Zwykło się mówić, że piłkarz jest na ogół odporny na wiedzę i zdroworozsądkowe myślenie. Na ogół, ponieważ zawsze znajdą się rodzynki odbiegające od reguły i łamiące wszelkie schematy. Takim właśnie rodzynkiem jest pewien Macedończyk David Babunski. Piłkarz humanista, który pisze wiersze i powieści, daje wykłady na tematy duchowe, walczy o prawa człowieka. Słowem – ewenement.
Podczas gdy inni zawodnicy zabijają czas przed meczem, grając na Playstation, on zgłębia tajniki neurobiologii. Gdy inni święta spędzają w rodzinnym gronie, on pomaga uchodźcom w przygranicznym obozie. W piłkarskim światku nietrudno spotkać wiele barwnych osobowości, jednakże przypadek Babunskiego bezapelacyjnie przebija wszystkie inne.
Jaki ojciec, taki syn
Rodzina Babunskich zaistniała w futbolu nie tylko w jednym pokoleniu. Ojciec Boban jako piłkarz występował w takich klubach jak Vardar Skopje, CSKA Sofia czy AEK Ateny. Po zawieszeniu butów na kołku zajął się trenerskim fachem. Teza mówiąca, że był lepszym graczem niż szkoleniowcem, nie byłaby trudna do udowodnienia. Prowadzona przez niego kadra młodzieżowa Macedonii radziła sobie co najwyżej przeciętnie, natomiast stołeczny Vardar pod jego wodzą osiągnął oszałamiający wynik mniej niż punktu na mecz. W lipcu zeszłego roku pożegnano go bez żalu. Od tamtej pory wciąż pozostaje bezrobotny.
Z kolei młodszy brat Dorian piłkarską karierą rozpoczynał w Realu Madryt. Stamtąd po kilku latach przeniósł się do Słowenii, by występować dla Olimpiji Lublana oraz NK Radomlje. Bałkany, śladami starszego brata, zamienił na Kraj Kwitnącej Wiśni. Obecnie przywdziewa barwy drugoligowej Machidy Zelvia.
Cała trójka przez dłuższy czas mieszkała razem w Hiszpanii, a będąc dokładniejszym, w Castelldefels, gdzie – co ciekawe – swój dom posiada Leo Messi. Najpierw jednak Boban opuścił ciepłe morze i piaszczyste plaże, by prowadzić młodzieżówkę Macedonii, a krótko po nim Dorian podpisał umowę z „Królewskimi” i przeniósł się do Madrytu.
Przed pięcioma laty wszyscy trzej spotkali się ponownie, lecz w dość nietypowych okolicznościach. Ojciec powołał dwóch swoich synów na zgrupowanie. To pierwszy – i jak dotąd jedyny – taki przypadek w historii futbolu. Prędko raczej się nie powtórzy. O ile w ogóle.
Kataloński gen
Ale po kolei. David pierwsze poważne kroki w futbolu stawiał w La Masii, słynnej na całym świecie akademii FC Barcelona. To właśnie tam już od najmłodszych lat wpajano mu wartości, którymi ma kierować się w życiu. Babunski nie przeszedł obok tego obojętnie. – Od dziecka moją uwagę przykuwały największe problemy egzystencjalne. Kim jestem? Dlaczego tu jestem? Jaki jest mój cel? Czym tak naprawdę jest życie? – mówił w rozmowie z „Mundo Deportivo”.
Duchowy rozwój szedł w parze z piłkarskim. Młody Macedończyk systematycznie piął się po szczeblach młodzieżowej akademii. W 2011 roku został wybrany nawet młodym sportowcem roku w Macedonii. Wiązano z nim spore nadzieje – niektórzy widzieli w nim następcę samego Andresa Iniesty. Wyhamował dopiero w rezerwach.
Ze względu na dużą konkurencję w pierwszym zespole szanse na regularną grę Babunskiego równały się zeru. Luis Enrique dał mu zadebiutować podczas turnieju towarzyskiego o Puchar Katalonii i… to by było na tyle. Został co prawda włączony do kadry na spotkania Ligi Mistrzów, jednak nigdy w niej nie zagrał. David nie zamierzał występować na peryferiach poważnego futbolu.
Dlaczego nie wyszło w Barcelonie? – To bardzo skomplikowane, tam grają najlepsi z najlepszych i trudno przebić się do pierwszej jedenastki. To było bardzo trudne, ale uznałem, że lepiej będzie rozpocząć moją profesjonalną karierę w innym miejscu – tłumaczył.
Dziesięcioletni pobyt w Barcelonie dobiegł końca. W Katalonii Babunski dorastał zarówno jako piłkarz, jak i człowiek, w związku z czym bardzo emocjonalnie potraktował swoje odejście. Z tej okazji napisał kilkustronicowy list skierowany do wszystkich osób, z którymi miał styczność w trakcie gry dla „Blaugrany”.
– To szmat czasu, więc zebrałem wszystkie myśli. Były podziękowania, ale również apele i wnioski. Prosiłem najmłodszych, żeby nie myśleli o liczbie obserwujących na Instagramie czy kolejnych drogich samochodach, tylko doceniali zaszczyt, jakim jest gra w Barcelonie. Do tych najbardziej znanych apelowałem, żeby wykorzystali moc, jaką mają. Żeby brali odpowiedzialność za swoje czyny, bo miliony dzieci chcą ich naśladować. To zresztą trochę zatrważające, że bohaterami naszych czasów są piłkarze – wspominał piłkarz w wywiadzie dla „Przeglądu”.
Treść listu została przetłumaczona na kilka języków, co siłą rzeczy odbiło się szerokim echem nie tylko w stolicy Katalonii. Wzbudził wśród ludzi duży podziw, pisząc: (…) Ludzie współczują mi, ale odejście nie jest żadną porażką, dramatem ani smutkiem. Straszne są porzucenie domu i rodziny z powodu terroryzmu, zagrożenia wojną czy atakami bombowymi. Bieda, głód, katastrofy ekologiczne – to jest nasza prawdziwa, wspólna porażka.
Barcelonę zamienił na Belgrad. Transfer do Crveny zvezdy okazał się kompletnym niewypałem – nie grał regularnie, a jak już grał, to raczej końcówki spotkań niż pełen wymiar czasu. – W Serbii poznałem ciemną stronę futbolu. Przez dziewięć miesięcy nie otrzymywałem wypłat, warunki i organizacja ligi były skrajnie złe, ale dzięki temu stałem się silniejszy i postrzegam rzeczy z zupełnie innej perspektywy – twierdził.
Po zaledwie jednym sezonie powędrował do japońskiej Yokohamy Marinos. Skąd taki egzotyczny kierunek? – Gdy dowiedziałem się o ofercie z Kraju Kwitnącej Wiśni, uznałem, że dzięki temu poszerzę swoje horyzonty. Poznam nowy język, kulturę i wrócę bogatszy o pewne doświadczenia – tłumaczył.
Przeciętnie i bez fajerwerków – tak w najprostszy sposób można określić pobyt Babunskiego w drużynie marynarzy. Stamtąd po dwóch latach przeniósł się do Omiyi Ardija, która występuje w tamtejszej drugiej lidze. Sportowo spory zjazd, lecz pod względem życiowym czuje się naprawdę dobrze z uwagi na wartości i sposób życia Japończyków.
Filozof, działacz społeczny… kto jeszcze?
Wokół osoby Babunskiego zrobiło się głośniej z okazji mistrzostw Europy do lat 21, które przed niespełna dwoma laty były rozgrywane na polskich boiskach. David będąc kapitanem swojej kadry, przebojem poprowadził kolegów do turnieju, w eliminacjach odprawiając z kwitkiem chociażby utalentowanych Francuzów. Na samych mistrzostwach już tak różowo nie było – tylko jeden punkt i ostatnie miejsce w grupie.
– Nasza pierwsza, historyczna kwalifikacja do młodzieżowego Euro stała się czymś wartościowym zarówno dla drużyny, jak i całego kraju. Dostarczyła narodowi nowej energii, podstawę, na której możemy zacząć budować jaśniejszą przyszłość. Dzięki piłce nożnej pozytywnie wpłynęliśmy na ludzi – opowiadał w języku będącym kompletnym przeciwieństwem „mowy trawy” dla portalu Goal.com.
Jednak to nie przez grę, mimo że był wiodącą postacią w drużynie, a niezwykłą osobowość zaskarbił sobie sympatię kibiców na świecie. W 2015 roku w trakcie najgłębszego kryzysu migracyjnego w Europie David wraz z bratem i czwórką przyjaciół udali się do jednego z obozów dla uchodźców zlokalizowanym w miejscowości Gewgelija, tuż przy granicy z Grecją.
– Chciałem bliżej poznać los tych ludzi. Pomóc materialnie i zarazem duchowo – graliśmy w piłkę i trochę pokolorowaliśmy to ich życie. Nie mogę uwierzyć, że ludzie ich wyśmiewają i lekceważą. Nigdy nie badają problemów od korzeni, tylko bezmyślnie wydają wyroki. Czują się lepsi niż osoby, które muszą uciekać, by przetrwać i ratować życie. To absurd – snuje wątek.
Babunski rozjaśnia źródło swoich zainteresowań: – Wszyscy jesteśmy filozofami. To było naturalne, wszyscy jesteśmy ciekawi jak dzieci. Byłem po prostu bardziej ciekawy i pełen pasji. Jednocześnie ubolewa nad kondycją otaczającej nas rzeczywistości: – Martwię się brakiem głodu inteligencji, mądrości, człowieczeństwa, empatii, współczucia, jedności i duchowego rozwoju.
Babunski łamie wszelkie stereotypy dotyczące zawodu piłkarza. – Żyjemy w czasach, gdy piłkarze są pod wieloma względami bohaterami społeczeństwa, lustrem dla wielu dzieci. Kiedy futbol ma tak aktywny i masowy udział w społeczeństwie, natychmiast staje się ważną częścią kultury. Widzimy piłkę nożną jako małe zwierciadło społeczeństwa odsłaniające jego moralność.
– Chcę przekształcić futbol w ogólnoświatową praktykę rozwoju świadomości, edukacyjną dziedzinę poszerzania wiedzy o sobie, narzędzie do społecznej transformacji i postępu, fundament podstawowych wartości ludzkich i duchowego katalizatora służącemu przebudzeniu mas – mówił Babunski. Marzenie ściętej głowy lub też nie, wystarczy życzyć jedynie powodzenia.
Ostatnimi czasy tendencja inwestowania w swoje wykształcenie wśród piłkarzy przybiera na sile. Vincent Kompany może szczycić się tytułem magistra z zarządzania przedsiębiorstwem, Giorgio Chiellini w dziedzinie ekonomii, Grzegorz Krychowiak ukończył organizację klubów sportowych, Jacek Magiera to z wykształcenia historyk, a to przecież tylko kilka z licznych przykładów.
Wydaje się, że mit piłkarza – debila upada na naszych oczach. Piłkarz intelektualista to już nie bezczelny oksymoron, a najprawdziwsza rzeczywistość.