Klub z północnej części Francji jeszcze kilkanaście miesięcy temu przechodził kryzys. Do jego powstania przyczyniły się wybujałe ambicje właściciela i machlojki związane z pozyskiwaniem środków na transfery. Skutkiem tych brudnych zagrań był zakaz transferowy, a w oczach jawiła się nawet wizja degradacji. Jeśli wspomnimy również aspekt sportowy zespołu Bielsy, katastrofa była blisko.
Dziś „Les Dagues” funkcjonują zupełnie inaczej, a ich jedynym problemem jest PSG. Gdyby nie zespół z Paryża, to kto wie, czy Lille nie walczyłoby o mistrzostwo Francji. Podopieczni Galtiera tracą do klubu ze stolicy dziesięć punktów, a ten ma jeszcze do rozegrania trzy zaległe mecze. W tym wszystkim najważniejsze jest to, jak trzykrotni zwycięzcy Ligue 1 powstali z kolan. Od początku roku drużyna zanotowała komplet zwycięstw. Wizja gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie jest naprawdę realna.
Porządki po Bielsie
Od sezonu 2010/2011, w którym to Lille zdobyło mistrzowski tytuł, zespół plasował się w pierwszej ósemce. Wyjątkiem był sezon 2016/2017 – 11. lokata, jak i 2017/2018. Najgorszy był ostatni z nich, w którym widmo spadku zaglądało w oczy. Finalnie udało się zająć ostatnie bezpieczne, siedemnaste miejsce. Dzieła tego dokonał obecny szkoleniowiec, Christophe Galtier. Tym większe to osiągnięcie z racji zakazu transferowego, który zastał zimą nowy coach. Argentyńczyk w połowie sezonu zastąpił swojego rodaka, Marcelo Bielsę.
„El Loco”, który obecnie trenuje Leeds United, narobił we francuskim klubie nieziemskiego bałaganu. Rewolucję zaczął podczas letniego okienka transferowego. Pozbył się doświadczonych zawodników, a sprowadził aż 13 młodych za ok. 70 mln euro. Wszystko to okazało się krachem, a wyniki były tragiczne. Znany z reżimu szkoleniowiec w zaledwie kilka miesięcy stał się jak dynamit, rozsadził szatnię. Piłkarze zaczęli narzekać, że całe dni spędzają w klubie.
Nowe życie
Galtier został zatrudniony w grudniu 2017 roku i ugasił pożar po Bielsie. Na plus wyszła znajomość ligi dzięki trenowaniu Saint-Etienne przez osiem lat. W poprzednim klubie sztywno trzymał się taktyki 4-3-3 i stronił od przesadzonej ofensywy, tu robi inaczej. Śmiało postawił na wariant 4-2-3-1 i grę do przodu. Christophe latem przeprowadził porządki, na które wydał niecałe 10 milionów euro. Imponujące, mając na uwadze fakt, że na sprzedaży zarobił pięć razy tyle.
Młodość połączył z doświadczeniem i stworzył wybuchową mieszankę, która dziś jest rewelacją w lidze francuskiej. Kluczowe było pozyskanie Fonte, portugalskiego obrońcy z dużym doświadczeniem. Za podobny ruch trzeba uznać kupno Loica Remy’ego, byłego reprezentanta „Trójkolorowych”. Nie można wykluczyć, że wyróżniający się gracze zostaną latem sprzedani. Zapewne któryś z nich będzie następnym Edenem Hazardem.
Naprawdę mocni
Zawodnicy ze Stade Pierre-Mauroy ostatnio w lidze rozbili OGC Nice aż 4:0. Był to ich czwarty z rzędu ligowy triumf. Trzeba przyznać, że pod względem statystyk „Les Dogues” nie ustępują kroku liderom z „Parku Książąt”. Liczba zdobytych bramek, 40, daje drugi wynik w tejże klasyfikacji. 22 stracone gole to świetny wynik. Lepszym pochwalić się mogą tylko trzy kluby. Duża w tym zasługa Maignana, 23-letniego golkipera pochodzącego z Gujany Francuskiej.
Sukces w defensywie to również niewątpliwie zasługa Jose Fonte. Portugalczyk wraz z Zeki Celikiem zaliczyli najwięcej występów w linii obrony Lille. Pozycja zespołu to w głównej mierze świetny bilans na własnym stadionie. Z dwunastu meczów domowych aż osiem wygranych i tylko jedna porażka.
Zabójczy atak
Prawdziwą siłę teamu Galtiera stanowi atak. Nicolas Pepe, Jonathan Bamba i Rafael Leao to tercet, który miał udział aż przy 39 bramkach zdobytych przez francuski klub. Najlepszym z nich jest ten pierwszy, Pepe. 23-latek zdobył już 16 goli i zaliczył 9 asyst. Nieocenione są jego występy w spotkaniach wyjazdowych, w których to zdobył 67% bramek strzelonych przez zespół! W statystykach bramek i asyst ustępuje tylko zawodnikom PSG. Nic dziwnego, że na swoich radarach ma tego snajpera Arsenal i Manchester City.
Bamba z kolei to były podopieczny Geltiera z poprzedniego klubu. W obecnej kampanii 22-latek miał udział przy dziesięciu trafieniach. Ostatni z tercetu, Leao, to 19-letni Portugalczyk, autor pięciu goli. Średnia wieku tej trójcy jest imponująca, wynosi 21 lat. Niech żyje młodość!
Coś mi się widzi, że po następce Edena Hazarda Chelsea musi pójść dokładnie tam, skąd Eden Hazard przyszedł. Historia zatoczy koło? #Hazard #Pépé #LOSC #CFC
*Hazard idąc do Chelsea miał 21 lat, Nicolas Pépé miałby lekko ponad 24. pic.twitter.com/SAGcSiY4za— Kuba Karpiński (@kuba_karpinski) February 5, 2019