Petteri Forsell. Fiński pistolero ratujący honor spadającej z ligi Korony Kielce. Facet mimo że z brzuszkiem, to także ze świetnie ułożoną stopą, zrywający pajęczyny bramek polskich stadionów. Zawodnik ten wzbudza czasami zachwyt, dlatego sprawdzamy, jak to w końcu z nim jest. Nadaje się do czegoś czy zupełnie nie?
Petteri Forsell pojawił się w Polsce w sezonie 2016/2017, a więc jak na futbol już dawno temu. Trafił do występującej wówczas w 1. lidze Miedzi Legnica i zanotował ładne liczby, grając w tym klubie. Łącznie 32 mecze, 15 bramek i 9 asyst. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, nawet bardzo dobrym, gdyby nie sylwetka Fina, bo ten – delikatnie mówiąc – wyglądał tak, jakby stołował się wyłącznie w McDonald’s i nie szczędził sobie hamburgerów. Z dolnośląskim zespołem wywalczył awans do ekstraklasy, miewał lepsze momenty i nawet zainteresowała się nim Cracovia. Z krakusami był już nawet dogadany, ale transfer ofensywnego pomocnika wyłożył się na ostatniej prostej. Kością niezgody i bólem głowy Michała Probierza okazała się właśnie nadwaga…
Fin nie trafił pod Wawel i znalazł nowy klub poza granicami Polski, ale do tej wracał dwukrotnie: za każdym razem ponownie do Miedzi, a w końcu wylądował w ekstraklasowej i pragnącej pozostać w najwyższej lidze Koronie Kielce. Reprezentując barwy drużyny z Suzuki Areny, błysnął, grał dobrze i pojawiał się na ustach piłkarskich kibiców, ale… „oponki” z przodu nie zlikwidował.
– Petteri Forsell jest w ogniu dyskusji piłkarskiej Finlandii, z tą różnicą względem Polski, że grono zachwyconych jego grą zdaje się zdecydowanie większe. Owszem, we wszelakich komentarzach fanów, zwykłych ludzi i jego rodaków pojawia się temat wyglądu, ale nie zapominają o piłkarskiej jakości – mówi nam Mateusz Dubiczeńko, ekspert od fińskiej piłki (tutaj możecie zapoznać się ze skarbem kibica ligi w Finlandii, dziełem naszego roznówcy).
Jak zatem traktować fińskiego pomocnika? Czy to zawodnik, który może być dobry tylko na tle polskich czy fińskich rywali? Ot, taka piłkarska ciekawostka?
Drugie życie w Koronie Kielce
Forsell w swojej karierze zwiedził już kilka klubów, ale w żadnym nie zagrzał miejsca na dłużej. Śledząc jego piłkarskie losy, rzec można, że jest prawdziwym królem wypożyczeń, bo gdziekolwiek grał… zawsze lądował na jakimś wypożyczeniu. Trafił nawet do tureckiego Bursasporu i to za 500 tysięcy euro, jednak to koniec tej historii… Ta nowsza, wiążąca się z legnicką Miedzią i Polską, zaczyna się dokładnie 9 lutego 2016 roku i z małymi przerwami trwa do dziś.
Bilans często wyśmiewanego – ze względu na wagę – Forsella nad Wisłą nie jest zły. W 1. lidze rozegrał 58 meczów, w ekstraklasie 50, we wszystkich ligowych rozgrywkach zdobył 35 goli i zanotował 16 asyst – całkiem przyzwoicie. Z pewnością byłby traktowany zupełnie inaczej, gdyby nie ta nieszczęsna otyłość i kto wie, może dziś grałby w dużo lepszym klubie. Gra jednak w Koronie Kielce, gdzie mimo mizernej postawy całego teamu prezentuje się dobrze, wygląda, jakby przeżywał drugą młodość (ma 29 lat), a jego bramki z rzutów wolnych są ozdobą tej czasem smutnej ligi. Wydaje się jednak, że wyżej nie przeskoczy, głównie ze względu na swój styl prowadzenia się, który prowadzi do tego, o czym pisano tu już wielokrotnie. Chociaż tego, że piłkarską jakość posiada, odmówić mu nie można.
Petteri Forsell z debiutanckim trafieniem w barwach @Korona_Kielce!
⚽️ #WPŁKOR 1:3 pic.twitter.com/TGpcs8cEbb
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) May 31, 2020
– Zakontraktowanie Petteriego Forsella okazało się świetnym ruchem Korony Kielce. Fin szybko stał się niezwykle ważnym punktem zespołu głównie z powodu kapitalnie wykonywanych stałych fragmentów gry. Można powiedzieć wręcz, że był podporą kulejącej ofensywy drużyny z Suzuki Areny. To strzały Forsella budziły największy popłoch w szeregach rywali, to zagrania Forsella dawały Koronie Kielce nadzieję na utrzymanie. Niestety dla zespołu Macieja Bartoszka świetnie dysponowany Fin to okazało się za mało, by pozostać w ekstraklasie – komentuje nasz redakcyjny kolega, znający kieleckie realia, Michał Karczewski.
Petteri Forsell to nie tylko nadwaga, to również jakość
– Jeden z bardziej znaczących dziennikarzy sportowych, Ari Virtanen („Helsingin Sanomat”), określił go mianem „więźnia swojego wyglądu”. Gdyby nie dyskusja na temat jego wagi, z pewnością mówilibyśmy o piłkarzu znakomitym, na warunki fińskie nawet boiskowym magiku. Nie ulega wątpliwości, u niego w kraju, że jest piłkarzem o umiejętnościach przewyższających kluby, jakie reprezentował w swojej karierze. Bardziej luzackie podejście do kwestii diety, utrzymania wagi (zwane też przez przeciwników zwyczajnym lenistwem) sprawiły, że podbił tak naprawdę tylko Finlandię i Polskę.
W swoim debiutanckim sezonie w #Ekstraklasa @PetteriForsell strzelił 13 goli, ale nie uchronił @MiedzLegnica przed spadkiem 😢 Wszystkie trafienia Fina z 2018/19 znajdziecie ⤵https://t.co/EmZxbeZKIa pic.twitter.com/tlIk7fh0nT
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) July 10, 2019
Środowisko „obrońców” piłkarza bez większych wątpliwości zauważa, że to gracz, który zasługuje na swoje miejsce w reprezentacji kraju. Jednocześnie ma być tym najbardziej niedocenianym i wyszydzanym przez swój wygląd. Trudno jednak, tak szybko, komukolwiek przypisać, jaką rolę w układance Kanervy miałby pełnić. Sami kibice zauważają, że Finlandia skupia się w zdecydowany sposób na drużynowej obronie, walce przy każdej okazji, a takich zachowań na boisku Forsell nie gwarantuje.
Ale czy ktoś, kto nie jest wzorem sportowego trybu życia, powinien reprezentować swój kraj? To chyba jeden z największych zarzutów, jaki mają jego przeciwnicy. Im tak bardzo przeszkadza fakt, że jest piłkarzem biegającym po boisku niewiele i niezbyt szybko. Grono hejterów skupiających się wyłącznie na wyglądzie potrafiło podczas ligowych spotkań krzyczeć z trybun słowa „jesteś gruby i wiesz o tym”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Petteri rozdzielony jest na dwa światy wśród rodaków i fanów piłkarskich. Faktycznie podziwiany za umiejętności czy wykonywanie stałych fragmentów gry, ale jednocześnie srogo krytykowany za wygląd nieadekwatny do profesjonalnego gracza, na dodatek reprezentanta kraju. Taki stan utrzyma się już nie tylko do końca jego kariery, ale też po niej w kolejnych opowieściach… chyba że wróci do kadry i zrobi w jej barwach coś, co zapisze się na stałe w historii ich futbolu – tak Dubiczeńko relacjonuje podejście do Forsella w jego rodzinnym kraju.
Suma zalet i wad
Finlandia, Turcja, Polska, Szwecja… Petteri Forsell kawałek piłkarskiej Europy zwiedził, chleb – a może hamburgery – z niejednego pieca już jadł i swoje szanse otrzymał. Reprezentował swój kraj, miał okazję spotkać kilku dobrych piłkarzy i trenerów, ale właściwie zawsze w jego otoczeniu pojawiał się suchy fakt: jego waga. To, że trafił do Bursasporu, nie świadczy wyłącznie o tym, że ma dobrego agenta, a że miewa przebłyski dużego kunsztu. Że są to tylko przebłyski wnioskować można po tym, że nigdzie nie zagościł na dłużej – przecież w końcu, prędzej czy później, ktoś musiałby poznać się na doskonałym talencie.
Fin nie jest zły, wręcz przeciwnie, jest dobry, świetny technicznie, grający z głową, umiejący zagrać nieszablonowo. W dzisiejszej piłce to jednak nie wszystko, bo uwagę zwracać należy również na inne aspekty, a z tym u „Koroniarza” bywa różnie. Słaba gra z tyłu, braki w defensywie, cechy wolicjonalne czy „leniuszkowatość” nie pozwoliły i nie pozwolą mu zrobić większego kroku w przód. Do tego dochodzi ten ciągnący się za nim od bardzo dawna brzuszek i podsumowując… jest w miejscu, w którym powinien być. PKO Ekstraklasa okazuje się dla niego idealną przystanią – no chociaż gdyby rzeczywiście wziął się za siebie i zaczął o siebie dbać… nie, to niemożliwe. Kontrakt Fina z Koroną wygasa już wkrótce, a chrapkę na niego ma kilka klubów, dlatego liczymy, że ujrzymy jeszcze kilka zerwanych pajęczynek!
P.S.: Wiecie, kogo przypomina nam historia Forsella? Nie? To już spieszymy z odpowiedzią. Macieja Terleckiego. Było wszystko, dopóki koszulka nie stawała się za ciasna.