Piłkarski nokaut w Poznaniu


Niezwykle efektowny mecz mogli zobaczyć kibice w Poznaniu. W sobotę Lech rozgromił Ruch Chorzów aż 6:2. Goniący w klasyfikacji strzelców Pawła Brożka, Marcin Zając zanotował 2 trafienia, a cała drużyna „Kolejorza” zaprezentowała się z bardzo dobrej strony.


Udostępnij na Udostępnij na

Mecz miał dwie różne odsłony. Pierwsze 45. minut było niezwykle wyrównane, a zespół „niebieskich” każdą akcją udowadniał, że krążąca o nim opinia jako o najlepszym beniaminku nie jest bezpodstawna. Każdą sytuacje w obrębie własnego pola karnego mocno przeżywał Franciszek Smuda, który po raz pierwszy w tym sezonie wystawił na środku obrony parę – Dawid Kucharski, Tomasz Midzierski. Z powodu kontuzji wypadli etatowi obrońcy „Kolejorza” Zlatko Tanevski i Marcin Dymkowski. Ponadto poważne urazy leczą nadal inni defensorzy Bartosz Bosacki i Grzegorz Wojtkowiak. Innym poważnym zmartwieniem Smudy, było wotum nieufności jakie przed tygodniem wyrazi kibice Lecha domagając się lepszych wyników.

Lechici postanowili pomóc swojemu trenerowi i pierwsza bramka padła dla piłkarzy w niebiesko-białych koszulkach. W 10. minucie indywidualną akcją popisał się Marcin Zając, który po przełożeniu sobie piłki na lewą nogę, mocnym strzałem pokonał Matko Perdjicia. O dziwo Ruch nie załamał się i szybko odpowiedział gospodarzom. Gola strzelił kapitan gości Wojciech Grzyb, wykorzystując dobre dośrodkowanie Martina Fabusa. Lech nie rezygnował i znów wyszedł na prowadzenie, tym razem za sprawą Piotra Reissa, który dokładne podanie Jakuba Wilka zamienił na gola. Później okazji z obu stron nie brakowało, ale do przerwy żadna bramka już nie padła. „W pierwszej połowie zaskoczyliśmy gospodarzy. Graliśmy bardzo dobrze, lecz brakowało nam skuteczności. Pod względem taktycznym dobrze się nam ten mecz układał.” – podsumował pierwszą połowę Duszan Radolsky. Wtórował mu Franciszek Smuda, dodając – „Ruch rozegrał w pierwszej połowie bardzo dobre spotkanie. Nie mogliśmy rozwinąć naszych akcji w odpowiednim tempie, dlatego było nam tak trudno.”

Druga połowa zaskoczyła wszystkich zgromadzonych tego dnia przy Bułgarskiej. 5 bramek, 2 rzuty karne, 1 czerwona kartka – tymi wydarzeniami, można by obdarzyć kilka ligowych spotkań. Decydującym momentem było ukaranie Ireneusza Adamskiego czerwonym kartonikiem. Obrońca Ruchu sfaulował w polu karnym wychodzącego na czystą pozycję Hernana Rengifo. Prezentu w postaci jedenastki nie wykorzystał jednak Piotr Reiss, mylący się w takich sytuacjach niezwykle rzadko. Grający z przewagą Lechici postanowili pójść za ciosem, „zamykając” w obrębie własnej połowy przyjezdnych. Pomiędzy 74. a 77. minutą swoje bramki zdobyli Kucharski i Rengifo, doprowadzając do wysokiego prowadzenia Lecha. Wydawała się, że mecz będzie już jednostronny, niespodziewanie jednak gola na 4:2 strzelił Ruch. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Remigiusz Jezierski głową pokonując Krzysztofa Kotorowskiego.

Gdy na stadionowym zegarze wybiła 87. minuta, a część kibiców myślami była już w domu, piłkarze Lecha postanowili sprawić sobie i swoim fanom niespodziankę grając ofensywnie do ostatniej sekundy meczu. Wtedy właśnie swoją drugą bramkę zdobył Marcin Zając, nie dając z najbliższej odległości szans bramkarzowi rywali. Zdenerwowani takich obrotem spraw, defensorzy beniaminka w doliczonym czasie gry popełnili kolejny błąd faulując w polu karnym Henrego Quinterosa. Jedenastkę tym razem pewnie na bramkę zamienił sam poszkodowany, podwyższając wynik na 6:2!

Zdobycie trzech oczek pozwoli Lechowi zachować kontakt z walczącą o mistrzostwo czołówką. Chwile spokoju będzie miał też Franciszek Smuda, którego pozycja w przerwie zimowej może być bardzo zagrożona. Wszystko zależy od 6 października, kiedy to „Kolejorz” zmierzy się u siebie ze swoim największym rywalem – Legią. Ewentualna wygrana pozwoli popularnemu „Franzowi” znów na dobre wkupić się w łaski poznańskich kibiców.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze