Po podsumowaniu sezonu drużyn ze strefy pucharowej docieramy do środka tabeli, gdzie na miejscach 8. i 9. uplasowały się kolejno Stoke City i Crystal Palace.
Miniony rok był dla Stoke rekordowo dobry: nie dosyć, że popularni „Garncarze” jeszcze nigdy nie wygrali aż 15 meczów w jednym sezonie, to jeszcze pobili rekord zdobytych punktów w tabeli (54, o 4 więcej niż rok temu). Widać wyraźny progres w ich grze pod wodzą Marka Hughesa, który prowadzi zespół od zeszłorocznych rozgrywek. Jego podopieczni potrafili uporać się między innymi z Liverpoolem, Manchesterem City, Arsenalem i Tottenhamem (dwukrotnie), by ostatecznie zakończyć sezon z siedmioma meczami bez porażki. Kibice musieli jednak czekać aż do końca września, by ich drużyna się rozkręciła i zaczęła wygrywać na własnym boisku. Jedynie szybkie odpadnięcie w krajowych pucharach może być powodem do niezadowolenia: w Carling Cup Stoke odpadło w 4. rundzie z Southampton, a w 5. rundzie FA Cup lepsze okazało się Blackburn Rovers.
A miało być tak pięknie…
Szkoleniowiec Stoke City miał nosa do transferów, w szczególności wtedy, gdy na Britannia Stadium sprowadził Bojana Krkicia. Gra Hiszpana, który został latem wykupiony z Barcelony za 3 miliony funtów, na początku nie powalała na kolana. 24-latek nie był przyzwyczajony do tak bardzo fizycznej gry i potrzebował czasu na zaaklimatyzowanie się. Dlatego Mark Hughes postanowił go na chwilę odstawić od podstawowej jedenastki, co okazało się być strzałem w dziesiątkę. Zdaniem 51-latka Bojan potrzebował trochę pracy na siłowni, aby nabrać masy ciała i dostosować się do angielskiego stylu gry. Z pełnym wsparciem swojego trenera Krkić wrócił niczym nowonarodzony: strzelił 5 bramek, zaliczył 1 asystę i stał się najlepszym zawodnikiem w swoim zespole. Nabierając pewności siebie, zaczął częściej prosić o piłkę i brać na siebie odpowiedzialność za grę i to głównie dzięki jego postawie Stoke przegrało tylko 3 z 14 kolejnych spotkań. Niestety pod koniec stycznia Bojan doznał jednej z najgorszych dla piłkarza kontuzji, bo zerwał więzadła krzyżowe i stracił resztę sezonu. Wpływ na ten uraz mógł mieć fakt, że młody Hiszpan nie przywykł do takiego rytmu meczowego, jaki jest w Anglii i brak przerwy zimowej dał mu się we znaki.
Player of the year
Na miano piłkarza sezonu w zespole Stoke City zasłużył jednak Steven N’Zonzi. Francuz jako jedyny zagrał we wzystkich spotkaniach w tym roku i to nie dlatego, że nie zmagał się z żadną kontuzją, ale dlatego, że był po prostu w wyśmienitej formie. 26-latek grał zupełnie inaczej niż rok temu, był tym elementem, który łączył obronę z atakiem. Dużo i mądrze poruszał się na boisku, bardzo dobrze zastawiał piłkę, potrafił przejąć podanie. Był kluczowym rozgrywającym w Stoke.

********************
Dwa oblicza Crystal Palace

Crystal Palace to kolejny zespół, dla którego sezon 2014/2015 był pod względem zdobyczy punktowej najlepszym w historii. I to pomimo (a może dzięki) dwukrotnej zmiany trenera. Gdy latem tuż przed startem ligi z zespołem pożegnał się człowiek, który w zeszłym roku utrzymał ten klub w lidze, Tony Pulis, jego miejsce zajął Neil Warnock, który jednak na długo miejsca na ławce „Orłów” nie zagrzał. Gdy zimą klub tkwił w strefie spadkowej, Anglik został zwolniony, a na jego miejsce włodarze Palace zdecydowali się zatrudnić Alana Pardewa. Dopiero ten szkoleniowiec przywrócił „The Eagles” do życia, prowadząc ich do 10 zwycięstw w 17 meczach. Anglik potrafił wydobyć to, co najlepsze z takich piłkarzy, jak: Yannick Bolasie, Wilfried Zaha, Jason Puncheon oraz Glenn Murray.
W ofensywie główną rolę odgrywali Jason Puncheon i Yannick Bolasie: obaj w tym sezonie błyszczeli. Ten pierwszy srzelił sześć goli i zanotował siedem asyst, a ten drugi trafił do siatki rywali cztery razy i zaliczył sześć decydujących podań. Ustawienie 4-5-1, jakim grali piłkarze Pardewa, było jednak podporządkowane jednemu graczowi – Mili Jedinakowi. Australijczyk jesienią wypracował dwie asysty i pięć razy pokonał bramkarza rywali. Pod wodzą Pardewa Jedinak przyjął bardziej bierną rolę i zaliczył tylko jedną asystę. W Londynie dużo lepiej wykorzystywany jest też talent Wilfrieda Zahy, który zaliczył po cztery gole i asysty, a wynik ten z pewnością będzie jeszcze lepszy w przyszłym sezonie.
U kogoś zawsze smakuje lepiej
Statystyki pokazują, że „Orły” wyraźnie lepiej spisują się w podróżach. To właśnie na wyjazdach piłkarze Palace mają większe posiadanie oraz zanotowali więcej czystych kont. Przegrali tylko raz z drużynami spoza pierwszej siódemki. Dodatkowo strzelili na cudzych boiskach więcej bramek od Liverpoolu i Manchesteru United, a stracili ich mniej niż Chelsea i Manchester City.
Rzadko zmieniała się formacja defensywna. Praktycznie cały sezon rozegrała ta sama piątka: Speroni w bramce, Joel Ward na prawej obronie i stoper Scott Dann wystąpili prawie we wszystkich meczach. Martin Kelly i Damien Delaney rozegrali niewiele mniej minut. Pape N’Diaye Souare, który w styczniu dołączył z Lille, cieszył się równie dużym powodzeniem. W końcowej fazie sezonu wywalczył sobie miejsce w składzie i zagrał między innymi z Manchesterem United i Liverpoolem.
Do poprawy natomiast z pewnością nadaje się atak. Odpowiedzialność za strzelanie bramek spoczywała w rękach Dwighta Gayle’a, Fraziera Campbella i Marouana Chamakha. Ze swojego zadania niestety wywiązywali się… kiepsko. Ten pierwszy formą w Crystal imponował, ale w niższych ligach. Campbell tak naprawdę nigdy nie rozwinął kariery na miarę swoich możliwości. Anglik ma już 27 lat, więc coraz trudniej będzie mu zabłysnąć w Premier League. Marouane Chamakh natomiast… w ostatnich pięciu sezonach rozgrywa średnio 13 meczów na sezon. Glenn Murray po powrocie z wypożyczenia z Reading wystąpił w ekipie „The Eagles” dziewięć razy, strzelając przy tym siedem bramek. Nie wydaje się on jednak być rozwiązaniem na problemy w ataku Crystal Palace, tam ewidentnie potrzebny jest napastnik z prawdziwego zdarzenia.