Plusy przysłoniły minusy. Brzęczek z tarczą, a nie na tarczy


Krytyka, z jaką spotykał się selekcjoner Jerzy Brzęczek, stała się czymś normalnym, ale czy była ona słuszna?

15 października 2019 Plusy przysłoniły minusy. Brzęczek z tarczą, a nie na tarczy
Piotr Matusewicz / PressFocus

Kiedy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej – Zbigniew Boniek, ogłosił, że nowym selekcjonerem biało-czerwonych zostanie mało doświadczony trener (wówczas będący pracownikiem Wisły Płock Jerzy Brzęczek), na władze związku i samego prezesa spadła ogromna krytyka. Ta odbiła się rykoszetem na samym szkoleniowcu, który stał się jedną z głównych ofiar "hejtu" ze strony kibiców.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwszą z przyczyn, która powodowała negatywne nastawienie fanów do byłego kapitana reprezentacji Polski, był fakt, że ten w roli trenera nigdy nie wywalczył żadnego trofeum, a za sukces przypisywano mu piąte miejsce zajęte z „Nafciarzami” w ekstraklasie. Był to zarazem jedyny argument, którym można było w jakikolwiek sposób nowego selekcjonera kadry bronić.

Zajęcie wysokiego miejsca z nie najsilniejszą przecież ekipą z Płocka nie było łatwym zadaniem, ale czy było to na tyle duże osiągnięcie, by od razu ambitnego szkoleniowca sadzać za sterami najważniejszej drużyny w kraju? Gdy ten zaczął wysyłać swoje pierwsze powołania, od razu dał możliwość krytycznie do niego nastawionym, by ci nie zostawili na nim suchej nitki za to, że nowy selekcjoner „foruje” swoich byłych podopiecznych, którzy w dodatku nie mają pewnego miejsca w składzie swoich zespołów.

Na koniec nie umknął również fakt, wielka kontrowersja, do której wielu się przyczepiało. Jerzy Brzęczek to wszak „wujek Jakuba Błaszczykowskiego” będącego u schyłku swojej kariery. Powiązania rodzinne mogą zatem powodować, że nawet gdyby konkurencja na skrzydle była większa, pierwszeństwo miałby były piłkarz Borussii Dortmund.

Pierwsze koty za płoty

Początki nie były najtrudniejsze, a to ze względu na fakt, że nad selekcjonerem nie wisiała presja osiągnięcia dobrego wyniku w Lidze Narodów. Tym świetnie zajął się prezes Zbigniew Boniek, który od samego początku mówił, że kadra budowana jest pod kątem eliminacji do mistrzostw Europy 2020 i ten turniej będzie priorytetem.

Tomasz Folta / PressFocus

Sama Liga Narodów to miły dodatek, w którym można się pokazać na tle ciekawych i silnych drużyn z topu, z którymi Polska miała okazję grać dzięki wysokiemu rankingowi wywalczonemu w poprzednich latach. Nikt zresztą nie oczekiwał, że po przegranych w słabym stylu MŚ 2018 Polska nagle w trakcie odmładzania zespołu będzie się bić jak równy z równym z powracającą po „chudych latach” ekipą Włoch czy Portugalią będącą mistrzem Europy.

Priorytetem od samego początku były eliminacje, w których Polsce los znowu sprzyjał podczas losowania i gdzie nie było rywali z piłkarskiego topu. Głównym celem było wywalczenie udziału w najbliższym turnieju. Wypadało jednak zaprezentować się w miarę dobrze w rywalizacji z Włochami i Portugalią. Nikt też o odpuszczaniu tych rozgrywek nie mówił.

Jerzy Brzęczek także zdawał sobie sprawę, że wypadałoby dobrze wypaść na początku, tak by kibice znowu zaufali swoim idolom. Nie było z pewnością łatwo pozbierać rozbitą psychicznie kadrę, która w dodatku straciła ważne ogniwo w postaci Łukasza Piszczka. Swoje problemy mieli także inni zawodnicy.

Grzegorz Rutkowski

Jakub Błaszczykowski już nie był tym przebojowym, dynamicznym piłkarzem w formie. Gdzieś zniknął Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński razem z Grzegorzem Krychowiakiem nie grali na poziomie, jakiego się od nich oczekiwało. Wszystko to musiał zatem naprawić nowy selekcjoner.

Jak każdy nowy chciał szukać nowych opcji. Jednak kilka jego decyzji od razu było mocno krytykowanych, co zresztą ma miejsce do dzisiaj np. w przypadku Arkadiusza Recy. Lewy obrońca spisywał się nieźle w Płocku, ale po przejściu do Serie A nie dostawał szans i mimo że nie grał, powołania otrzymywał.

Obronną ręką

Podsumowując pierwszy okres pracy selekcjonera Jerzego Brzęczka, trzeba postawić bardziej plus niż minus. Zespół co prawda przegrał rywalizację w grupie w LN, tyle że na taką rzeczywistość wszyscy zdążyli się przygotować. Miejsce za Portugalią i Włochami nie było zaskoczeniem i co ważne, biało-czerwoni przecież się też nie ośmieszyli.

Polska zremisowała dwa mecze wyjazdowe we Włoszech oraz Portugalii, a na swoim terenie co prawda dała się pokonać, ale były to porażki różnicą jednego gola. Mistrzom Europy udało się nawet wbić dwie bramki w jednym spotkaniu, co także zasługuje na pochwałę. Brakowało oczywiście zwycięstwa i stylu, za który obrywało się całej reprezentacji. Ta grała chaotycznie, trudno było dostrzec wypracowane schematy na treningach, w dodatku pojawiała się kwestia powołań, które cały czas były mało przekonujące dla kibiców.

Mimo wszystko Polska nie wypadła najgorzej. Dwa remisy z czołowymi zespołami pokazywały, że drużynę prowadzoną przez byłego trenera Wisły Płock stać na dużo. W dodatku objawił się Krzysztof Piątek, który stał się prawdziwym rewolwerowcem na włoskich stadionach. Można było zatem wyciągnąć wiele optymistycznych wniosków, tym bardziej że w nadchodzących eliminacjach Polska miała rywali ze zdecydowanie niższego poziomu.

Czołowa defensywa

Tomasz Folta / PressFocus

Jak zbudować efektywnie grający blok defensywny? Nie mogąc skorzystać z usług najlepszego bądź jednego z najlepszych polskich obrońców, Łukasza Piszczka. Mając do dyspozycji Kamila Glika będącego pod formą czy nabierającego doświadczenia Jana Bednarka. Niezaliczającego występów w Serie A Arkadiusza Recy i jeszcze kilku zawodników, którzy dopiero mieli zgrywać się na kadrze.

Poradnik dający odpowiedź na te wszystkie pytania mógłby napisać właśnie Jerzy Brzęczek, bo to jemu udało się zbudować naprawdę solidny blok defensywny, jeden z najskuteczniejszych i tracących najmniej goli ze wszystkich drużyn w całych eliminacjach. Pod tym względem Polacy przegrywają jedynie z Belgią, czyli czołową reprezentacją świata! Druga sprawa, że przeciwnicy w polskiej grupie to nie są z pewnością najtrudniejsi rywale, jakich można było wylosować, ale tak czy inaczej trudno pominąć taki stan rzeczy. Co jak co, ale pod tym względem reprezentacja według statystyk wygląda na bardzo mocną.

Nie jest winą selekcjonera, że Austriacy nie wykorzystali swojego potencjału, jakim dysponują. To samo tyczy się innych rywali, których też stać na więcej. Polska mimo swoich problemów nie traci zbyt wielu goli, co potwierdziło się także w meczach Ligi Narodów. Tylko Portugalia była w stanie strzelić Polakom trzy bramki, ale czy powodem do wstydu jest dać sobie wbić tyle goli w rywalizacji z najlepszą ekipą w całej Europie?

Konsekwencja

Jerzy Brzęczek jest selekcjonerem, który najwidoczniej nie lubi zmian i który idzie wcześniej wyznaczoną drogą, konsekwentnie wcielając w życie swoje idee. Mimo krytyki robi po prostu swoje, a najlepszym argumentem broniącym jego decyzje są z pewnością wyniki. Cel został zrealizowany. Polska miała awansować na mistrzostwa Europy i tak też uczyniła, nie bijąc się do ostatnich minut, nie stwarzając niepotrzebnie swoim kibicom momentów niepokoju.

Duży wpływ na ten wynik ma oczywiście Zbigniew Boniek, który nie ugiął się pod namowami kibiców czy krytycznymi uwagami dziennikarzy na temat zmiany selekcjonera. Brzęczek pozostał na swoim stanowisku, zrealizował cel, wprowadził kilka nowych twarzy i przed nim spokojniejszy okres, w którym będzie mógł planować przyszłość nastawioną na europejski turniej.

Na pytanie, czy powoływani zawodnicy się sprawdzili, też można rzucić argumentem broniącym decyzji samego zainteresowanego. Ten, jak się okazuje, cierpliwie czekał na lepszy czas Recy, który jest realną opcją, by załatać dziurę na lewej stronie obrony. Coraz lepiej pisze się przyszłość w kadrze Przemysława Frankowskiego czy Jacka Góralskiego, ale i bardzo ładnie wprowadził się do reprezentacji Sebastian Szymański. Jan Bednarek to także postać, która w niedalekiej przyszłości może dać jeszcze więcej drużynie narodowej, a w odwodzie są kolejni.

Adam Starszynski / PressFocus

Wiele także zależy od formy samych reprezentantów. Cały kraj liczy na powrót do dyspozycji z poprzedniego sezonu Krzysztofa Piątka. Na Arkadiusza Milika z eliminacji do ME 2016, na Piotra Zielińskiego, który wciąż jest niespełnionym polskim talentem. Ważną kwestią jest też forma szkieletu, który od lat trzyma całą kadrę. Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak to postacie, które są potrzebne w swojej najlepszej dyspozycji, a Robert Lewandowski w formie, jaką pokazuje w Bayernie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze