Legia Warszawa zremisowała z Rosenborgiem 1:1. Taki wynik oznacza, że temat awansu do fazy grupowej LE jest nadal otwarty. Poniżej prezentujemy wypowiedzi niektórych zawodników Legii po tym spotkaniu.
– Trudno powiedzieć, co się stało. Na pewno nie był to mój dzień. Drużyna nie zagrała najlepiej, ale płacz w niczym nie pomoże. Musimy szukać pozytywów. Chcemy w Norwegii zagrać zdecydowanie lepiej. Nikt nie spodziewał się łatwej przeprawy. Rosenborg okazał się wymagającym rywalem, który wiedział, czego chce. Mieliśmy swoje okazje, ale i Norwegowie mogli dołożyć jeszcze jedną bramkę. Powinniśmy wyciągnąć wnioski. Nam brakowało agresji w środku pola. Pozwoliliśmy rywalom na wiele. Wiedzieliśmy, że zespół z Trondheim stosuje dużą rotację. Tak wyszło, że miałem więcej zadań defensywnych. Oczywiście ta drużyna na pewno nie prezentuje kosmicznego poziomu i nadal pozostaje w naszym zasięgu – skomentował mecz Miroslav Radović.
– Norwegowie byli w naszym zasięgu. Mogliśmy wygrać, niekoniecznie różnicą jednego gola. Niestety, skończyło się tylko na remisie 1:1. Nie będzie łatwo o awans. Nie możemy być szczęśliwi, bo zasłużyliśmy na zwycięstwo. Co prawda podobny scenariusz był przed rokiem i nie obraziłbym się, gdyby i tym razem było podobnie. Dzisiejszy mecz kosztował nas wiele sił, ale do ostatniej minuty rewanżu będę wierzył w awans. Rosenborg dużo się ruszał, a my chyba mieliśmy z tym trochę problemów. Zdenerwował mnie ten stracony gol – dodał Dusan Kuciak.
– Rosenborg okazał się bardzo mocną ekipą, czym trochę nas zaskoczył. Szkoda, że Norwegowie wyrównali w ostatnich minutach. W kontekście tego wyniku rewanż zapowiada się jako trudne spotkanie. W drugiej połowie mogliśmy podwyższyć prowadzenie. Najlepszej okazji nie wykorzystał Kuba Kosecki po podaniu Radovicia. Ja sam mogłem strzelić gola, ale po dryblingu piłka odeszła mi zbyt daleko i kopnąłem ją czubkiem buta. Faworytami są Norwegowie, mają dobry rezultat. Zobaczymy, co czeka nas w rewanżu. Cieszę się z powrotu „Rado”. Dzisiaj zaliczył asystę przy golu, więc spełnił swoje zadanie – zakończył Danijel Ljuboja.