Plusy pierwszej części sezonu w Primera Division


12 stycznia 2016 Plusy pierwszej części sezonu w Primera Division

Za nami 19 kolejek Primera Divison, a więc półmetek. W związku z tym jest to dobry moment na przeanalizowanie tego, co w minionych miesiącach trwającego sezonu było dobre i złe. Na pierwszy ogień idą pozytywne aspekty tych rozgrywek, których jak co roku jest wiele, ale nie wszystkie z nich okazują się kluczowe dla obecnego kształtu tabeli.


Udostępnij na Udostępnij na

Galicyjskie odrodzenie

Prawdopodobnie nikt przed startem sezonu nie postawiłby nawet kilku złotych na to, że Deportivo La Coruna i Celta Vigo będą zajmować miejsca w górnej połówce tabeli. O ile w przypadku drużyny z Estadio Balaidos do przewidzenia było, że będzie znajdować się w środku tabeli, o tyle trudno było przypuszczać, że podopieczni Eduardo Berizzo na półmetku będą zajmować piąte miejsce. Mało tego, drużyna prowadzona przez argentyńskiego szkoleniowca bardzo długo utrzymywała się w czołówce, nie tracąc kontaktu z liderującymi drużynami, a nawet sama przez kilka kolejek zajmowała pozycję lidera.

Dobre występy zawodników Celty nie mogły umknąć trenerom lepszych klubów. W ten sposób za darmo do Atletico Madryt odszedł Augusto Fernandez, a FC Barcelona za wszelką cenę usiłuje znaleźć sposób, by z Balaidos wyciągnąć swego wychowanka Nolito.

Prawdziwą sensacją jest jednak pozycja drużyny prowadzonej przez Victora Fernandeza. Gdy „El Depor” w maju rzutem na taśmę utrzymało się w lidze, remisując w ostatniej kolejce z FC Barcelona, uważano, że kolejny sezon może być powtórką z rozrywki. Na razie wiele wskazuje na to, że tak się nie stanie, choć pod koniec pierwszej części sezonu Deportivo obniżyło loty, spadając na dziewiąte miejsce w tabeli i tracąc tylko cztery punkty do piątej Celty.

Kopciuszek w czołówce

Jose Mendilibar
Jose Mendilibar (fot. Elosasunista.com)

Drużyna, która na dobrą sprawę w poprzednim sezonie spadła z ligi (pozostała w niej dzięki kłopotom finansowym Elche, które zostało zdegradowane do Segunda Division), jest największą sensacją sezonu. Przed jego startem podopiecznych Jose Luisa Mendilibara wymieniano wśród głównych kandydatów do spadku, a tymczasem małe miasteczko, którego 27 tysięcy mieszkańców mogłoby się w całości zmieścić na czternastu stadionach Primera Division, stoi przed szansą walki o grę w europejskich pucharach.

Było już kilka przypadków drużyn z małych miejscowości, które usiłowały podbić najwyższe klasy rozgrywkowe w swoich krajach. Wystarczy popatrzeć za naszą zachodnią granicę, gdzie od lat z powodzeniem w Bundeslidze gra Hoffenheim. Tam pojawił się jednak bogaty właściciel, a Eibar to klub, jakich w Hiszpanii wiele.

Wywalczenie gry w europejskich pucharach jest bardzo prawdopodobne w przypadku hiszpańskiego kopciuszka, w poprzednich sezonach udział w nich gwarantowało bowiem średnio 58 punktów na koncie. Biorąc pod uwagę fakt, że drużyna Mendilibara na półmetku rozgrywek ma w dorobku 30 oczek, można stwierdzić, że to właśnie klub z 27-tysięcznego miasteczka może napsuć sporo krwi powoli łapiącej oddech Sevilli, Athleticowi Bilbao czy Valencii, jeśli ta zdoła się odrodzić.

Słabsi potentaci

Dwójka, która w ostatnich latach zdominowała rozgrywki w Hiszpanii, w tym sezonie nie kroczy już tak pewnie od zwycięstwa do zwycięstwa. To działa na korzyść ligi, jeśli chodzi o jej atrakcyjność, bo dawno nie było tak, że na półmetku rozgrywek w walce o mistrzostwo liczyły się cztery drużyny.

Obie drużyny od początku sezonu miały swoje problemy. „Barcę” dotknęła plaga kontuzji, podczas której „Duma Katalonii” straciła sporo punktów. Z kolei „Królewscy” byli trapieni różnymi wewnętrznymi konfliktami. Niemniej jednak sytuacja, w której w walce o pierwsze miejsce liczą się więcej niż dwa kluby, podnosi atrakcyjność rozgrywek.

Coraz lepszy Neymar

Minione 19 kolejek pokazało, że na hiszpańskich boiskach rośnie kolejna wielka osobistość piłkarska, która za kilka lat może przejąć schedę po Leo Messim i Cristiano Ronaldo. Neymar, którego postawę w ostatnich miesiącach porównuje się do tej, którą czarował Ronaldinho, nie bawi się piłką tak jak legendarny Brazylijczyk, ale pokazuje, że za kilka lat może stać się liderem drużyny.

Obecne rozgrywki wystawiły 23-latka na próbę, która pozwoliła mu jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła. Kontuzja Messiego – bo to ona właśnie była tą próbą – pokazała, że na Camp Nou nie wróciły demony przypominające pogłoski o „Messidependencii”. To pokazuje, że Neymar – mimo tego, że nadal wdaje się w bezsensowne prowokacje – dojrzał, choć ten proces nie dobiegł jeszcze końca.

Renesans hiszpańskich napastników

Starsze pokolenie wśród napastników rodem z Hiszpanii imponuje w tym sezonie skutecznością. 34-letni Ruben Castro grający dla Betisu Sevilla strzelił w tym sezonie osiem z 13 ligowych bramek dla drużyny z Andaluzji. Kolejny jest Javi Guerra, grający dla Rayo Vallecano. 33-letni napastnik zdobył dla „Piratów” już dziewięć bramek. Dalej w kolejce znajduje się Artiz Aduriz, który świetnie wszedł w ten sezon i nie zwalnia tempa, jedenastokrotnie wpisując się na listę strzelców zawodników Athleticu Bilbao. 34-letni napastnik to najskuteczniejszy zawodnik w drużynie prowadzonej przez Ernesto Valverde, z 41% udziałem we wszystkich bramkach zdobytych w tym sezonie przez baskijski klub.

Nieco młodszymi imponującymi skutecznością zawodnikami są Lucas Perez i Imanol Agirretxe. Pierwszy z nich to 27-letni napastnik Deportivo La Coruna, który w obecnych rozgrywkach strzelił 12 bramek, co daje mu 46% udziału przy wszystkich bramkach zdobytych przez klub z Galicji. Z kolei o rok starszy napastnik Realu Sociedad z 12 bramkami na koncie może pochwalić się aż 55-procentowym udziałem przy bramkach zdobytych przez swój klub.

https://www.youtube.com/watch?v=XPGGniqrpeo

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze