Gdy spotykają się dwie drużyny prezentujące tak radosną grę w defensywie, można spodziewać się atrakcyjnego meczu. Różnica polegała na tym, że Arsenal miał w składzie dwóch fenomenalnych napastników – Aubameyanga i Lacazette'a. Arsenal pokonał Valencię 4:2 na Estadio Mestalla, a Unai Emery dostanie szansę na zdobycie już czwartego pucharu Ligi Europy. Tym samym można już głośno to powiedzieć – w tym sezonie Anglia rządzi.
Valencia przystępowała do tego meczu jako ostatni rycerz, który bronił honoru La Liga. „Nietoperze” do dziś pozostawali jedyną drużyną z Półwyspu Iberyjskiego w grze o europejskie puchary. Niestety dla fanów Valencii, dziś zostali okrutnie wypunktowani przez skuteczny zespół Emery’ego. Zaczęło się nieźle, bo od bramki Gameiro w 11. minucie spotkania, ale potem było już coraz gorzej. Obrońcy gospodarzy popełniali koszmarne błędy w defensywie, co w przypadku gry przeciwko takiemu duetowi strzeleckiemu musiało się skończyć tragicznie.
Kosmiczny atak Arsenalu, gorzej z obroną
Najlepsze jest to, że „Kanonierzy” wcale nie zagrali jakiegoś znakomitego meczu. Długimi momentami Valencia dominowała na boisku i spychała gości do nieporadnej defensywy. Jak jednak miało to miejsce już wielokrotnie w tym sezonie, Arsenal został wyciągnięty za uszy przez swoich napastników.
Aubameyang strzelił trzy bramki, a jedną dorzucił piłkarz roku w drużynie Arsenalu – Lacazette. Starczy powiedzieć, że wszystkie siedem goli, jakie „Kanonierzy” strzelili w tym dwumeczu, były autorstwa tej dwójki. Co więcej, nikt w historii tej londyńskiej drużyny nie strzelił więcej bramek w półfinałach europejskich pucharów. Aż przypomina się Liverpool z sezonu 2013/2014, który miał wtedy kapitalny duet Suarez – Sturridge. Wtedy oni, tak jak dziś duet Arsenalu, ciągnęli przeciętny zespół i maskowali ich dziury w obronie. Żeby przypomnieć sobie ostatniego piłkarza, który w międzynarodowych rozgrywkach zapakował trzy bramki Valencii na Estadio Mestalla, musimy cofnąć się aż do roku 1992. Wtedy hat-trickiem popisał się napastnik Napoli, Fonseca.
Gdybyśmy mieli na wszystkich pozycjach tej klasy zawodników co Lacazette i Aubameyang, to bilibyśmy się do końca o mistrzostwo… #VALARS
— Mikołaj Dusiński 🇵🇱🇪🇺 (@misiek_86) May 9, 2019
W obronie było już dużo gorzej, a kolejne błędy Monreala czy Maitlanda-Nilesa mogły przyprawiać kibiców „Kanonierów” o palpitację serca. Przy drugiej bramce dla Valencii nie popisał się Petr Cech, który walczy o trofeum w swoich ostatnich meczach w karierze. Jeśli „Kanonierzy” będą chcieli powalczyć w finale o złoto, będą musieli wystrzegać się takich błędów. Nie zawsze uda się bardziej wystrzelać przeciwnika.
Emery League
Chyba trzeba coraz poważniej myśleć o przemianowaniu tych rozgrywek na Ligę Emery’ego. Jego osiągnięcia w tych rozgrywkach są kosmiczne i zaczynają przypominać tryb kariery w jakiejś grze komputerowej. Hiszpan przeszedł przez 24 (!!) rundy Ligi Europy z rzędu – dwa razy eliminacje, trzy fazy grupowe, cztery rundy 1/16 finału, cztery rundy 1/8 finału, cztery ćwierćfinały, trzy półfinały i trzy finały. Jeśli dołożymy do tego trzy zwycięstwa z rzędu, wyłania nam się prawdziwy hegemon.
Recepta na powrót do LM w przypadku kolejnego nieudanego sezonu jest banalnie prosta. Zatrudniasz na rok Emery'ego, on wygrywa LE i kwalifikuje cię do LM, potem się żegnacie. Profit.
— Marcin Długosz (@DlugoszMarcin) May 9, 2019
„Kanonierzy” mają już niewielkie szanse na zakończenie sezonu Premier League w czołowej czwórce, więc Liga Europy może okazać się jedyną drogą do upragnionej Ligi Mistrzów. Ligi Mistrzów, bez której Emery mógłby się czuć rozczarowany. Trzeba oddać Hiszpanowi, że całkiem nieźle poradził sobie z klubem, którego opuścił człowiek –legenda z ponad 20-letnim stażem. Widać, że przed nim jeszcze ogrom pracy, ale już teraz można dostrzec progres względem lat poprzednich. Zdobycie trofeum już w pierwszym sezonie może też pomóc mu w wynegocjowaniu większego budżetu transferowego u władz klubu.
Koniec dominacji Hiszpanii?
Odpadnięcie Valencii oznacza, iż po raz pierwszy od 2013 roku (!!) nie zobaczymy hiszpańskiej drużyny w finale co najmniej jednych europejskich rozgrywek. Zespoły z Półwyspu Iberyjskiego jak dotąd nie miały sobie równych na arenie międzynarodowej, co było dużą zadrą w oku fanów Premier League. Teraz jednak ci ostatni mają powody do triumfowania, bowiem doświadczymy aż dwóch angielskich finałów.
Nie oznacza to jednak, że Hiszpania już na zawsze oddaje pałeczkę. Nic nie trwa wiecznie, szczególnie w piłce nożnej, a obecny stan rzeczy można tłumaczyć potrzebą zmiany pokoleniowej. Barcelona zaatakuje Ligę Mistrzów ponownie w kolejnym sezonie, a Real i Atletico będą silniejsze po letniej przebudowie. Jeśli taki stan rzeczy powtórzy się jeszcze w dwóch, trzech sezonach, wtedy będzie można mówić o wskoczeniu Anglii na pierwsze miejsce w hierarchii.
Spanish teams have been in the #UCL final in 2009, 2011, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018.
But when the final is in Spain (2010 and 2019) they are nowhere to be seen. pic.twitter.com/u7A07RztJ8
— Bet9ja (@Bet9jaOfficial) May 9, 2019
Krótko trwały nadzieje Valencii
Nastroje fanów „Nietoperzy” mogą przypominać prawdziwą sinusoidę w tym sezonie. Zaczęło się fatalnie, bo od ogromnej liczby remisów i miejsca w dolnej części tabeli La Liga. Sytuacja Marcelino na początku 2019 roku była fatalna i zarząd Valencii coraz mocniej rozważał jego dymisję. Wtedy jednak ekipa z Estadio Mestalla zaczęła seryjnie punktować i nagle znalazła się z powrotem w wyścigu o czołową czwórkę Primera Division. Do tego doszedł finał Pucharu Króla oraz półfinał Ligi Europy. Gdy wydawało się, że w dosyć sensacyjnych okolicznościach Valencia może pokusić się o najlepszy sezon od lat, coś się na ostatniej prostej zepsuło. Valencia przegrała kluczowy mecz z Eibarem i praktycznie wypadła z walki o czwarte miejsce w lidze. Dziś odpadła z europejskich pucharów, a na horyzoncie w finale krajowego pucharu czeka rozdrażniona Barcelona. Może się okazać, że na końcu Valencia zakończy sezon rozczarowana.
Jedynym piłkarzem, do którego dzisiaj nie można było mieć pretensji, był Kevin Gameiro. Francuz jest prawdziwym killerem w Lidze Europy, gdzie strzelił już 26 bramek. Tylko sześciu zawodników w historii zdobyło więcej. Dziś ten napastnik strzelił dwa gole, ale jego koledzy z drużyny nie dostosowali się do tak wysokiego poziomu.
🦇 Kevin Gameiro in this competition = 🔥🔥🔥
⚽️2⃣3⃣
👕5⃣4⃣#UEL pic.twitter.com/e4Syovp007— UEFA Europa League (@EuropaLeague) May 9, 2019