły poradzić sobie z legendarną już zasadą sześciu sekund. Ta głosi, że piłkarze po stracie piłki mają nie więcej niż sześć sekund na jej odzyskanie. Determinuje to niezwykle agresywny pressing i naciskanie na przeciwnika wszelkimi siłami, począwszy od wysuniętego napastnika. Piłkarzom „The Citizens” wychodziło to bardzo dobrze, co skutkowało m.in. całkowitym odcięciem od gry Zlatana Ibrahimovicia. Ten oddał aż dziesięć strzałów, którym jednak trzeba przyjrzeć się nieco bliżej. Dwa w światło bramki, cztery wysoko nad poprzeczką, cztery zablokowane. Większość z pierwszej piłki – na przyjęcie futbolówki Szwed zwyczajnie nie miał czasu, najczęściej uderzał z pozycji zupełnie niedogodnych. Przynajmniej dla innych napastników.
Kluczem do zwycięstwa było całkowite zdominowanie środkowej części boiska. Tutaj warto wspomnieć o odbiorach piłki. Tylko w okolicy koła środkowego goście odebrali rywalom futbolówkę dziesięć razy. Dla porównania graczom United ta sztuka udała się tylko czterokrotnie. Spowodowane było to wzmożoną aktywnością De Bruyne i spółki w środku pola. Uśredniona pozycja Iheanacho to ofensywny (jeśli nie środkowy) pomocnik, Ibrahimovicia zaś – osamotniony napastnik.
Odcięty Zlatan, bierna postawa jego kolegów (United nie grało nawet w połowie tak agresywnym pressingiem jak City) i indywidualne błędy obrońców – wszystko to przełożyło się na statystykę strzałów. Gospodarze oddali dwa celne uderzenia z obrębu „szesnastki”, goście – pięć. Ci ostatni częściej strzelali też niecelnie, co jednak dowodzi faktu, że łatwiej było im stworzyć sobie sytuacje w polu karnym przeciwnika.
Guardiola zrobił to, czego nie zrobił Mourinho – zdążył nauczyć swoich zawodników, jak reagować na boiskowe wydarzenia. Manchester United po utracie obydwu bramek grał dokładnie tak, jak wcześniej. Powoli, bez ryzykownych prób, wiele na swoje barki próbował brać Wayne Rooney. Jednego jesteśmy pewni – City wyglądało bardziej na zespół Guardioli niż United za ekipę Mourinho. Czekajmy, aż piłkarze z Old Trafford zaczną konstruować kontry – kolejne derby mogą stać pod znakiem obu szkoleniowców o wiele bardziej niż te z początku sezonu.
Wyniki
Manchester United – Manchester City 1:2 (Ibrahimović 42′ – De Bruyne 15′, Iheanacho 36′)
West Ham– Watford 2:4 (Antonio 5′, 33′ – Ighalo 41′, Deeney 45′, Capoue 53′, Holebas 63′)
Stoke City – Tottenham 0:4 (Son 41′, 56′, Alli 59′, Kane 70′)
Middlesbrough – Crystal Palace 1:2 (Ayala 38′ – Benteke 16′, Zaha 47′)
Burnley – Hill City 1:0 (Defour 72′)
Bournemouth – West Bromwich 1:0 (Wilson 79′)
Arsenal – Southampton 2:1 (Koscielny 29′, Cazorla 90′ k – Cech (SAM) 18′)
Liverpool – Leicester City 4:1 (Firmino 13′, 89′, Mane 31′, Lallana 56′ – Vardy 38′)
Swansea City – Chelsea 2:2 (Sigurdsson 59′, Fer 62′ – Costa 18′, 81′)
Sunderland – Everton 0:3 (Lukaku 60′, 68′, 71′)
Na górze jest błąd, "Koguty" wbiły 4 gole, ale nie Sunderlandowi tylko Stoke ;)