W Hiszpanii kolejny emocjonujący weekend rozpoczęty. Jak to zwykle bywa, już w sobotę nie zabrakło emocji.
Real Madryt – Recreativo Huelva 1:0 (1:0)
Sneijder 39′
Duże emocje wzbudziła pierwsza sobotnia konfrontacja hiszpańskiej Primera Division, w której piłkarze Realu Madryt podejmowali przed własną publicznością Recreativo Huelva. „Królewscy” po ostatniej wpadce z Realem Valladolid chcieli zrobić wszystko, aby zapisać na swoim koncie trzy punkty. Zadanie na pewno nie było proste, bo Recreativo, mimo że okupuje miejsce w strefie spadkowej, przed tygodniem grając z Barceloną pokazało, że jest solidną drużyną. Podopieczni Lucasa Alcaraza nie mają jednak za sobą najlepszego okresu, a ostatni punkt zdobyli 2 listopada w konfrontacji z Getafe przed własną publicznością.
Real ten mecz musiał wygrać, a na zagrożonym stratą pracy Schusterze ciążyła ogromna presja. Od początku „Królewscy” więc zaatakowali, lecz z marnym skutkiem. Tymczasem goście bardzo ambitnie próbowali stwarzać zagrożenie pod bramką Ikera Casillasa. Na szczęście Realu, na posterunku byli Ramos i Pepe. Choć gospodarzom sytuacji nie brakowało, to zazwyczaj były one mało klarowne. Riesgo musiał jednak w końcu skapitulować. W 39. minucie miała miejsce dwójkowa akcja Gutiego ze Sneijderem. Holender po niespodziewanym strzale zdobył bramkę. Po szturmie „Królewskich” na bramkę Recreativo w końcu kibice na Santiago Bernabéu krzyknęli z radości. Więcej goli w pierwszej połowie już nie padło, choć ku temu okazji nie brakowało.
Dość niemrawy mecz w drugiej połowie zaczął się powoli rozkręcać. Teraz nie tylko Real, lecz i przyjezdni z Hulevy atakowali, a przy kilku sytuacjach sporo musiał się napracować Iker Casillas. Obie drużyny zaczęły walczyć o piłkę w środku pola, tymczasem sędzia nie zauważył zagrania ręką w polu karnym Pepego. Może 100% akcji brakowało, za to walka była na całego. Jej konsekwencją była kontuzja Gonzaga (został zmieniony przez Saviolę) , a chwilę później boisko na noszach opuszczał Higuain. Choć bramek w drugiej połowie już nie zobaczyliśmy, to kibice Realu mimo trzech punktów, bardzo niepokoją się o Higuaina, który miał być głównodowodzącym w ataku podczas długiej nieobecności Ruuda van Nistelrooya.
Villarreal – Valladolid 0:3 (0:3)
Sesma 24′, Sesma 44′, Prieto 45′
Dwie drużyny i dwa zupełnie różne potencjały. Gospodarze to świetny klub walczący od lat nie tylko na boiskach krajowych, ale też w europejskich pucharach. Z kolei w ostatniej kolejce Valladolid sprawiło niespodziankę pokonując Real Madryt. W tej na punkty raczej nie miało na co liczyć, Villarreal bowiem jest zespołem, który na własnym boisku nie zalicza wpadek z przeciętniakami, a w tym sezonie, jako jedyna ekipa w La Liga, nie przegrał jeszcze żadnego meczu. Tymczasem okazało się, że zawsze musi być ten pierwszy raz!
Co ciekawe, to goście przewodzili od początku do końca. Zmotywowana poprzednim zwycięstwem z Realem Madryt ekipa z Valladolid najwyraźniej chciała jako pierwsza pokonać w tym sezonie „Żółtą Łódź Podwodną”. Nieustanne ataki przyniosły w końcu efekt w postaci gola Sesmy w 24. minucie. To jeszcze bardziej podniosło na duchu gości, a tuż przed końcem pierwszej połowy znów trafił Sesma, by w 45. minucie „Żółtą Łódź” zatopił Prieto. Nikt nie spodziewał się takiego przebiegu spotkania. Gospodarze zupełnie bezradni.
Druga połowa również po stronie gości.Już po golu Prieta w pierwszej części spotkania stało się jasne, kto sobotniego wieczora wywiezie trzy punkty z Villarreal. Manuel Pellegrinii tylko zgrzytał zębami na ławce rezerwowych, widząc brak skuteczności swoich podopiecznych. Więcej w tym spotkaniu już się nie zmieniło, a wedle powiedzenia, że „zawsze musi być ten pierwszy raz”, Villarreal po raz pierwszy w sezonie przegrał.
Sevilla FC – Valencia CF 0:0
Ostatnie z sobotnich spotkań zapowiadało się z pewnością na jedno z ciekawszych, jak nie na najciekawsze rozgrywane w ramach 12. kolejki La Liga. W sobotni wieczór na Ramon Sanchez Pizjuan miejscowa Sevilla podejmowała przed własną publicznością sąsiadującą w ligowej tabeli Valencię CF. Oba zespoły w tym sezonie zamierzają walczyć o najwyższe lokaty i jak dotąd są na dobrej drodze ku temu. W bezpośredniej konfrontacji zarówno jedni, jak i drudzy bardzo chcieli wygrać i zdobyć bardzo ważny komplet punktów.
Tymczasem obie ekipy podzieliły się punktami, a mecz trochę zawiódł oczekiwania kibiców. Na Ramon Sanchez Pizjuan gole nie padły, choć mecz był zacięty. Zarówno pierwsi, jak i drudzy swoje okazje mieli, lecz brakowało skuteczności. Przez 90 minut nic nie zdołał zrobić David Villa, choć miał ku temu okazje. W odpowiedzi gospodarze kontrowali atakami Luisa Fabiana i Federica Kanoutego, ale i ci mieli słabo ustawione celowniki. Trenerzy obu ekip co chwilę łapali się za głowy, ale bramek to nie przyniosło. Ostatecznie sprawiedliwy remis.