Pierwsze derby dla Red Bulls


26 kwietnia 2010 Pierwsze derby dla Red Bulls

W pierwszych w historii derbach Interstate 95 Red Bulls okazali się lepsi od Philadelphia Union. Mecz nie był porywającym widowiskiem, ale gospodarzom ponownie dopisało szczęście. Drużyna Piotra Nowaka poniosła trzecią, kolejną porażkę na wyjeździe, a nowojorczycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli Konferencji Wschodniej. Okazja do rewanżu już we wtorek – tym razem w rozgrywkach o Puchar USA.


Udostępnij na Udostępnij na

Piękna, słoneczna pogoda i pierwszy w historii mecz derbowy z rywalem zza miedzy przyciągnęły na stadion w Harisson ponad 15 tys. kibiców. Jeden z sektorów wypełniony był fanami beniaminka z Philadelphii, którzy przez cały mecz gorąco dopingowali zespół prowadzony przez naszego rodaka. W miejscowej drużynie nie wystąpił kontuzjowany Mac Kandji. Złamana na wtorkowym treningu kość w stopie Senegalczyka wyeliminuje go z gry przez 8-12 tygodni, dlatego też na boisku od początku pojawił się Duńczyk, Brian Nielsen. Nowy nabytek Red Bulls przyleciał do USA w czwartek i trenował ze swoimi kolegami zaledwie raz. Biorąc to wszystko pod uwagę, spisał się nieźle – tak podsumował debiut młodzieżowego reprezentanta Danii Hans Backe. – To inny piłkarz niż Kandji. Dał nam szybkość i „duńską” jakość na skrzydle.

Red Bulls znowu górą!
Red Bulls znowu górą! (fot. własne, Danny Blanik)

Z szybkością nie przesadził, ale na jakąkolwiek jakość trzeba będzie jeszcze poczekać, bo Nielsen nie pokazał nic szczególnego. Jego koledzy rozpoczęli równie niemrawo i – co już staje się tradycją – oddali pole graczom przyjezdnym. W 4. minucie, po pięknym, prostopadłym podaniu reprezentanta Wenezueli, Alejandro Moreno, w dogodnej sytuacji znalazł się Sebastien LeToux, ale jeden z najlepszych bramkarzy MLS w tym sezonie, Bouna Coundoul, nie dał się zaskoczyć. Kilka minut później grający w różowo-fioletowych butach Francuz zmarnował kolejną okazję, posyłając piłkę obok prawego słupka bramki nowojorczyków.

Gospodarzom gra się nie kleiła, ale kilka akcji przy odrobinie precyzji mogło przynieść powodzenie. W 7. minucie, po dobrym podaniu Richardsa, kąśliwym uderzeniem tuż nad poprzeczką popisał się Salou. Ten sam zawodnik w 28. minucie… uratował gości od utraty bramki, przyjmując na ciało potężną bombę Joela Lindpere spoza pola karnego. 6 minut później, po rzucie rożnym, do piłki najwyżej wyskoczył Juan Pablo Angel, ale trafił w stojącego na linii bramkowej Michaela Orozco, który reprezentował barwy USA na olimpiadzie w Pekinie w drużynie prowadzonej przez… Piotra Nowaka.

W meczu nie brakowało walki w powietrzu
W meczu nie brakowało walki w powietrzu (fot. własne, Danny Blanik)

W 41. minucie najlepszą w pierwszej części okazję do zdobycia bramki dla Red Bulls zmarnował Angel. Kapitan nowojorczyków otrzymał świetne podanie od Estończyka Lindpere, ale w sytuacji sam na sam nie potrafił przechytrzyć kolejnego olimpijczyka, Chrisa Seitza.

Druga odsłona była nieco lepsza, ale w dalszym ciągu brakowało płynnych, zazębiających się akcji. Na całe szczęście dla kibiców przynajmniej padły bramki. Już pierwsza groźniejsza akcja gospodarzy dała im prowadzenie. Po wymianie podań pomiędzy Ibrahimem Salou i Jeremy Hallem ten drugi ładnie zacentrował, a ten pierwszy celnie strzelił głową. Nie bez winy był przy tej akcji bramkarz Union, który nie trafił w piłkę, wychodząc do dośrodkowania. Goście na wyrównanie potrzebowali zaledwie dziewięciu minut. Po składnej akcji i dośrodkowaniu Moreno wzdłuż bramki piłka minęła Halla i trafiła do niepilnowanego LeToux, który bez problemu wpakował piłkę do siatki i zdobył czwartego gola w sezonie. I przy tej bramce zawinił golkiper, ponieważ nawet nie próbował przeciąć centry Moreno.

„Kocioł” miejscowych jak zwykle prezentował się świetnie
„Kocioł” miejscowych jak zwykle prezentował się świetnie (fot. własne, Danny Blanik)

W 67. minucie losy meczu rozstrzygnęły się. Na długą wrzutkę w pole karne zdecydował się, rozgrywający kolejne świetne zawody, Tim Ream, a nieatakowany przez nikogo Orozco przyjął piłkę ręką. Decyzja Kevina Stotta mogła być tylko jedna: rzut karny, który pewnie wykorzystał Angel, strzelając trzeciego gola w tej edycji MLS Cup. – Nie sprzyja nam szczęście, a na dodatek popełniamy pojedyncze szkolne błędy, które decydują o końcowym wyniku – narzekał po meczu Piotr Nowak. – Niektóre z nich są do wyeliminowania na treningach, a o całą resztę można się tylko pomodlić.

Goście starali się przycisnąć, ale ich akcjom brakowało wykończenia. Najlepszą okazję zmarnował wybrany z nr. 7 w SuperDrafcie 2010, pozyskany prosto z South Forsyth High School w Georgii, Jack McInerney, który w 84. minucie zachował się jak na 17-letniego młokosa przystało, strzelił głową zbyt lekko i obok bramki Coundoula. Nowak nie boi się wprowadzać młodzieży do drużyny, ale nie owija niczego w bawełnę: – Jack powinien spisać się w tej sytuacji dużo lepiej i wykorzystać taką okazję, szczególnie, iż była to końcówka spotkania i ważyły się losy meczu. W doliczonym czasie gry Czerwone Byki mogły ukłuć po raz trzeci, ale wprowadzony po przerwie Sinisa Ubiparipovic trafił w wychodzącego z bramki Seitza.

Nowak i Backe mieli pełne ręce roboty
Nowak i Backe mieli pełne ręce roboty (fot. własne, Danny Blanik)

Kolejne szczęśliwe zwycięstwo i 12 punktów zdobytych w pięciu meczach bardzo cieszą kibiców i Hansa Backe: – Nasze mecze są bardzo wyrównane i pełne walki, ale najważniejsze jest to, że jakimś cudem udaje nam się wygrywać, choć na pewno nie przychodzi nam to łatwo i to jeszcze nie jest to, czego oczekuję. Jestem natomiast bardzo zadowolony, że grając 7 czy 8 graczami z ubiegłego fatalnego sezonu znajdujemy się obecnie w zupełnie innej sytuacji. Diametralnie innej, bo obecnie Red Bulls zdecydowanie prowadzą w tabeli Konferencji Wschodniej. Ekipa Nowaka znajduje się na przeciwnym biegunie, wyprzedzając tylko pozostających bez punktu DC United, z którą w najbliższą sobotę zmierzą się nowojorczycy. Początek meczu na RFK Stadium w Waszyngtonie o godz. 16:00.

V Kolejka MLS 2010:
Sobota, 24 kwietnia 2010, 16:30
Red Bulls Arena, Harrison, New Jersey

New York Red Bulls – Philladelphia Union 2:1 (0:0)
1:0 – Salou 50′, 1:1 – LeToux 59′, 2:1 – Angel 67′ (karny)

Piotr Nowak narzekał na brak szczęścia
Piotr Nowak narzekał na brak szczęścia (fot. własne, Danny Blanik)

Red Bulls: 18 Bouna Coundoul – 17 Jeremy Hall, 12 Mike Petke, 5 Tim Ream, 7 Roy Miller (11 Danleigh Borman 67′) – 19 Dane Richards, 33 Carl Robinson, 20 Joel Lindpere, 21 Brian Nielsen (8 Sinisa Ubiparipovic 67′) – 29 Ibrahim Salou (6 Seth Stammler 74′), 9 Juan Pablo Angel.
Trener: Hans Backe

Philadelphia Union: 1 Chris Seitz – 2 Jordan Harvey (19 Jack McInerney 78′), 16 Michael Orozco, 11 Shea Salinas, 26 Christian Arrieta – 6 Stefani Miglioranzi, 7 Fred, 20 Roger Torres (23 Nick Zimmerman 46′), 8 Andrew Jacobson (10 Danny Mwanga 60′) – 9 Sebastien LeToux, 15 Alejandro Moreno
Trener: Piotr Nowak

Sędziował: Kevin Stott
Żółte kartki: Mike Petke (70′ faul)
Widzów: 15 619

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze