Piłkarz turnieju – Oribe Peralta


Igrzyska olimpijskie już za nami. Meksykanie zaskoczyli wszystkich, najbardziej rzecz jasna Brazylijczyków, i dość nieoczekiwanie wywalczyli upragniony złoty medal. Przyszedł więc czas na podsumowanie turnieju, w którym działo się naprawdę sporo ciekawego. Na pierwszy ogień idzie wybór najlepszego piłkarza tych rozgrywek.


Udostępnij na Udostępnij na

Już od pierwszego meczu faworyt do miana najlepszego piłkarza wydawał się być jeden. Chodzi oczywiście o Neymara, który w trzech meczach fazy grupowej zdobył dwie bramki i czarował kibiców swoją grą. Nawet w ćwierćfinale, w którym „Canarinhos” wypadli dość słabo, gracz Santosu strzelił gola z karnego i był wyróżniającym się zawodnikiem. Półfinał to również popis Brazylijczyka, ale ostatecznie nie do niego wędruje tytuł piłkarza turnieju. Skoro nie „następca Pelego”, wybór wydaje się oczywisty – Oribe Peralta. Meksykanin zdobył dwie najważniejsze bramki w turnieju i przez cały czas jego trwania był wyróżniającym się graczem swojej reprezentacji.

Miano najlepszego piłkarza turnieju miało przypaść Neymarowi. Gdyby nie ten nieszczęsny finał...
Miano najlepszego piłkarza turnieju miało przypaść Neymarowi. Gdyby nie ten nieszczęsny finał… (fot. Skysports.com)

Kim jest w ogóle ten meksykański napastnik? Większość kibiców piłki nożnej zapewne nie kojarzy zawodnika, który poprowadził swój zespół do olimpijskiego złota. Urodzony w Torreon 28-letni Peralta to piłkarz występujący na co dzień w meksykańskim Santosie Laguna. Santosie, który rozpoczął już obecny sezon tamtejszej Primera Division i musiał radzić sobie z brakiem swojego podstawowego napastnika. A brak to bolesny, bo w poprzednich rozgrywkach Peralta w 40 meczach strzelił aż 28 goli. Karierę reprezentacyjną na dobre rozpoczął pod wodzą Luisa Fernando Teny, który prowadził Meksyk podczas olimpiady. To właśnie Tena w 2011 roku powołał Peraltę na igrzyska panamerykańskie w Meksyku, na których „Aztekowie” sięgnęli po złoto, a Peralta, rozgrywając pięć meczów, zdobył sześć bramek i został królem strzelców. Powołanie na londyńskie igrzyska było więc formalnością. 28-latek ma również za sobą kilka występów w dorosłej reprezentacji, dla której strzelił jedną bramkę.

Meksykanie rozpoczęli tegoroczną olimpiadę od rozczarowującego – na tamten moment rzecz jasna – remisu z Koreą Południową, późniejszym brązowym medalistą. Sam Peralta zaliczył kiepski występ i w 66. minucie został zmieniony przez Giovaniego dos Santosa. Ten sam dos Santos skradł serca meksykańskich kibiców w drugim meczu fazy grupowej, zdobywając obydwie bramki w wygranym 2:0 pojedynku z Gabonem – przy pierwszym trafieniu asystą popisał się nie kto inny jak Peralta. Później jednak nastał w końcu czas piłkarza turnieju. Gol w spotkaniu ze Szwajcarią, a także błyskotliwy występ i chęć wzięcia ciężaru gry na siebie w momencie, kiedy drużynie nie szło, sprawiły, że drużyna Fernando Teny wyszła ze swojej grupy na pierwszym miejscu z siedmioma punktami na koncie.

W ćwierćfinale, pomimo faktu, że Meksyk zdobył aż cztery bramki, Peralcie nie udało się wpisać na listę strzelców ani też zanotować choćby asysty, ale po raz kolejny był wyróżniającym się zawodnikiem w swojej drużynie, robiąc wiele zamieszania do spółki z dos Santosem i Aquino. Meksykanin wszystko, co najlepsze, zostawił na najważniejsze mecze, w których walka toczyła się już o medale. Półfinał rozpoczął się dla drużyny z Ameryki Północnej najgorzej, jak tylko mógł, bo już w 11. minucie Yuki Otsu dał prowadzenie Japonii. Przed tym trafieniem lepsze wrażenie sprawiali jednak Meksykanie, głównie za sprawą właśnie Oribe Peralty, który dwukrotnie wypracowywał sobie sytuacje strzeleckie. Na kolejny zryw gracza Santosu Laguna czekaliśmy aż do drugiej połowy. Przy stanie 1:1 i narastającej przewadze Japonii to właśnie Peralta dał sygnał do ataku swoim kolegom. Opłaciło się to bardzo szybko – dwojący się i trojący napastnik zdołał przejąć piłkę niefrasobliwie zachowującym się obrońcom rywala i pięknym strzałem dał prowadzenie Meksykowi. Bramka równie cudowna, co i odbierająca nadzieję drużynie z Kraju Kwitnącej Wiśni, która już się po niej nie podniosła.

Bohaterem narodowym Peralta stał się jednak dopiero po półfinale. Co prawda przed pojedynkiem z Brazylią Meksyk nie był bez szans, ale zdecydowana większość ekspertów nie wyobrażała sobie, żeby „Kanarki” miały wrócić do domu bez złotego medalu. Ich miny zrzedły już w 32. sekundzie meczu, kiedy to Peralta po raz kolejny w tym turnieju wykazał się sprytem i wykorzystał nonszalanckie zagrania brazylijskich defensorów. Po przejęciu piłki nie czekał zbyt długo i huknął sprzed „szesnastki”, wprawiając w ekstazę cały meksykański naród. W pojedynku Neymar – Peralta na samym początku na prowadzenie wysunął się gracz Santosu, ale Santosu Laguna. Neymar miał jednak prawie 90 minut na udowodnienie, dlaczego zasługuje na miano najlepszego piłkarza turnieju. Niestety, sztuka ta mu się nie udała. Nastawieni głównie na kontry Meksykanie sprawili, że Peralta nie błyszczał, ale nie robił tego także Brazylijczyk, który chyba trochę zbyt mocno wierzył w swoje umiejętności. Wdawanie się w dryblingi z trójką obrońców przeciwnika raczej pożądanych skutków nie przynosi…

Kto tam jednak przejmowałby się tym, że Peralta po zdobytej bramce niespecjalnie błyszczał, skoro ten sam zawodnik pozbawił Brazylię nadziei na walkę o złoto na kwadrans przed zakończeniem pojedynku. Gracz Santosu Laguna nie potrzebuje szybkich nóg, genialnej techniki i mnóstwa zwodów, aby zdobywać bramki. Wystarczają spryt i natura snajpera, bo to właśnie te czynniki sprawiły, że Oribe zdobył swojego czwartego gola w turnieju, uciekając – jak dzieciom – spod krycia brazylijskich obrońców i głową pakując piłkę do siatki. Na nic tym samym zdała się bramka Hulka w doliczonym czasie gry, bo to Meksyk – na czele z Peraltą – cieszył się z ostatecznego triumfu.

Cztery gole – tyle na igrzyskach olimpijskich zdobył Peralta. To trzeci najlepszy wynik w turnieju. Lepsi byli tylko Moussa Konate (5) i Leandro Damiao (6). Ten pierwszy, gdyby Senegal wyeliminował w ćwierćfinale Meksyk, mógł walczyć o miano najlepszego, bo był zdecydowanie najlepszym graczem swojej reprezentacji. Drugi, gdyby Brazylia sięgnęła po złoto, i tak zapewne piłkarzem turnieju by nie został, bo to miano przyznawane było już wcześniej Neymarowi. Możliwe oczywiście, że Damiao strzeliłby w finale dwie czy trzy bramki i przyćmił swojego kolegę, ale gdybanie nie ma sensu, bo historii nikt nie zmieni. A ta dla Brazylii jest brutalna – cudowna z kolei dla Meksyku i Peralty.

Komentarze
~lampard (gość) - 12 lat temu

raczej neymar

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze