Piast radził sobie nieźle przez cały mecz, Śląsk zagrał świetne dwie minuty. Wygrali ci drudzy, choć na pewno nie zaliczą dzisiejszego, wygranego 2:1, spotkania do najlepszych w sezonie.
Runda jesienna Ekstraklasy nieuchronnie zmierza ku końcowi. Pomimo finiszu, tabela rozgrywek – a przynajmniej jej druga połówka – jest niezwykle ciasna. Przed 13. kolejką rozgrywek ósmy Piast Gliwice był tylko o pięć punktów lepszy od znajdującego się w strefie spadkowej Zagłębia Lubin. Nic dziwnego, że gliwiczanie, którzy od trzech kolejek nie sięgnęli po komplet oczek, przystąpili do pojedynku ze Śląskiem mocno skoncentrowani. Rywal „Piastunek” również potrzebuje punktów na gwałt, ale w przeciwieństwie do zespołu ze Śląska z meczu na mecz ich forma rośnie. Nawet w meczu z faworyzowanym Lechem wrocławianie nie ustępowali Kolejorzowi, a w ostatecznym rozrachunku nie przegrali z przeciwnikiem, ale ze słabą dyspozycją arbitra.
Dzisiejszy mecz jest potwierdzeniem tezy, że w przyrodzie nic nie ginie. Śląsk w spotkaniu przed tygodniem atakował, przez większą część meczu przeważał, ale to Lech wygrał. Teraz to Piast miał optyczną przewagę, ale do siatki trafiali gospodarze. W pierwszej połowie spotkania byliśmy świadkami dwóch minut, które wstrząsnęły gliwiczanami. Najpierw w 37. minucie piłka, nie wiadomo jakim cudem, znalazła się pod nogami Vuka Sotirovica, któremu nie pozostało nic innego, jak pokonać Kwapisza. Piłkarze prowadzeni przez Dariusza Fornalaka najwyraźniej chcą dorównać supermarketom, w których ponad miesiąc przed wigilią można już kupić ozdoby choinkowe oraz czekoladowe renifery. „Piastunki” zaczęły także przedwcześnie rozdawać świąteczne prezenty swojemu rywalowi. W rolę św. Mikołaja wcielił się Mariusz Muszalik, który dopuścił do straty piłki, do której dopadł Sotirović, wygrywając pojedynek sam na sam z bramkarzem.
Chyba nawet na najbardziej zmobilizowany zespół dwie bramki stracone w krótkim odstępie czasu podziałałyby demotywująco. Tym sposobem druga połowa, podobnie jak pierwsza, poziomem nie porywała. Śląsk starał się kontrolować sytuację, a Piast nie był w stanie zewrzeć sił, bowiem brakowało mu stosownych argumentów w postaci kluczowych zawodników. Fornalak od jakiegoś czasu ma problemy z ustaleniem meczowej osiemnastki. Zespół przetrzebiła grypa – wyleczeni zawodnicy wracają, a chorują nowi. Tym bardziej chwała „Piastunkom”, że zdołały strzelić kontaktowego gola. Piłkę, dosłownie, wpakował do siatki środkowy obrońca Chylaszek. Jak się później okazało, był to jedyny i ostatni zryw Piasta w tym meczu. Goście zagrali niezłe 90 minut, Śląsk był w kapitalnej dyspozycji przez dwie minuty. 120 sekund wystarczyło wrocławianom na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść.