W Premier League został już tylko jeden niepokonany zespół. Kto jednak sądził, że na początku października klubem tym pozostanie Manchester City, ten prawdopodobnie z przymrużeniem oka traktował dzisiejszego rywala "Obywateli". Tak naprawdę dopiero dziś Guardioli przyszło się mierzyć z najtrudniejszym rywalem od początku jego brytyjskiej przygody. Owszem, samo wrześniowe starcie z rywalem zza miedzy było niezwykle istotne, lecz to dopiero dzisiejszy przeciwnik miał postawić chwalonemu zespołowi hasło: "sprawdzam". Bo w przeciwieństwie do Manchesteru Mourinho Tottenham Mauricio Pochettino to dziś najwyższa półka, jeśli chodzi o organizację gry.
Nie było dziś wątpliwości, kto tak naprawdę na White Hart Lane zasługiwał na pełną pulę. Niezwykle perfekcyjny, do bólu waleczny Tottenham jako pierwszy znalazł receptę na kompletne zatrzymanie rozpędzonej błękitnej lokomotywy z Manchesteru. Choć na papierze,zwykłe 2:0 nie wygląda może tak jednoznacznie, bardziej wnikliwa obserwacja nie pozostawia złudzeń co do końcowego wyniku.
Uważna gra w obronie
Defensywa Tottenhamu przypominała dziś największy koszmar Guardioli z poprzedniego sezonu – Atletico Madryt. Ile tu było uważnej i mądrej gry piłką, nieustępliwości oraz czujnej pracy z tyłu. Jeszcze raz okazało się, że powyższe atrybuty mogą skutecznie wyeliminować z gry największe armaty hiszpańskiego szkoleniowca. Owszem, Manchester wygrał dziś mnóstwo statystyk, jakich — nie będzie to oczywiście wielka zagadka. Tyle że właśnie podania i posiadanie piłki w dużym stopniu ograniczały się do najgorszego wydania tiki-taki – podań wszerz i przynajmniej o jedno tempo zbyt wolnego rozgrywania.
Dominacja i intensywność w środku pola
„Kogutom” należy się solidna piątka do dziennika za odrobienie pracy domowej. Świadczyć o tym może zdecydowana przewaga, jaką niemal przez całe spotkanie zawodnicy Mauricio Pochettino utrzymywali w centralnej części boiska. Co istotne, nie była to inicjatywa charakteryzująca się tylko wyłączaniem przeciwnika z gry. Za destrukcją podążała również kreacja w sferze ofensywnej. Szczególnie dużą rolę odegrał dziś duet nowych środkowych pomocników, sprowadzonych latem Sissoko i Wanyamy. Sporo dobrego wnieśli również ustawiony wyżej Dele Alli oraz Christian Eriksen, często szukający gry w środkowej strefie, do której schodził ze skrzydła. Tak skonstruowana druga linia gospodarzy przyniosła drużynie wiele korzyści. To zresztą odzwierciedlały liczby. Tottenham górował dziś we wszystkich statystykach świadczących o wysokim zaangażowaniu, tj. odbiorów, pressingu etc. W starciu z takim przeciwnikiem Fernando i Fernandinho wyglądali jak dzieci we mgle, co zwłaszcza temu drugiemu nie zdarza się tak często. Nie mamy wątpliwości, dziś Manchester City Guardioli po raz pierwszy trafił na tak świetnie zorganizowanego i intensywnie grającego rywala.
Koniec zależności od Kane’a
Mało kto zwraca uwagę na to, jak wielką w ostatnim czasie zmianę przeszła ekipa Tottenhamu, świadczącą o kompletnej piłkarskiej dojrzałości. Mowa oczywiście o świetnej grze zespołu bez Harry’ego Kane’a w składzie. To, co jeszcze kilka miesięcy temu byłoby prawdziwym koszmarem, dziś coraz mocniej przypomina przepiękną bajkę. Brak reprezentanta Anglii to dużo większa nieprzewidywalność w ataku, wymiana pozycji między czołowymi zawodnikami, a także odważne wykorzystywanie Sona. Ten ostatni zresztą jest w kapitalnej dyspozycji już od wielu tygodni. Dzisiejsza asysta Koreańczyka to tylko kolejna cegiełka do wyjątkowo udanego dorobku.
Brak De Bruyne’a
Tak, powtórzymy się, lecz to własnie Belga upatrywaliśmy przed sezonem w roli kluczowego piłkarza „The Citizens”. I rzeczywiście, dzisiejszy mecz tylko utwierdził nas w tym przekonaniu. Zresztą, tu już nie chodzi tylko o suche fakty i statystyki, lecz o ogólną dyspozycję Manchesteru City w ofensywie. Drużyna „Obywateli” sprawiała dziś wrażenie ekipy dużo wolniejszej, mniej pomysłowej. Jak to ujął jeden z naszych kolegów – „nijakiej”. Aguero wyglądał kompletnie niewyraźnie, Sterling przegrywał niemal wszystkie pojedynki. W ogóle nie funkcjonowały dziś skrzydła. Skoro środek zdominowały „Koguty”, a na skrzydłach Manchester nie miał kim dziś straszyć, wynik mógł paść tylko jeden.